[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Istotne jest, aby stalepowtarzać, że z całą pewnością istnieją w tej sprawie fakty, które trzeba odkryć, niezależnie odtego, czy kiedykolwiek opracujemy metody niezbędne do ich odkrycia.Czy świnie prowadzonena rzez czują coś zbliżonego do przerażenia? Czy odczuwają przerażenie, jakiego żadenprzyzwoity mężczyzna ani kobieta nigdy by świadomie nie wywołali u innej obdarzonej czuciemistoty? Nie mamy na ten temat, jak na razie, żadnego pojęcia.Tym, co faktycznie wiemy (lubpowinniśmy wiedzieć), jest to, że odpowiedz na to pytanie mogłaby mieć poważnekonsekwencje, biorąc pod uwagę nasze obecne zwyczaje.Wszystko to oznacza, że nasze poczucie współczucia i etycznej odpowiedzialności zbiegasię z naszym poczuciem przypuszczalnej fenomenologii danego stworzenia.Współczucie jestprzecież odpowiedzią na cierpienie- a zatem zdolność jakiegoś stworzenia do cierpienia jest tu nadrzędna.Nie chodzi tudokładnie o to - czy mucha jest  świadoma", czy nie.Pytanie o znaczeniu etycznym brzmi:Czego mogłaby być świadoma?Dużo atramentu już przelano nad zagadnieniem - czy u zwierząt w ogóle występująświadome stany psychiczne, czy też nie.Uzasadnione jest pytanie, w jaki sposób i w jakimstopniu doświadczenie danego zwierzęcia różni się od naszego własnego (Czy szympansprzypisuje stany umysłu innym? Czy pies rozpoznaje siebie w lustrze?), ale czy naprawdę istnieje kwestia tego, czy jakiekolwiek zwierzęta (poza człowiekiem) mają doświadczenie świadomości?Zaryzykowałbym stwierdzenie, że nie istnieje.I nie chodzi o to, że jest wystarczająco dużodowodów pochodzących z eksperymentów, które rozwiewają nasze wątpliwości w tej materii;chodzi o to, że takie wątpliwości są bezsensowne.Tak naprawdę żaden eksperyment nie mógłbydowieść, że inne istoty ludzkie mają doświadczenie świadomości, gdybyśmy przyjęli odwrotnezałożenie jako hipotezę roboczą.Dotykamy tu zagadnienia naukowej oszczędności.Powszechnie opacznie pojmowanaoszczędność regularnie wpływa na przecenianie wyjaśnień działania umysłów zwierząt.To, żepotrafimy wyjaśnić zachowanie psa bez uciekania się do pojęć świadomości lub stanówpsychicznych, nie oznacza, że tak jest łatwiej lub bardziej elegancko robić.Bo nie jest.Taknaprawdę nakłada to na nas większy ciężar, aby wyjaśnić - dlaczego mózg psa (kora mózgowa icała reszta) nie jest wystarczający dla świadomości, podczas gdy ludzkie mózgi są.Wydaje się,że sceptycyzm w sprawie szympansiej świadomości wymaga tu nawet większejodpowiedzialności.Bycie tendencyjnym i odmawianie przypisywania świadomości innymssakom nie jest ani trochę oszczędne w naukowym znaczeniu tego słowa.W rzeczywistościpociąga to za sobą nieuzasadniony rozrost teorii - w podobny sposób, jak robiłby to solipsyzm,gdyby był kiedykolwiek rozważany na poważnie.Skąd wiem, że inne istoty ludzkie są świadometak jak ja? Filozofowie nazywają to problemem  innych umysłów" i na ogół uznaje się go zajeden z wielu ślepych zaułków rozumu, gdyż już od dawna wiadomo, że problem ten, gdy już sięgo rozważa na poważnie, nie oferuje żadnego zadowalającego wyjścia.Lecz czy musimy się nimna poważnie zajmować?Na pierwszy rzut oka solipsyzm wygląda na stanowisko tak oszczędne, jakie tylko możeistnieć, dopóki nie próbuję wyjaśnić, dlaczego wszyscy inni ludzie wydaję się mieć umysły,dlaczego ich zachowanie i budowa fizyczna są mniej więcej identyczne z moimi, a jednak jestemświadomy w sposób unikalny - i wtedy teoria ta okazuje się być najmniej oszczędna zewszystkich.Nie ma żadnego argumentu na istnienie innych ludzkich umysłów poza faktem, żezakładając inaczej (czyli rozważając solipsyzm jako poważną hipotezę) - bierzemy na siebienaprawdę wielki ciężar wyjaśnienia zachowania (najwyrazniej świadomego) zombie.Dlasolipsysty diabeł tkwi w szczegółach; jego samotność wymaga bardzo muskularnego inieeleganckiego snucia teorii, żeby dało się ją zrozumieć.Cokolwiek można by powiedzieć wobronie takiego poglądu, to nie jest on ani odrobinę  oszczędny".Taka sama krytyka dotyczy każdego poglądu, który czyniłby z ludzkiego umysłuwyjątkową oazę życia psychicznego.Jeśli odmówimy szympansom świadomych stanówemocjonalnych w imię  oszczędności", to wtedy musimy nie tylko wyjaśnić, dlaczego takie stanymożliwe są wyłącznie w naszym przypadku, ale także dlaczego tak wiele zachowań szympansówbędących oczywistym przejawem emocjonalności nie jest tym, czym się wydaje być.Neurobiologzostaje nagle postawiony przed zadaniem odszukania takiej różnicy pomiędzy ludzkimi iszympansimi mózgami, która wyjaśnia odpowiednio istnienie i brak stanów emocjonalnych; aetologowi pozostaje wyjaśnienie, dlaczego stworzenie, w tak oczywisty sposób wściekłe jakszympans w ataku szału, zaatakuje jednego ze swoich rywali, nie odczuwając przy tym w ogóleniczego.Gdyby kiedykolwiek istniał przykład dogmatu filozoficznego, który stwarza empiryczneproblemy tam, gdzie żadne nie istnieją, to na pewno jest to właśnie ten.12Odnośnie niedawnego przeglądu z zakresu kognitywnej neurobiologii moralnegopoznania patrz W.D.Casebeer,  Moral Cognition and Its Neural Constituents", Nature ReviewsNeuroscience 4 (2003), s.840-46.Oczywiście jest jeszcze za wcześnie, żeby wyciągaćzdecydowane wnioski z tych badań.13Istnieje obfita literatura na temat moralności i etyki - używam tych słów zamiennie - lecz jak większość piszących, którzy mają pretensje do stawiania  filozofii na czele", nieznalazłem tu dla niej zbyt dużego zastosowania.Uważam, że rozważając kwestie etyki -powinniśmy wyczerpać wszystkie zródła zdrowego rozsądku, zanim zaczniemy przetrząsaćarsenał dawnych filozofii.Pod tym względem moje przeczucia są nieco kantowskie i dlategoskłaniają mnie do tego, abym trzymał się tak samo z dala od Kanta, jak od każdego innegofilozofa.Postawienie sprawy w ten sposób - rzekomo zajmując się  zdrowym rozsądkiem" tam,gdzie inni uwikłali się w szczegóły techniczne - grozi pozostawieniem bez odpowiedzi wielupytań, które niektórzy czytelnicy będą chcieli zadać.Rzeczywiście, zdrowy rozsądek jednejosoby niezmiennie bywa dla drugiej osoby kandydatem do grzechu pierworodnego.Sposób, wjaki określiłem dziedzinę etyki, jest również nieco specyficzny i w konsekwencji mojewyjaśnienie nie zahaczy o niektóre ze spraw, które ludzie regularnie uważają za integralną częśćtematu.Nie jest to wcale - z tego, co widzę - słaby punkt mojego podejścia, a raczej jeden z jegomocnych punktów, ponieważ uważam, że mapa naszych moralnych bezdroży powinna byćopracowana na nowo.Złożone związki między moralnością, prawem i polityką zostaną takżeodłożone na razie na bok.Mimo iż dziedziny te z całą pewnością się pokrywają, analiza ichwzajemnego (i pełnego rywalizacji) wpływu przekracza zakres tej książki.14Kryje się tu oczywiście tzw.błędne koło w definiowaniu, ponieważ tylko ci, którzyokazują wymagany stopień zbieżności będą uznani za  odpowiednich".Taka kolistość nie jestjednak wyłączną cechą etyki ani też nie stanowi problemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •