[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dlaczego ci w końcudał ten list?  rzekł Piotr nieufnie. To podejrzane. Piotrusiu  uśmiechnąłem się, leczczułem się niepewnie, uśmiech mój był krzywy i nieszczery, jak zawsze, gdy trzeba się tłumaczyćz czegoś, czego się nie popełniło, ale co mogło się wydarzyć. Czyżbyś sądził, że ja coś potem znim?& Stary, opamiętaj się!  Dobrze  odsapnął Piotr  ale dlaczego do jakiejś biblioteki? Coty masz wspólnego z bibliotekami?  Potem rozgadaliśmy się  odpowiedziałem Piotrowi.Zachowywał się normalnie, był bardzo miły, wypytywał mnie, co studiowałem przed wojną, jakbynic innego nie wchodziło w grę, jakbym nie mógł być w jego pojęciu ekspedientem sklepowym lubmonterem elektrykiem.Stworzył miłą atmosferę jakiejś równorzędności, jakiej nie doznałemjeszcze nigdy w tym kraju, siedzieliśmy w fotelach naprzeciw siebie, piliśmy dobrą brandy zpięknych kieliszków i paliliśmy papierosy  Muratti.Kilkakrotnie wracał do tej historii na ślubie ibardzo się śmiał.Z czasem poczułem się pewniej, Hagendorf jak gdyby zrównoważył dwa świetnekawały, mój wyczyn z muszkami i jego krótka zalecanka do mnie wydały mi się jakby przynależnedo tej samej kategorii zdarzeń, równie dowcipnych jak mało istotnych, nie obowiązujących iatrakcyjnych; to było bardzo zręczne, niebawem wydało mi się wręcz, że jesteśmy dobrymiznajomymi. Może się jednak bał?  rzekł Piotr. Może  powiedziałem  lecz nie jestempewien.Na pytanie, co studiowałem, odparłem, że filologię romańską.Architektura zdała się jużraz psu na budę, jak wiesz, trzeba było spróbować z innej beczki. Przecież nie masz pojęcia ofilologii romańskiej  zezłościł się Piotr z czystej pedanterii. Jeszcze wpakujesz mi się w takąaferę, że ja pójdę siedzieć. Nic się nie bój, stary  roześmiałem się. Pewien urzędnikArbeitsamtu pouczył mnie kiedyś, że nie święci garnki lepią. Skąd ci przyszła filologiaromańska do głowy?  denerwował się Piotr. Nie wiem  odparłem  sam się nad tymzastanawiam od paru godzin.Ostatecznie nie pojmuję, dlaczego filologia romańska ma być czymśtrudniejszym od kelnerstwa lub dzwigania progów kolejowych? Czym jest gorsza od architekturylub wożenia skrzyń na dworcu towarowym? Rzeczą naszego pokolenia jest nic dobrze nie umieć,mieliśmy po temu przeszkody naturalne i ostateczne, nie danym nam było dojść do specjalizacji wżadnej dziedzinie, ale za to udzielony nam został przywilej ochoczego podejmowania się każdejroboty bez konieczności osiągania błyszczących rezultatów.Ciesz się z tego, chłopczyku, żejedyną twoją kwalifikacją jest wydolność twoich szarych komórek.Jak tylko mu powiedziałem, żemarzę o zmianie pracy, uśmiechnął się i spytał, co studiowałem.Ja, że filologię romańską, on na to,że będzie mi mógł pomóc w uzyskaniu posady w jednej z frankfurckich bibliotek miejskich.I dałmi ten list.Co ty na to?  Powinszować  rzekł Piotr oschle. Kiedy się wyprowadzasz? Piotr  powiedziałem, poważniejąc  dlaczego nie chcesz zrozumieć, że ja już nie mogę dłużejtego wytrzymać?  Czego nie możesz wytrzymać?  uśmiechnął się niedobrze Piotr. Wiktu wPark Hotelu? Plucia do kawy pana Eisslera? A może deserów naszego patissiera? Może pokoju zniekrępującym wejściem? A może tego Philipsa i dzienników radiowych z Londynu? Czego niemożesz wytrzymać, ty bezczelna świnio? Może tego parszywego mijania się z prawdziwymnieszczęściem, które oszukujesz, które masz gdzieś, a które szarpie dziś miliony ludzi na całymświecie na strzępy? Ach, ty nędzny hochsztaplerze, ty mały kanciarzu, dręczy cię, że nacinaszhistorię świata na parę marnych groszy, na równowartość twego nikczemnego powodzenia.Izamiast siedzieć cicho, jak najciszej, i obgryzać cudem złapaną kość, cholera cię pcha nie wiadomogdzie& Czekaj, doigrasz się&  Piotr odwrócił się na łóżku, aż rama jękła, i sięgnął po tytoń; byłnaprawdę zły. Nigdy się nie zrozumiemy  mruknąłem. Rozumiemy się doskonale wycedził wolno, z pogardą. Mam nadzieję, że jak uzyskasz zwolnienie z Park Hotelu,poprujesz do Francji, a potem dalej? Tak, jak kiedyś zamierzałeś. Nie  powiedziałem zimno zmieniłem zamiary.Zostaję we Frankfurcie.Nie ruszę się stąd bez ciebie, a ponieważ ty niechcesz się stąd ruszyć, więc i ja zostaję. Gdzie jest granica obłudy?  Piotr wzniósł oczy do nieba. Ten drań zostaje dla mnie& Dla mnie! Boże, nie karz kłamcy&  W słowach moichbyła jednak jakaś prawda i Piotr wiedział o tym.W chwili gdy je wypowiadałem, wszystko byłowymieszane ze sobą i splątane jak brudna bielizna w walizce: myśli i intencje, uczucia i impulsykotłowały się we mnie z mętną siłą i świeżością zaledwie sformułowanych wyobrażeń.Hella iPiotr, wołanie przygody na szlaku i pożądanie rekompensat psychicznych na miejscu, tęsknota zanowym, strach przed niewiadomym i przywiązanie do wypróbowanego  wszystkie wątki mychodruchów i chęci krzyżowały się ze sobą beznadziejnie: szarpałem je niecierpliwie ku sobie, jakrękawy fatalnie zgniecionych w jeden tobół koszul.Nazajutrz po obiedzie złożyłem wizytę baronowej von Wrangel.Była to przysadzista i otyłastaruszka o rozmazanych oczach, dość niechlujna, lecz nie rezygnująca ze szminki, obwieszonamitenkami, koronkami, aksamitkami, medalionami i używająca pince nez; jednym słowem postaćklasyczna.Natomiast głos, jakiego użyła w rozmowie ze mną, nakazywał baczną uwagę; był togłos tubalny i cierpki, jaskrawo kontrastujący z poczciwym arystokratyzmem starszej pani.Mówiła wypieszczoną francuszczyzną, pełną wyrazów z rokokowych romansów dworskich lub zwykładów w Sacre Coeur dla panien z najlepszych domów; kosztowało mnie wiele trudu, aby sięprzystosować do tego stylu, niektórych mych słów z codziennej gwary po prostu nie rozumiała.Pochodzi pan z Warszawy, jest pan Francuzem i chce pan pracować u nas  powiedziała poprzeczytaniu listu Hagendorfa, a także wysłuchawszy mej zawiłej opowieści. Studiował panfilologię romańską i praca pośród regałów, pełnych książek, stanowi pański życiowy ideał. Takjest  przytwierdziłem skromnie. Szelest zżółkłych kartek, między którymi szumi mądrośćwieków, gdzie spoczywa dorobek europejskiej myśli i uczuć, oto, za czym tęsknię. Zmuszonopana do pracy kelnera  kontynuowała baronowa  zaś chce pan powrócić do właściwej panuatmosfery życia.Zobaczę, co mogę dla pana uczynić. Okazało się, że mogła wiele; w chwilępotem przyjęty zostałem przez dyrektora biblioteki.Siedział w ciasnym pokoju, pełnym sztychówi starych map, zawalonym aż do przesady książkami.Leżały tu one w stertach, kupkach, napółkach, na stołach, zmasowane aż do granic dekoracyjnej groteski.Dyrektor przypominał miportrety Humboldta czy Leibniza, czy jakiegoś innego niemieckiego uczonego przyrodnika lubtylko pewnego aktora filmowego, specjalisty od ról dobrotliwych niemieckich uczonych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •