[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W konopiach człowiek dworski, uchodząc kańczukaLub pięści, siedzi cicho, aż się pan wyfuka.I nawet często zbiegli od rekruta chłopi,Gdy ich rząd śledzi w lasach, siedzą śród konopi.I stąd w czasie bitew, zajazdów, tradowańObie strony nie szczędzą wielkich usiłowań,Ażeby stanowisko zająć konopiane,Które z przodu ciągnie się aż pod dworską ścianę,A z tyłu, pospolicie stykając się z chmielem,Kryje atak i odwrót przed nieprzyjacielem.Protazy, choć człek śmiały, uczuł nieco strachu,Bo przypomniał z samego rośliny zapachuRóżne swoje dawniejsze woznieńskie przypadki,Jedne po drugich, biorąc konopie na świadki:Jako raz zapozwany szlachcic z Telsz, Dzindolet,Rozkazał mu, oparłszy o piersi pistolet,Wlezć pod stół i ów pozew psim głosem odszczekać,%7łe Wozny musiał co tchu w konopie uciekać.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG133Jak pózniej Wołodkowicz, pan dumny, zuchwały,Co rozpędzał sejmiki, gwałcił trybunały,Przyjąwszy urzędowy pozew, zdarł na sztukiI postawiwszy przy drzwiach z kijami hajduki,Sam nad Woznego głową trzymał goły rapier,Krzycząc:  Albo cię zetnę, albo zjedz twój papier!Wozny niby jeść zaczął, jak człowiek roztropny,Aż skradłszy się do okna, wpadł w ogród konopny.Wprawdzie już wtenczas w Litwie nie było zwyczajemOpędzać się od pozwów szablą lub nahajemI ledwie wozny czasem usłyszał łajanie,Ale Protazy o tej obyczajów zmianieWiedzieć nie mógł, bo dawno już pozwów nie naszał.Choć zawsze gotów, choć się Sędziemu sam wpraszał,Sędzia dotąd, przez winny wzgląd na lata stare,Odmawiał jego prośbom; dziś przyjął ofiaręDla naglącej potrzeby.Wozny patrzy, czuwa Cicho wszędzie  w konopie z wolna ręce wsuwaI rozchylając gęstwę badylów, w jarzynieJako rybak pod wodą nurkujący płynie;Wzniósł głowę  cicho wszędzie  do okien się skrada Cicho wszędzie  przez okna głąb pałacu bada Pusto wszędzie. Na ganek wchodzi nie bez strachu,Odmyka klamkę  pusto jak w zaklętym gmachu;Dobywa pozew, czyta głośno oświadczenie.A wtem usłyszał tarkot, uczuł serca drżenie,Chciał uciec, gdy ode drzwi zaszła mu osoba Szczęściem znajoma! Robak! Zdziwili się oba.Widno, że Hrabia kędyś ruszył z całym dworemI bardzo spieszył, bo drzwi zostawił otworem.Widać, że się uzbrajał; leżały dwórurkiI sztucce na podłodze, dalej sztenfle, kurkiI narzędzia ślusarskie, któremi rynsztunkiPoprawiano; proch, papier: robiono ładunki.Czy Hrabia z całym dworem wyjechał na łowy?Ale po coż broń ręczna? Tu szabla bez głowyZardzewiała, tam leży szpada bez temlaku:Zapewne wybierano oręż z tego brakuNASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG134I poruszono nawet stare broni składy.Robak obejrzał pilnie rusznice i szpady,A potem do folwarku wybrał się na zwiady,Szukając sług, żeby się rozpytać o Hrabię;W pustym folwarku ledwie wynalazł dwie babie,Od których słyszy, że pan i dworska drużynaRuszyli tłumnie, zbrojnie  drogą do Dobrzyna.Słynie szeroko w Litwie Dobrzyński zaścianekMęstwem swoich szlachciców, pięknością szlachcianek.Niegdyś możny i ludny; bo gdy król Jan TrzeciObwołał pospolite ruszenie przez wici,Chorąży województwa z samego DobrzynaPrzywiódł mu sześćset zbrojnej szlachty.Dziś rodzinaZmniejszona, zubożała; dawniej w pańskich dworachLub wojsku, na zajazdach, sejmikowych zborach,Zwykli byli Dobrzyńscy żyć o łatwym chlebie.Teraz zmuszeni sami pracować na siebieJako zaciężne chłopstwo! Tylko że siermięgiNie noszą, lecz kapoty białe w czarne pręgi,A w niedzielę kontusze.Strój także szlachcianekNajuboższych różni się od chłopskich katanek:Zwykle chodzą w drylichach albo perkaliczkach,Bydło pasą nie w łapciach z kory, lecz w trzewiczkach,I żną zboże, a nawet przędą  w rękawiczkach.Różnili się Dobrzyńscy między Litwą braciąJęzykiem swoim tudzież wzrostem i postacią.Czysta krew lacka, wszyscy mieli czarne włosy,Wysokie czoła, czarne oczy, orle nosy;Z Dobrzyńskiej Ziemi ród swój starożytny wiedli.A choć od lat czterystu na Litwie osiedli,Zachowali mazurską mowę i zwyczaje.Jezli który z nich dziecku imię na chrzcie daje,Zawsze zwykł za patrona brać Koronijasza:Zwiętego Bartłomieja albo Matyjasza.Tak syn Macieja zawzdy zwał się Bartłomiejem,A znowu Bartłomieja syn zwał się Maciejem;Kobiety wszystkie chrzczono Kachny lub Maryny.By rozeznać się wpośród takiej mieszaniny,Brali różne przydomki, od jakiej zaletyNASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG135Lub wady, tak mężczyzni, jako i kobiety.Mężczyznom czasem kilka dawano przydomkówNa znak pogardy albo szacunku spółziomków;Czasem jedenże szlachcic inaczej w Dobrzynie,A pod innym nazwiskiem u sąsiadów słynie.Dobrzyńskich naśladując, inna szlachta bliskaBrała również przydomki, zwane i m i o n i s k a.Teraz ich każda prawie używa rodzina,A rzadki wie, iż mają początek z Dobrzyna;I były tam potrzebne, kiedy w reszcie krajuGłupim naśladownictwem weszły do zwyczaju.Więc Matyjasz Dobrzyński, który stał na czeleCałej rodziny, zwan był K u r k i e m n a k o ś c i e l e.Potem z siedemset dziewięćdziesiąt czwartym rokiemOdmieniwszy przydomek, ochrzcił się Z a b o k i e m;Toż K r ó 1 i k i e m Dobrzyńscy mianują go sami,A Litwini nazwali M a ć k i e m n a d M a ć k a m i.Jak on nad Dobrzyńskimi, dom jego nad siołemPanował, stojąc między karczmą i kościołem.Widać rzadko zwiedzany, mieszka w nim hołota,Bo brama sterczy bez wrot, ogrody bez płota,Nie zasiane, na grzędach już porosły brzozki;Przecież ten folwark zdał się być stolicą wioski,Iż kształtniejszy od innych chat, bardziej rozległy,I prawą stronę, gdzie jest świetlica, miał z cegły.Obok lamus, spichrz, gumno, obora i stajnie,Wszystko w kupie, jak bywa u szlachty zwyczajnie.Wszystko nadzwyczaj stare, zgniłe; domu dachyZwieciły się, jak gdyby od zielonej blachy,Od mchu i trawy, która buja jak na łące.Po strzechach gumien  niby ogrody wisząceRóżnych roślin: pokrzywa i krokos czerwony,%7łółta dziewanna, szczyru barwiste ogony,Gniazda ptastwa różnego, w strychach gołębniki,W oknach gniazda jaskółcze, u progu królikiBiałe skaczą i ryją w niedeptanej darni.Słowem, dwór na kształt klatki albo królikarni.A dawniej był obronny! Pełno wszędzie śladów,%7łe wielkich i że częstych doznawał napadów.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG136Pod bramą dotąd w trawie, jak dziecięca głowaWielka, leżała kula żelazna działowaOd czasów szwedzkich; niegdyś skrzydło wrót otwarteBywało o tę kulę jak o głaz oparte [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •