[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmietana, serwatka i twaróg są bardzo smaczne, alenie było co dumać nad witryną z serami.Do wyboru miałem zazwyczaj tylko żółty albo żółtywędzony.Wziąłem udział w dorocznym zjezdzie Związku Rolników w starej sali kongresowejpartii komunistycznej.Dwa tysiące gospodarzy z całej Rosji zgromadziło się pod ogromnązwiązkową flagą.Wszyscy mieli przypominające Eisensteina twarze z zapadniętymi policzkami igęstymi brodami w kształcie łopatek.Siedziałem obok Szweda o imieniu Klang, którypostanowił przyjść z pomocą rosyjskiemu przemysłowi mleczarskiemu i prowadził modelowąfarmę mleczną ufundowaną przez szwedzki związek rolników w Sołniecznogorsku, na północnyzachód od Moskwy.W młodości zajmował się uprawą ziemniaków, a obecnie hodował je jegorosyjski sąsiad, więc nie brakowało nam tematów do rozmowy.Wprosiłem się na jego farmę,żeby przedyskutować możliwość współpracy.Przy okazji chciałem też zwiedzić Szachmatowo,gdzie znajdowała się zamieniona w muzeum wiejska posiadłość Aleksandra Błoka, słynnegopoety symbolisty uwikłanego w rewolucję pazdziernikową.Natasza zawiozła mnie na miejsce swoją nivą.Zgłosiła się na ochotnika, bo wieść gminnaniosła, że cztery lata wcześniej w okolicy rozbił się statek kosmiczny, a trzech martwych obcychzabrano do sekretnego ośrodka badawczego w pobliżu Sołniecznogorska.Natasza miała sięspotkać z innymi wyznawcami astralizmu i zbadać sprawę.Nie chciała ujawnić, jak zamierzajązlokalizować tajny ośrodek, ale myślę, że w grę wchodziły wibracje, telepatia i kryształy.Już niepamiętam, co jej powiedziałem, jeśli w ogóle cokolwiek.Prawdopodobnie tylko się roześmiałem,lecz to wystarczyło, żeby się obraziła i nie odzywała przez całą podróż.Na drodze leżała breja, a spryskiwacz przedniej szyby nie działał, więc co piętnaściekilometrów Natasza musiała zjeżdżać na pobocze przy zaspach w miarę czystego śniegu i rzucaćgo na przednią szybę przed włączeniem wycieraczek.Przez większość czasu jechaliśmy wbrązowej mgle.Zostawiła mnie przy zjezdzie z autostrady do miasta, gdzie czekał na mnieKlang, i wyruszyła na poszukiwanie martwych kosmitów.Gospodarstwo leżało na łagodnym wzniesieniu z widokiem na wzgórza, lasy, odległemiasto nad jeziorem i pobliską państwową mleczarnię.Klang był Szwedem z południa, małym iciemnym, bez śladu tego melodyjnego zaśpiewu, który często stanowi obiekt kpin z jego narodu.Rodzinę zostawił w Szwecji, bo jego dzieci były jeszcze w wieku szkolnym, i mieszkał sam w skromnym małym parterowym domku udekorowanym żółtymi i niebieskimi akcentami orazintarsjowanymi portretami krów, które wykonywał w ramach hobby.Przedstawił mnie sąsiadowi, który z dumą pokazał mi swoje ziemniaki.Jak sięspodziewałem, były wielkości otoczaków.Ale gospodarstwo miało ładnie wentylowaną stodołędo przechowywania zbiorów, która mogłaby się okazać użyteczna.Klang oprowadził mnie po swoich oborach.Miał około pięćdziesięciu zwierząt.Tłuste izadowolone krowy mieszkały w bydlęcym pałacu, gdzie nie żałowano im żadnych udogodnień.Miały muzykę z głośników, podgrzewaną wodę, grzejniki na podczerwień, żarówki symulującedzienne światło, elegancką dojarnię i dyskretnie zaaranżowany system usuwania odchodów.Oprócz najsłodszego siana dostawały różne rodzaje zbóż i paszy kiszonej doprawianewitaminami, minerałami, probiotykami, antybiotykami i wszelkimi innymi przyprawamistanowiącymi obiekt pożądania każdej nowoczesnej krowy.Produktem końcowym byłooczywiście najdoskonalsze mleko w całej Rosji.Zachwycałem się i wzdychałem, zadając mam nadzieję wnikliwe i profesjonalne pytaniana temat tego, czy zna wszystkie krowy po imieniu i jaka jest ich ulubiona muzyka.Wprzypływie natchnienia zapytałem go też o rasę.Wystarczyłoby, gdyby powiedział, że toskrzyżowanie szwedzkich czerwono-białych z rosyjskimi czerwono-białymi, łącząceskandynawską wydajność z rosyjską odpornością na lokalne warunki.Ale nie.Z zawodu byłsztucznym zapładniaczem bydła.Opisał mi cały proces: techniki selekcji, zarządzaniewydajnością, czynniki wpływające na martwe urodzenia.Dla mieszczuchów taki temat powinienbyć nieco pikantny, ale zapewniam was, że w grę nie wchodziły żadne chichoty.Nigdy bym nieprzypuszczał, że sperma może być tak śmiertelnie nudna.Tęskniłem za dreszczem, o jakiprzyprawiał mnie opis mechanizmu rozmnażania ziemniaków.Klang przedstawił mi Ingę i Lolę  cielęta, które spłodził, że tak powiem.W drodze byłojeszcze kilkoro innych braci i sióstr.Nigdy nie miałem słabości do słodkich krowich twarzyczek iwielkich brązowych ślepi z podwiniętymi rzęsami, bo w dzieciństwie zostałem polizany przezcielę, gdy siedziałem w wózku.Od tamtego momentu odwracam wzrok od widoku ozoracielęcego u rzeznika i wciąż mam koszmary o zaślinionych ślimakach pełzających mi po twarzy.Ale teraz byłem zaintrygowany [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •