[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wlepiła wzrok w telewizor, ale kątem oka obserwowała moje po- czynania.A ja zająłem się z kolei pojemnikiem z jajami.Wyrzuciłem zawartość dokosza, bo nie o jaja mi chodziło, ale o pudełko.Przeciąłem je na pół i do połówkiprzykleiłem kilka warstw taśmy klejącej w taki sposób, żeby pod taśmą powstałrodzaj rękawka na wskazówkę zegara, którego właśnie pozbawiłem ramy i cy-ferblatu.Nasunąłem pudełko na wskazówkę, z werku sterczała teraz zamiast niejpołowa pudełka na jaja.- Chcesz zobaczyć sztuczkę? - zaprosiłem Kelly na pokaz mojego wynalazku.Umieściłem go na komodzie, tuż przed telewizorem, a właściwie tuż podczujnikiem na podczerwień, który odbiera sygnały nadawane pilotem.Całośćzabezpieczyłem taśmą klejącą.- A na czym ta sztuka polega? - Mała nie mogła się doczekać.- Zobaczysz, a na razie wez do ręki pilota.Wzięła.- Spróbuj wyłączyć dzwięk.Wyłączyła.- A teraz daj znowu głośniej.Tak zrobiła.- Otóż założę się z tobą, że za piętnaście minut nie uda ci się wyłączyćdzwięku za pomocą pilota, choć ja nie ruszę się z miejsca.- Naprawdę? Bujasz.- Przekonasz się.Kelly schowała pilota pod swoją poduszkę.Pomyślała pewnie, że zapowia-dana sztuka polega na tym, iż coś jednak zmajstruję w tym urządzeniu.Siedziałem bez ruchu, tak jak obiecałem.Kelly też, ciekawa, co nastąpi.Dopytywała się tylko bez przerwy, czy już minęło piętnaście minut.- Jeszcze nie, dopiero siedem.Połowa pudełka po jajkach, przymocowana do wskazówki zdążyła wyraznieprzesunąć się w górę.Minęło jeszcze kilka minut i pudełko całkiem przysłoniło czujnik telewizyjnego zdalnego sterowania.- No, spróbuj teraz wyłączyć dzwięk - poleciłem małej.Nacisnęła stosowny przycisk na pilocie, ale bez skutku.- Może bateria w pilocie jest za słaba - pośpieszyłem z pomocą.Włożyliśmyświeżą baterię, ale nie pomogło.Pilot nadal nie działał.Mała była przejęta, ja zaśnie zamierzałem wyjawiać sekretu.- Czary - wyjaśniłem z tajemniczym uśmiechem.Wypiłem trochę soku pomarańczowego, resztę wylałem do umywalki, butelkęprzepłukałem.We wszystkich urządzeniach wymieniłem baterie na świeże iprzygotowałem cały sprzęt do zapakowania.Dwadzieścia po dziesiątej, gdy byłem gotów do wyjścia, Kelly już spała.Będęmusiał ją jednak obudzić, uprzedzić, że wychodzę.Mogłaby się bowiem wy-straszyć, gdyby raptem się ocknęła i zobaczyła, że mnie nie ma.Przywiązałem siędo niej, nie chciałem, aby stała jej się krzywda.Wyglądała tak słodko we śnie.Coz nią będzie - przemknęło mi przez myśl - gdy już to wszystko się skończy, za-kładając oczywiście, że wyjdziemy z tego cało.Jeszcze raz sprawdziłem cały sprzęt.Odłączyłem komórkę od ładowarki,wsadziłem do kieszeni.Upewniłem się, czy mam przy sobie pieniądze.Spraw-dziłem broń.Na koniec wcisnąłem jeszcze do kieszeni paczkę biszkoptów, zjempo drodze.- Kelly - pochyliłem się nad śpiącym dzieckiem.%7ładnej odpowiedzi.Po-trząsnąłem ją delikatnie za rączkę.Zaspana otworzyła jedno oko.- Muszę wyjśćna chwilę.Telewizor zostawiam włączony; jeśli chcesz, możesz sobie oglądać.- Dobrze - mruknęła.Nie miałem pojęcia, czy zrozumiała, czy nie, ale też nie chciałem jej rozbu-dzać na dobre, bo nie miało to sensu.- Wezmę klucz, nie musisz na mnie czekać - dodałem.- A zresztą zaraz wrócę- zapewniłem jak zwykle.Zjechałem windą na dół, wyszedłem na zewnątrz.Przestało padać, ale po- wietrze było wilgotne i na tyle chłodne, że oddech zmieniał się w parę.Ruszyłem w lewo, a więc w przeciwną stronę niż zwykle.Nie miałem po temuspecjalnego powodu, ale chciałem sprawdzić, na wszelki wypadek, czy nikt niedepcze mi po piętach.Pogryzając biszkopty przeszedłem obok obiektu.W oknachpaliły się te same światła co wczoraj i w ogóle wszystko wyglądało podobnie.Zastanawiałem się, czy w krzakach przy wyjściu śpi ten sam bezdomny gnojek.Czas mijał, przyśpieszyłem kroku, żeby nie spóznić się na spotkanie z Patem.Skręciłem w prawo, na drogę pod wiaduktem.Nieco dalej droga odbijała od wiaduktu, a jeszcze dalej zaczynał się ugór.Warkot samochodów pędzących górą dobiegał coraz słabiej.W ciszy moje wła-sne kroki pobrzmiewały coraz głośniej.Po prawej miałem teraz składowiskasamochodów odholowywanych przez policję z nielegalnych parkingów w mie-ście.Zastanawiałem się, jak to jest z Waszyngtonem, czemu władze miasta mająciągły deficyt w budżecie, skoro zbierają miliony z mandatów za złe parkowanie?Po lewej ciągnęły się jakieś warsztaty w blaszanych budach.Zatrzymałem sięprzy pierwszym z nich, ukrywając się w cieniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •