[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właśnie wchodzili do północnego korytarzaprowadzącego bezpośrednio do wieży, kiedy ich dogonił.- Stać na miejscu!Krasnolud się odwrócił, zaskoczony.Strażnicy zareagowali inaczej.Większy dobyłmiecza i ruszył w stronę Bragi, żeby zagrodzić drogę arcyksięciu.*- Pora ruszać, Royce - oznajmił Hadrian, zdejmując hełm.Typowy miecz strażnika zamkowego ciążył mu w ręku i był nieporęczny.Royce teżzdjął swój, kiedy mijał krasnoluda, biegnąc szybko korytarzem.- Zatrzymaj go, głupcze! - rozkazał Magnusowi Braga.Ale krasnolud zareagował za wolno i złodziej był już daleko.Puścił się więc pędem zanim.Braga wyjął miecz i spojrzał na Hadriana.- Wiesz, kim jestem? Spotkaliśmy się niedawno w lochu, kiedy wisiałeś przykuty dościany.Ale czy jesteś świadom mojej reputacji? Jestem arcyksiążę Percy Braga, lord kanclerzMelengaru, a co ważniejsze, od pięciu lat z rzędu zdobywca tytułu Wielkiego MistrzaTurniejów Szermierczych.Ty masz jakieś tytuły? Wygrałeś jakieś wstęgi? Dostałeś jakieśnagrody? Posiadasz trofea za umiejętności szermiercze? Ja pokonałem najlepszych wAvrynie, nawet sławnego Pickeringa z jego magicznym rapierem.- Słyszałem, że w dniu waszego pojedynku nie miał swojego miecza.Braga wybuchnął śmiechem.- Ta historyjka o mieczu to zwykła legenda.Wykorzystuje ją jako wymówkę, kiedyprzegrywa albo boi się przeciwnika.Jego miecz to zwykły rapier z wymyślną rączką.Braga zrobił krok do przodu i zamachnął się na Hadriana, którego ten wściekły atakodrzucił do tyłu.Arcyksiążę znów uderzył i Hadrian musiał odskoczyć, żeby miecz nieprzeciął go przez pierś.- Szybki jesteś.To dobrze.Będzie ciekawiej.Widzisz, panie złodzieju, na pewno źleoceniasz sytuację.Może odnosisz wrażenie, że trzymasz mnie w szachu, podczas gdy twójkoleżka pędzi uratować panienkę w potrzebie.Cóż za szlachetność.Twój idealizm dowodzi,że marzysz o godności rycerza.Arcyksiążę zrobił wypad, wykonał pchnięcie w dół i cięcie z góry.Hadrian znówodskoczył, a Braga jeszcze raz się z niego zaśmiał.- Prawda jest taka, że to nie ty mnie trzymasz w szachu, tylko ja ciebie.Arcyksiążę udał atak z lewej strony i zadał krótki cios w tułów przeciwnika.Hadrianzrobił unik, ale stracił przy tym równowagę i się odsłonił.Choć Braga chybił, mógł terazmocno uderzyć przeciwnika rękojeścią w twarz, odrzucając go na ścianę korytarza.Blackwaterowi zaczęła krwawić warga.Braga niezwłocznie wykonał kolejne cięcie z góry,ale Hadrian się przesunął i miecz arcyksięcia trafił w kamienny mur, krzesząc iskry.- Tomusiało zaboleć.- Gorzej już obrywałem - odpowiedział Hadrian.Lekko dyszał, a jego ton nie był już takipewny.- Muszę przyznać, że zrobiliście na mnie całkiem spore wrażenie.Zasłużyliście na swojąreputację.Bardzo sprytnie postąpiliście, wślizgując się do kanałów za tymi szczurołapami iwykorzystując ich jako przynęty.Inteligentne było także przysłanie mi tego liściku, przezktóry wskazałem wam drogę wprost do księżniczki.Ale to koniec waszego geniuszu.Widzisz, mogę cię zabić w dowolnej chwili, ale chcę cię mieć żywego.Potrzebujęprzynajmniej jednej osoby do egzekucji, bo gawiedź będzie się tego domagała.Lada chwilaprzybędzie tu Wylin z tuzinem strażników, którzy zaprowadzą cię na stos.Tymczasem twójprzyjaciel, który w twoim mniemaniu ratuje Aristę, będzie narzędziem śmierci zarówno jej,jak i swojej.Mógłbyś pobiec i go ostrzec, ale - no właśnie - trzymasz mnie w szachu, prawda?Braga wyszczerzył zęby w uśmiechu i znów zaatakował.Royce dotarł do drzwi na końcu korytarza i nie zdziwił się, że są zamknięte na klucz.Wyjął narzędzia zza pasa.Zamek był tradycyjny i złodziej bez kłopotu otworzył gowytrychem.Drzwi rozwarły się szeroko, ale Royce od razu się zorientował, że coś jest nie wporządku.Bardziej wyczuł, niż usłyszał cichy trzask, kiedy się cofały.Instynkt podpowiadałmu ostrożność.Spojrzał w górę na spiralne schody, które znikały, biegnąc wokół wieży.Wszystko wyglądało normalnie, ale lata doświadczenia kazały mu myśleć inaczej.Na próbępostawił nogę na pierwszym stopniu i nic się nie wydarzyło.Wszedł powoli na drugi schodek,potem na trzeci.Nasłuchując podejrzanych odgłosów, wypatrywał drutów, dźwigni lubluźnych płytek.Wszystko jednak wydawało się bezpieczne.Z oddali dochodziły go słabeodgłosy walki Hadriana z arcyksięciem.Musiał się spieszyć.Wszedł na kolejne pięć stopni.Okienka o wysokości około metra i szerokości zaledwietrzydziestu centymetrów nie wpuszczały za dużo światła.W promieniach zimowego słońcawidział wyblakłe schody.Gładkie mury trzymały się bardziej dzięki ciężarowi kamiennychbloków niż zaprawie murarskiej.Schody, też wykonane z kamienia, dopasowano z równiezdumiewającym mistrzostwem i szczeliny między nimi były takie wąskie, że nie dałoby sięwsunąć w nie pergaminu.Royce stanął na szóstym stopniu i kiedy przeniósł ciężar ciała nawyższy blok, wieża zadrżała.Odruchowo zaczął się cofać i wtedy to się stało.Pięć niższychschodów się zapadło.Pękły i poleciały w dół, znikając w przepaści.Royce zdążył w ostatniejchwili rzucić się do przodu, unikając śmiertelnego upadku, i zrobił kolejny chwiejny krok dogóry.W tym momencie poprzedni stopień pęki i spadł.Wieża znów zadudniła.- Twoim pierwszym błędem było otwarcie zamka wytrychem - powiedział mu Magnus.Royce zorientował się, że głos krasnoluda dochodzi z dołu.Kiedy się odwrócił, zobaczyłkarła stojącego tuż za drzwiami na korytarzu zamku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •