[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlatego też projektant ogrodu i parkuzdecydował, że nie będzie na nim ani drzew, ani pseudoantycznych bu-dowli, które mogłyby zasłaniać widok.Wydrążył za to na zboczu, nieda-leko wierzchołka, pieczarę pustelnika.Dzieci ją uwielbiały.Właśnie onepierwsze wspięły się na szczyt.Wszystkim innym szło to dużo mozolniej.We wspinaczce uczestni-czyła cała rodzina, bez żadnego wyjątku.Frederick i Roger Butlerowiewspólnymi siłami zanieśli babkę - mimo jej protestów - na sam wierz-chołek, gdy tylko, przy pomocy innych, wysiadła z kabrioletu.Barry Clif-ford ustawił tam dla niej fotel, a Neli położyła na jego oparciu poduszkę.Lawrence Vreemont i Kit zrobili to samo z lady Irene, a fotel wymościlijej Claude i Daphne Willar.Obydwie stare bratowe siedziały więc jednaprzy drugiej, niby blizniacze królowe na dwóch tronach, jak to ujął Cla-rence Butler.Lauren osłoniła je parasolkami, a Gwen pomogła Mariannerozesłać koce na trawie dla wszystkich dorosłych, którzy pragnęli usiąśći odpocząć.Lauren, co nie uszło uwagi Kita, miała zaróżowione policzki i roz-iskrzone oczy, wyglądała wyjątkowo ładnie.Kiedy wrócili znad jeziora,poszła do pokoju dziadka i pozostała tam aż do samego lunchu, na którympojawiła się wsparta na jego ramieniu i promienniejsza niż kiedykolwiek.Nie pozostało jednak zbyt wiele czasu na rozmowy czy odpoczynek.Dzieci, chętne do zabawy, wciągały do niej tych dorosłych, którzy niemieli akurat nic innego do roboty.Wkrótce zaroiło się ńa wzgórzu od zbój-ców, krzyżowców, pogromców smoków, porwanych dziewic i rabusiów zaczajonych w pieczarze.Za rumaki posłużyli im liczni starsi kuzynkowie,wujaszkowie, a niekiedy nawet i tatusiowie.Kit przez dobre pół godziny nosił wokół szczytu na barana nie tylkocałą czeredą brzdąców, ale i kilka pań, póki starsze dzieci nie zmęczyłysię zabawą.Lauren, Beatrice i Gwen dały się wciągnąć malcom do kołai kręciły się w nim razem z nimi, póki nie upadły na ziemię.Lauren zano-siła się śmiechem, gdy Anna, David i Sarah wskoczyli na nią, i ogarnęłaich ramionami, lecz matki upomniały ostro dzieci, bojąc się, że mogązrobić jej niechcący krzywdę.Dzieciarnia szybko oddała się innym grom.Mały Benjamin odkrył, żestok z tyłu pagórka jest przecięty w połowie szerokim, płaskim występemciągnącym się aż do równiny w dole, na tyle długim, gładkim i porośnię-tym trawą, aby można się po nim wspaniale turlać.Z radosnym wrza-skiem dokonał więc pierwszej próby i wkrótce wszystkie wierzchowcew ludzkiej postaci zostały sromotnie porzucone na rzecz nowej, wspa-niałej zabawy, odpowiedniej nawet dla najmniejszych.Sarah podeszła do Lauren i pociągnęła ją energicznie za rękę.Uśmiech-nięty Kit przyglądał się tej scenie z odległości kilku kroków.Lauren ześmiechem pokręciła głową, lecz gdy David uczepił się drugiej jej ręki,podeszła do stoku.-No, jazda! - zachęcił ją Frederick, przerywając rozmowę z Gwendo-line.Sebastian włożył dwa palce do buzi i gwizdnął, a Philipkrzyknął głośno.Wszyscy spojrzeli w ich stronę.Lauren nadal sięśmiała.-No, pokaż, że jesteś zuchem! - zawołał Roger.Zdjęła kapelusz, usiadła na trawie, a potem stoczyła się na sam dół, ażmigał lekki muślin jej sukni, gołe ramiona i rozwiane ciemne loki.Kit niemógł oderwać od niej oczu.- Czy to naprawdę Lauren?! - wykrzyknęła Gwen, stojąca tuż obok.-Nie wierzę! Lordzie Ravensberg, błogosławię chwilę, w której pana poznała!Lauren podniosła się z klęczek, strząsnęła z sukni zdzbła trawy i spoj-rzała w górę, wciąż się śmiejąc.- Byłoby mi dużo łatwiej, gdyby ręce nie przeszkadzały!Podobnie czuł się wtedy, w Hyde Parku, kiedy zobaczył ją po razpierwszy.Nareszcie z całą jasnością dotarło do niego, że ją kocha.%7łe jestw niej zakochany po same uszy.Sydnam również przyglądał się zabawie.- Ach, świetnie - zawołał wesoło -jeśli brak rąk ułatwia staczanie sięw dół, to ja się doskonale do tego nadam! - I wśród entuzjastycznychokrzyków dzieci sturlał się na dół, lądując o kilka stóp od Lauren. Kit zesztywniał, choć wokół rozległy się donośne oklaski, lecz gdybrat zdołał się podnieść i podał swoją jedyną dłoń Lauren, spojrzał naniego.Syd się uśmiechał!Wdrapali się obydwoje na zbocze, podczas gdy dzieci oddawały sięw najlepsze zabawie, a dorośli zaczęli rozglądać się za herbatą.Stanęliprzed Kitem, wciąż trzymając się za ręce.Nadeszła niełatwa chwila.- Muszę ci się przyznać - Sydnam mówił tak cicho, że tylko Kit i Lauren zdołali go usłyszeć - że cię okłamałem.Kiedy tamtej nocy po twoimpowrocie mówiłem, że nie potrzebuję twojej miłości, to było łgarstwo.Kit milczał, bojąc się, że skurcz w gardle przerodzi się we łzy.- Rozumiem - wykrztusił - i cieszy mnie to.Dlaczego jednak Syd trzyma Lauren za rękę? Puścił ją właśnie w chwili,gdy Kit zaczął się temu dziwić, uśmiechnął się nieśmiało i zamierzałodejść.- Syd-rzekł pospiesznie Kit-ja.ja.Lauren, która w niczym nie przypominała dawnej, nieskazitelnej pan-ny Edgeworth - bez kapelusza i z potarganymi włosami - jedną rękąobjęła Syda, drugą Kita i wszyscy troje oddalili się od foteli, koców i roz-brykanej dzieciarni.-Myślę o czymś, co Lauren powiedziała mi dziś rano - zaczął Kit.-Ludzie, których kochamy, są zwykłe silniejsi, niż nam się zdaje.Tyjesteś właśnie taki, prawda? I Bóg mi świadkiem, kocham cię.-Tak.-I niepotrzebnie upokorzyłem cię tamtego wieczoru, kiedy Catherinechciała zatańczyć z tobą walca.-Tak.-Myślę też, że zle postępowałem, i to wiele razy, wobec ojca, matki,przyjaciół i sąsiadów.-Tak.Ale najgorzej obszedłeś się ze sobą, Kit.Nie zeszli w dół po stoku, tylko stali, patrząc na pola w dole i na pa-stwiska.-Jesteś artystą, Syd.- Znów poczuł bolesny ucisk w gardle.Znowu tasama bezsilna litość.- A tymczasem skazałeś się na los rządcy.-Tak.Niełatwo mi się z tym pogodzić i może nigdy temu nie sprostam.Nawet jako doskonały rządca będę może żałował, że nie mogęmalować.Ale to moja sprawa, moje ciało i moje życie.To ja będęmusiał się z tym wszystkim uporać.Już i tak zrobiłem spore postępy.Proszę cię tylko o jedno: nie współczuj, tylko po prostu kochaj.Lauren wciąż obejmowała ich obydwu.Jedną rękę wsunęła w dłońKita i splotła palce z jego palcami. Następny dzień należało poświęcić gościom, ale dzisiejszy należał dorodziny.Sydnam rzucił pomysł pikniku na pagórku, w miejscu, gdziekończył się park [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl


  • ielka+robards+elizabeth.php">Uwodzicielka Robards Elizabeth
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • artnat.opx.pl