[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie patrzyła na niego, jedynie wypowiedziała jego nazwisko.Tak jakby mówiła  drzewoalbo  kamień.Potem oboje z Frankiem rzucili się do ucieczki.Jakby oczekiwali, że onpobiegnie za nimi.Ale on tego nie zrobił, bo przypomniał sobie starą irlandzką mądrość ludową,którą stosowała jego babka, gdy pod koniec życia zawodziła ją pamięć. Nie goń za czymś, tosamo do ciebie wróci.Zamiast tego powiedział niezbyt głośno, ale tak, żeby usłyszały:  Doloresi Frank.Nie wołał ich, ale w odpowiedzi po prostu wymówił ich imiona.Oni tymczasem dobiegli naskraj lasu, zatrzymali się i obejrzeli.Stubblefield znowu zasalutował jednym palcem i dzieciodwzajemniły się tym samym gestem.Idąc w stronę Chaty, zobaczył Luce, która stała jak duch zasiatkowymi drzwiami i przyglądała się tej scenie.Gdy się zbliżył, otworzyła drzwi, nachyliła sięku niemu i pocałowała go szorstko, niezręcznie, trochę głośno.On się zatrzymał, przesunąłjęzykiem po przednich zębach, sprawdzając, czy nic między nimi nie ma, i zapytał: A to co? Dziękuję ci. Za co? No, wiesz. Nie, nie wiem.Mogłabyś od czasu do czasu coś powiedzieć.Spodziewał się, że ją wystraszy, ale nie.Odpowiedziała: Za to, że się nie boisz.Stubblefield zapukał w półprzezroczystą szybę w drzwiach i wszedł do środka.Prawnik zerknął znad stosu papierów, podnosząc duże wieczne pióro wyżej, niż było to konieczne, aby daćdo zrozumienia, że przerywa mu się w pół zdania.Nieruchome skrzydła wiatraka pod sufitemrzucały na jego brązową łysinę cień w kształcie litery X. Usiądz  powiedział.Stubblefield usiadł. Myślałem o dzierżawie terenów uprawnych, o której wspominałeś.Prawnik zajrzał do kalendarza, jednego ze zdzieraków na chromowej podstawce, z dużymiczerwonymi datami dziennymi na perforowanych kartkach.Przerzucił powoli niedawnąprzeszłość, sprawdzając demonstracyjnie, jak dużo czasu minęło od ich ostatniej rozmowy.Zakażdym razem, gdy dochodził do ostatniego dnia miesiąca, wypowiadał jego nazwę, jakbyprowadził dyktando dla trzecioklasistów: pazdziernik, wrzesień, sierpień.Kiedy cofnął się dosierpnia, zwolnił przy ostatnich kartkach i wreszcie się zatrzymał. Aha  stwierdził. Mam.Wsadził rękę do szuflady z aktami, wyjął żółty blok i odnalazł w nim kartkę z wypisanyminiebieskim atramentem liczbami. Miałeś dużo czas na przemyślenie sprawy. Wieczorem wymyślę jakąś ciętą ripostę i jutro wrzucę ci ją na kartce do skrzynki  odparłStubblefield. Chodzi o to, że zamierzam tu zostać na dłużej i nie jestem już sam. Hm  mruknął prawnik.Uniósł brwi, tak że po jego czole i łysinie przepłynęła falazmarszczek. Zaległe podatki nie zniknęły. Sprzedajmy gospodę, jeśli znajdzie się kupiec  odrzekł Stubblefield. Och, znam jednego czy dwóch chętnych. I ta dzierżawa to chyba dobry pomysł.Na warunkach, o których mówiliśmy, jeśli nadaljesteś zainteresowany. Je suis prest. Uczyłem się hiszpańskiego. Przygotuję dokumenty.Możesz przyjść jutro, żeby je podpisać.Stubblefield milczał przez chwilę. Myślałem, że takie stare wiarusy jak ty przypieczętowują umowy uśmiechem i uściskiemdłoni. Owszem, jeśli zawieramy je między sobą.Stubblefield wstał. Nie zgrywam obrażonego, ale jeśli zależy ci na tej umowie, to ją masz.Niczego nie będępodpisywał  oświadczył.Wyciągnął rękę nad biurkiem.Prawnik popatrzył na niego, a potem na żółtą kartkę z liczbami, przesuwając po nichwzrokiem aż do samego dołu.Uśmiechnął się szeroko, wstał i przyjął podaną dłoń. Do diabła  powiedział  żyje się tylko raz. 9 Sala bilardowa.Tak przynajmniej było napisane na czarnych szybach po obu stronach drzwi.Identycznekanciaste złote litery jak w  Citizens Bank przecznicę dalej przy Main Street.Pewnie jakiśgość o wprawnej ręce, niechybnie już nieboszczyk, przejeżdżał w latach dwudziestych przezmiasteczko i zarobił sobie szybko kilka dziesiątaków.Wciąż można tu było sobie dorobić, choćbyzbierając zamówienia na tanią wódkę czy spirytus zbożowy, podbarwiany na brązowo, żebyudawał szkocką.Gdy nie jechał w trasę, Bud popołudniami urzędował właśnie w sali bilardowej.Wieczorem przenosił się do Zajazdu.W środku unosiły się przyjemne zastałe wonie rozlanego piwa i tytoniu w różnychpostaciach.Każdy z pięciu stołów stał w swoim kręgu światła, spływającym mętnym snopemz osłoniętych instalacji pod sufitem, a poza nimi panowała ciemność jak o północy.Mężczyznikręcili się po pomieszczeniu, wchodząc w jasne koła i z nich wychodząc, jak Jimmy Durante,mówiący dobranoc pod koniec cotygodniowego odcinka swojego programu.Przy stole w głębi sali partia ósemki.Bud ze skupieniem pochylił się nad stołem.Zielonesukno wokół punktu głównego było całkiem wytarte, tworząc brązową tłustą plamę, jakpociemniała skóra.Jego kij drgnął nieznacznie w tył i w przód za starą bilą rozpoczynającą, gdyBud czekał, aż przeciwnik, który szczycił się swoim ścisłym trójkątem, skończy ustawianie bil dorozbicia.Oparł kij czubkiem o podłogę i powiedział:  Zesrasz się, zanim powbijasz wszystkie dołóz.Rozbicie, które wreszcie nastąpiło, dawało pole do popisu, ale gdy bile w końcu sięzatrzymały, Bud stwierdził, że nie jest w formie.Przegrał cały stos ćwierćdolarówek i przegrywałdalej, partia za partią, aż wreszcie wycofał się zniesmaczony i wyszedł na dwór, żeby ochłonąć.Porażony ciepłym światłem pazdziernikowego bezchmurnego dnia, zamrugał powiekami.Powietrze było tak przejrzyste, że gdy jego wzrok przyzwyczaił się do blasku, był w stanie dojrzećpoprzeczne elementy słupa wysokiego napięcia na Aysinie Juala.Usiadł na ławce obok trzech staruszków w szarych filcowych kapeluszach z wyraznymiplamami potu, białych koszulach i jasnoniebieskich ogrodniczkach.Oraz dawnego bandyty,który kiedyś napadł na sklep, teraz jakby nieobecnego, z różową dziurą w czole.Mężczyzni gadalibez ustanku, wymieniali się zegarkami i nożami, opowiadali długie brzydkie historie o swoichwyczynach w młodości, które były związane głównie z kobietami oraz bójkami i przez większośćludzi zostałyby uznane za nieprawdziwe.Jednakże brak prawdy starzy gawędziarzerekompensowali szczerością swoich pragnień i tęsknot.Jeden z nich z kamienną twarzą opowiedział stary, wyjątkowo sprośny dowcip [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •