[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą Dalmann miał znowu szczęście, jeśli chodzi o media:229 w stanie Alabama szaleniec zastrzelił ośmioro ludzi, w tymmatkę, a potem zabił się sam.Następnego dnia siedemnastolatek z Winnenden, przed-mieścia Stuttgartu, zastrzelił w swojej dawnej szkole dwana-ście osób, potem trzech przechodniów, a na końcu siebie.Rząd szwajcarski bez zwłoki zaakceptował standard Orga-nizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, co oznaczałoprzewidziany przez Dalmanna koniec tajemnicy bankowej.Wysłanie nieco sfatygowanej broni do nieco zaniedbanegoprzez media obszaru działań wojennych straciło na wartościjako news.Spotkali się na peronie ósmym na ostatniej ławce, jeszczepod dachem.Sandana zaproponowała to miejsce, powiedziała,że chciałaby porozmawiać w spokoju.Przyniesie lunch: dlakażdego po dwa precle, jeden z serem, drugi z szynką, po bu-telce wody mineralnej bez gazu i po jabłku.Maravan przyszedł pierwszy.Kawałek dalej, tam, gdziekończył się dach nad peronem, asfalt lśnił wilgocią.Już wnocy zaczął padać drobny deszczyk.Po drugiej stronie peronu stało mnóstwo podróżnych, alepo ich stronie nie było nikogo.Właśnie odjechał pociąg, anastępny miał być nieco pózniej.Sandana nie pozostawiłaniczego przypadkowi.Właśnie szła, w spodniach, mundurku kolejowym i piko-wanej kurtce.Maravan wstał z ławki, przywitali się standar-dowym całusem i usiedli obok siebie.Maravan przyglądał się jej z boku.Miała wyraz twarzy,który poznał podczas święta Pongal: zbuntowany i zrezygno-wany jednocześnie.Podała mu najnowsze wydanie tygodnika Freitag.- Strona dwunasta - powiedziała krótko.230 Maravan przeczytał artykuł i przyjrzał się zdjęciu Razzaqaobok znanych już fotografii Waena i Carlisle'a.Kiedy skoń-czył, spojrzał na Sandanę, która obserwowała go, czekając najego opinię.- I co? - zapytała.- Spekulanci bronią - odpowiedział, wzruszając ramio-nami.- Tacy nie przestrzegają zasad moralności.- Nie wątpię w to.A kucharze? Kucharze powinni jednakzwracać uwagę na to, dla kogo gotują.Dopiero teraz zrozumiał, o co jej chodzi.- Mówi pani o Dalmannie.Skinęła energicznie głową.- Jeśli ma do czynienia z tym Amerykaninem i z Tajland-czykiem, to na pewno też z tym z Pakistanu.Bezradnie wzruszył ramionami.- Możliwe.Sandana spojrzała na niego z niedowierzaniem.- To wszystko? Ten facet ma do czynienia z typami do-starczającymi broń, którą nasi ludzie nawzajem się zabijają, apan dla niego gotuje?- Nie wiedziałem o tym.- A teraz, kiedy już pan wie?Maravan się zastanowił.- Jestem kucharzem - odpowiedział w końcu.- Kucharze też mają sumienie.- Z tego nie da się żyć.- Ale nie można się sprzedawać.- Wie pani, co robię z tymi pieniędzmi? - Maravan po-wiedział to z irytacją.- Pomagam rodzinie i wspieram walkę owolność.- Z pieniędzy spekulantów bronią wspiera pan walkę owolność.Znakomicie.231 Maravan wstał i spojrzał z wściekłością na dziewczynę, aleSandana wzięła go za rękę i pociągnęła z powrotem na ławkę.Usiadł i wziął od niej kanapkę.Przez chwilę jedli w milczeniu.Wreszcie Maravan powie-dział półgłosem:- Był jeden jedyny raz gościem.On jest tylko pośredni-kiem.Sandana położyła lekką dłoń na jego ręce.- Przepraszam.Ja też przecież nie wiem, komu sprzedajębilety.- A gdyby pani wiedziała?Zastanowiła się.- Myślę, że bym nie sprzedała.Skinął głową.- Ja zrobiłbym tak samo.Makeda może nie dowiedziałaby się niczego więcej o ko-neksjach pakistańskich, gdyby Dalmann nie zamówił jej zno-wu na  całkiem normalny wieczór w domu.Polecił Lourdes, żeby przygotowała zimną kolację na dwieosoby.Z reguły składała się ona z różnych wędlin, zimnegopieczonego kurczaka, zimnych grillowanych kiełbasekchipolata, gotowanej golonki, zwanej tutaj Gnagi, sałatkiziemniaczanej i zielonej sałaty.Do tego pił zimne wino z tejokolicy, a kończył kilkoma butelkami piwa.Makeda pozostałaprzy szampanie.Jedli w bawialni, nie mówiąc wiele, przerzucali kanały wtelewizorze i wcześnie poszli do łóżka.Tego zwyczajnego wieczoru podczas kolacji przed telewi-zorem Makeda wzięła jedną z gazet leżących na małym sto-liczku i, żując, przewracała kartki.Trzy zdjęcia nie wzbudziłyjej zainteresowania.Dopiero kilka stron dalej zatrzymała się, apotem cofnęła.232 Ludzie z dwóch zdjęć byli jej znani: Carlisle i Waen.Trzecinie.To znaczy, nie znała zdjęcia, ale człowieka tak.Był jed-nym z Pakistańczyków na przyjęciu w St.Moritz.Teraz do-wiedziała się, że nazywa się Kazi Razzaq i jest handlarzembronią.Sprzedawał broń armii rządowej Sri Lanki.Jego też pozna-ła podczas jednego ze spotkań, które organizował Dalmann.Dalmann i jego dziwny współpracownik Schaeffer.Popatrzyła na Dalmanna, który pochylony do przodu sie-dział na sofie i ciężko oddychając, oddzielał kości od swojejgolonki.- Mam nadzieję, że się tym udławisz - mruknęła.Dalmann odwrócił się do niej z uśmiechem.- Co mówiłaś, darling?- %7łyczyłam ci smacznego, honey.Makeda trzymała się ceremoniału: nagle wstała, powie-działa:  Idę pierwsza , pocałowała go w czoło, weszła poschodach na górę do sypialni i niby przypadkiem zostawiładrzwi uchylone.Dalmann poszedł po cichu za nią i obserwował, jak siępodniecająco wolno rozbiera i znika w łazience, zostawiającrównież uchylone drzwi.Przez szparę przyglądał się, jak ob-lewa się wodą, namydlą, spłukuje, wyciera i dokładnie smaru-je kremem.Tym razem jednak nie dała mu czasu, żeby wyśliznął się zsypialni, zanim ona wróci.Nagle wyszła, pociągnęła go zakrawat do łóżka i popchnęła na materac.Protestował, chicho-cząc, ale nie ustępowała.- Teraz zjem cię całego, calutkiego - zagroziła i rozebrałago.Starała się usilnie i jej starania uwieńczyło powodzenie.Ale kiedy Dalmann chciał w nią wejść, nie udało mu się.233 Próbowała dalej, łagodnie, brutalnie, czule, przypochlebnie,a na koniec zdecydowanie i władczo.Za każdym razem z tymsamym rezultatem.W końcu zaprzestała wysiłków i z cichymprzekleństwem, którego nie zrozumiał, padła na poduszki.Dalmann poszedł do łazienki, wziął prysznic i wrócił w pi-żamie.- To te przeklęte pigułki - złościł się.- Wcześniej mi sięto nigdy nie zdarzało.- To przestań je brać.Opowiedział jej z dumą i ze znajomością rzeczy chirurga oswojej rurce, która rozszerza zwężone naczynie wieńcowe,powód jego zawału.I o tabletkach, które miały stabilizowaćciśnienie, regulować rytm serca i utrzymywać sprawne krąże-nie krwi.Makeda słuchała go ze współczuciem.Kiedy skończył, za-pytała:- Dlaczego nie spróbujemy love menu?Właściwie dlaczego nie, pomyślał Dalmann, wstał z łóżka iprzyniósł sobie z lodówki piwko na dobranoc. 44.Maravan siedział przed komputerem i próbował uzyskaćpołączenie z siostrą.W przerwach, kiedy musiał czekać, prze-glądał meldunki z pola walki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •