[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Westchnął i w milczeniu przyjrzał się swym gościom.- Bez wątpienia pańskie towarzystwo ubezpieczeniowe ucieszy się, gdy o tym usłyszy- stwierdził Corbett.- Nie wiem, o czym pan mówi - odparł gniewnie Dolan.- Gdyby przejrzał pan listęskradzionych obiektów, wiedziałby pan, że tego wśród nich nie było.Corbett podniósł małą, haftowaną w kwiaty poduszkę i utkwił w niej wzrok.- Od lat zajmujemy się kradzieżami dzieł sztuki i nauczyliśmy się sprawdzać wszystko- powiedział.- Właściciele dużych zbiorów bywają zapominalscy, a ich zapiski niekompletne.W zeszłym roku pańska żona pochwaliła się pana kolekcją.W czasopismach ukazały sięzdjęcia, między innymi tego obiektu.I, prawdę mówiąc, kilkunastu innych eksponatów nie wymienionych w pańskim inwentarzu, panie Dolan.Eksponatów klasy muzealnej - dodałznacząco.- Sprzedałem je.- Zwietnie.W takim razie powinien pan mieć dokumentację tych transakcji.Towarzystwo ubezpieczeniowe będzie chciało ją obejrzeć.Wysłaliśmy im zdjęcia, żeby mielikompletne informacje.W oczach Dolana nie zapłonął zwykły gniew, ale coś dzikiego, niemal krwiożerczego.- Zniszczę pana, Corbett.Otwarcie ignoruje pan polecenia przełożonych.- Mam zdjęcia tych samych obiektów w zbiorach muzeum, opublikowane w tymsamym miesiącu co czasopismo, które pokazało je tutaj.Mam nawet pisemne zeznaniatybetańskich artystów, którzy wykonywali falsyfikaty dla pana i Minga - skłamał.Dolan zacisnął pięści.- To wystarczy - ciągnął Corbett - żeby uchronić mój tyłek.To wystarczy, żebytowarzystwo ubezpieczeniowe wznowiło dochodzenie.Wyłudzenie ubezpieczenia jestpoważnym Przestępstwem.- To nie miało nic wspólnego z ubezpieczeniem - warknął Dolan.- Byłoby to poniżające dla nas wszystkich - zgodził się Corbett - ale myślę, żeoszustwo ubezpieczeniowe jest lepsze niż nic.- Wie pan, ilu mam adwokatów? Nie zaprzątam sobie głowy nawiedzonymibiurokratami.- Dolan wstał, podszedł do narożnej szafki i wyciągnął butelkę whisky.- Gdziejest Ming? - zapytał spokojniej, napełniając sobie szklankę.- W Lhadrung - odparł Shan.- Udziela wywiadów telewizji, przyjmuje telefony zgratulacjami z Pekinu.Odkrył poszukiwany od wieków grób ambana.Dolan sprawiał wrażenie rozbawionego tą wiadomością.- Nowy eksponat do mojego nowego skrzydła pekińskiego muzeum - zauważył zlodowatym uśmiechem i osuszył szklankę.- Dziękuję, że przywiózł mi pan od niego tenprezent.- Odstawił szklankę i wskazał drzwi.- A teraz jestem zajęty.- W Lhadrung odkryto coś jeszcze - mruknął Shan, wstając, na tyle głośno, żebyDolan to usłyszał.- Starą thankę.Miliarder drgnął, po czym nalał sobie następną whisky i wrócił do stolika.Usiadł iwziął do ręki posążek.- Kolekcjonując dzieła sztuki przez tyle lat, zrozumiałem, czym jest piękno -powiedział do małej figurki.- Chodzi o unikatowość.Jeśli ma się jedyny istniejącyegzemplarz czegokolwiek, jest on piękny bez względu na to, co to takiego.To prawda - rzekł z naciskiem, najwyrazniej nie spodziewając się po nich, że zrozumieją.- Wezcie Rembrandtaalbo wazę z czasów dynastii Tang.Gdyby każdy je miał, nie byłyby piękne, byłyby zwykłymidomowymi rupieciami, jak łyżka albo butelka.- Zasmuca mnie to - stwierdził Shan.Dolan spojrzał na niego gniewnie, jakby odebrał tę uwagę jako afront.- Co to za thanka? - zapytał opryskliwie.Shan powoli wyciągnął z torby płócienny worek, wyjął z niego przedartą thankę irozwinął ją na stole.Przez chwilę Dolan wyglądał tak, jak gdyby wszystko poza tym starym,postrzępionym kawałkiem płótna przestało dla niego istnieć.Podszedł do thanki i przyjrzał jejsię dokładnie.Jego oczy rozbłysły niezwykłym podnieceniem.- Chodzmy do biblioteki - powiedział, wskazując sąsiedni pokój.- Tam jest lepszystół.- Podniósł thankę i już po chwili rozłożył ją na szerokim stole z ciemnego drewnastojącym na środku pełnego regałów pomieszczenia.Przesunął nad malowidłem lampę nagiętkim wysięgniku i nagle się zawahał.- Zamówię kawę - powiedział i wyszedł.Niecałą minutę pózniej był już z powrotem.-Takie rzeczy pojawiają się od czasu do czasu - stwierdził lekceważąco.- Zmieci z odległychepok.Ta wygląda na autentyczną, widać, że jest dość stara.Ale zniszczona.Bez większejwartości.Są historycy, którzy wykorzystują takie fragmenty do badań.Mogę dać panu stodolarów za pańskie trudy i dopilnować, żeby thanka trafiła we właściwe ręce.Gdy to mówił, do pokoju weszła kobieta w szaro-białym uniformie, niosąc tacę zfiliżankami kawy i talerzem herbatników.Dolan umilkł, czekając, aż pokojówka naleje kawę.Gdy podawał Shanowi jedną z filiżanek, za domem rozległo się kilka małych eksplozji.Kobieta jęknęła przerażona i wybiegła.Dolan odstawił filiżankę i ruszył za nią.- Ktoś strzela! - krzyknął Corbett i zniknął za drzwiami.Shan wypadł z biblioteki tużza nim.Popędzili przez obszerną kuchnię ku drzwiom na tyłach domu.Dolan stał na trawnikui wrzeszczał na jakiegoś człowieka ze śrutówką w ręce.Wiewiórki, wyjaśnił, gdy do niegopodeszli.Ogrodnik wydał bitwę wiewiórkom, które wciąż kradły orzechy z jakiegośegzotycznego drzewa.Kiedy wrócili do biblioteki, thanka leżała tak, jak ją zostawili.Pokojówka czyściładywan, na który wylała się kawa.W drzwiach na drugim końcu pokoju stał mężczyzna zbrązową brodą, ubrany w granatową sportową marynarkę.Skinął głową Dolanowi. - Sto dolarów - zwrócił się Dolan do Shana.- Jak powiedziałem, mogę dać panu stodolarów za fatygę i dopilnować, żeby ten strzęp trafił do rąk jakiegoś uczonego.Shan zaczął zwijać malowidło.- Znam uczonych w Tybecie - powiedział.Dolan chwycił go za ramię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl