[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Mnie też doskwierasamotność.Fakt, że nie jestem pacjentem, wcale nie oznacza, że obce mi są uczucia, których doświadczacie.Siedzę tu od pięciu tygodni, Sloane.Chcę już wyjść i marzę, żebyś zabrała mnie ze sobą.Pchnęłam go jeszcze raz, tak że znalazł się przy łóżku.Nie próbował się bronić.Świadomość, że może opuścić Program w każdej chwili, podczas gdy ja jestem tu trzymana wbrew swej woli, była straszna.Nie potrafiłam się z tym pogodzić i czułam z tego powodu do Realma potworną nienawiść.– A Roger? – spytałam nagle.– On też był częścią tego układu?– Nie – odparł.– To znaczy w pewnym sensie był.Do czasu.Nie miał prawa dopuszczać się takich czynów.Nie zdawałem sobie zupełnie sprawy z tego, co robił, przysięgam…– Tak jakby twoje słowo cokolwiek teraz znaczyło – parsknęłam.– Sloane, naprawdę nic o tym nie wiedziałem.Zrobiłbym wszystko, by cię chronić.– Przed tym czy po tym, jak pomogłeś im wymazać moją przeszłość? Naprawdę sądzisz, że ci to wybaczę? Myślisz, że kiedyś straci to dla mnie znaczenie?– Mam nadzieję… – Umilkł na chwilę, a jego skóra wydała mi się bledsza niż zazwyczaj.Wyglądał naprawdę źle, jakby miał za chwilę stracić przytomność.– Nic mi nie zostało.A kiedy cię poznałem, po raz pierwszy pomyślałem, że mógłbym zacząć życie na nowo.Po wyjściu stąd będę miał sześć tygodni w zewnętrznym świecie, nim przydzielą mnie do innej placówkiProgramu.Umowa wiąże mnie z nimi na dwa lata.Nie mogę zerwać jej przed czasem, wprzeciwnym razie wymażą mi całą pamięć.Próbuję ocalić nas oboje.Pomyślałem, że kiedy cię wypuszczą, moglibyśmy spróbować wspólnego życia.Wybuchłam głośnym śmiechem.Wiedziałam, że to okrutne z mojej strony, ale było miwszystko jedno.Przepełniało mnie tak wielkie cierpienie, że chciałam, by również on je odczuł.Chciałam, by doświadczył na własnej skórze tego, co mi zrobił.– Cóż, nigdy do tego nie dojdzie.Wygląda na to, że twój kontrakt wygaśnie przed czasem, ponieważ moja terapia jednak nie przynosi spodziewanego efektu, Michaelu.– Gdywypowiadałam jego imię, mój głos przeszedł w warczenie.Chwycił mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie.– Nie mów tak.Niedługo stąd wyjdziesz.Jeśli jednak będziesz się stawiać, nigdy cię nie wypuszczą.– Jak zatem powinnam się zachowywać? – spytałam drwiącym głosem.– Mam się całować ztobą do momentu opuszczenia ośrodka?– Nie.Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała nigdy więcej ze mną rozmawiać.Proszę tylko, byś uwierzyła, że nasze pocałunki nie stanowiły części planu.Pocałowałem cię, ponieważ tego pragnąłem.Jesteś silna i bystra, Sloane.Dzięki tobie znowu nabrałem chęci do życia.– Zamilkł, po czym dodał, spoglądając mi w oczy:– Pamiętaj jednak, że nie wolno ci o tym nikomuwspomnieć.Jeśli to zrobisz, narazisz mnie na niebezpieczeństwo.Wtem rozległo się energiczne pukanie.Odskoczyliśmy szybko, a ja odruchowo otarłam łzy z twarzy.Realm popatrywał to na mnie, to znów na drzwi.Po chwili ktoś nacisnął klamkę i do pokoju zajrzała siostra Kell.– Przyniosłam wam lekarstwa, gołąbki – oznajmiła przesadnie słodkim głosikiem.Stała przed nami wyprostowana na baczność.Pomyślałam, że musiała podglądać nas oddłuższego czasu.– Zażyj to – poradził Realm, wyciągając rękę po swój kubek.Skinął pielęgniarce w taki sposób, jakby chciał wyrazić swoje uznanie dla jej wyczucia sytuacji, a ja sięgnęłam po drugi pojemniczek, który czekał na trzymanej przez nią tacy.Moje ręce dygotały jak w febrze.Byłam pewna, że siostra Kell widzi, w jakim jestem stanie.Spojrzałam na kubek, na którego dnie leżała biała pigułka.Zamiast jednak wziąć ją do ust, rzuciłam Realmowi wyzywające spojrzenie.Jego wyraz twarzy nieco złagodniał, spoglądał na mnie z niemym błaganiem.– Nie – odezwałam się do siostry Kell.– Czuję się na tyle dobrze, że nie muszę jej dzisiaj zażywać.Następnie odłożyłam kubek z powrotem na tacę i podeszłam do małego stolika podnaprzeciwległą ścianą pokoju.Przepełniały mnie gniew i nienawiść.Miałam ochotę rozedrzeć ich wszystkich na strzępy.Z tyłu dobiegł mnie szept Realma, który tłumaczył coś pielęgniarce.Nie odwracałam się jednak, posyłając ich w myślach do diabła.Realma, pielęgniarkę, dr Warren.Opuściła mnie nawet ochota, by wydostać z matni, w której się znalazłam, i wrócić do normalnego świata.Miałam teraz tylko jedno marzenie – zemścić się na tych wszystkich ludziach.– No dobrze – odezwała się z udawanym entuzjazmem siostra Kell.– Wszyscy są wświetlicy, więc jakbyś chciała do nich dołączyć, to śmiało.– Przyjdziemy za moment – zapowiedział Realm.Z jego oczu, gdy wypowiadał te słowa, wyzierała troska, marszczył brwi.Siostra Kellprzygryzła wargę, po czym wyszła z pokoju, zostawiając nas samych.– Co próbowaliście mi podać?– Coś na uspokojenie – wyjaśnił przybitym tonem.– Czym zatem było twoje lekarstwo?– Tym samo co zwykle: pastylką z cukru.Podeszłam do niego szybkim krokiem i wymierzyłam mu policzek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •