[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeżeli nie złapiemy Barbarzyńcy,możemy się niechybnie spodziewać, że spróbuje znowu ukryć się wśród nas.Znowu zechcenas oszukać.Pojawi się jako cudem ocalony samobójca lub jako przybysz z innego miasta.Ostrzegam was, bądzcie czujni.Obserwujcie swych znajomych, obserwujcie swego sąsiada,przyglądajcie się podejrzliwie swemu bratu.Barbarzyńca może się stać, kim zechce.Bracia!Daję wam pełne przyzwolenie, aby obserwować nawet mnie.Kolejna przerwa w przemowie znów wyzwoliła wśród zebranych negatywne emocje.Ci, którzy domyślali się prawdy i dążyli do jej powszechnego ujawnienia, w tym całymrozgardiaszu stanowili zdecydowaną mniejszość.Nie zdołaliby przeforsować swoich racji,nawet gdyby adiutant Przewodniczącego znów nie przerwał sporów, wołając ponownie:- Proszę o spokój.Przewodniczący przemawia!- Bracia - zakrzyknął drżącym głosem Przewodniczący - nie możemy ufać nikomu.Nie możemy po raz drugi pozwolić, aby to, co budowaliśmy przez długie dziesięciolecia,obróciło się wniwecz z powodu chorych i prymitywnych żądzy człowieka, którym kierujetylko chęć oglądania aktów zniszczenia powodowanych jego własną ręką.Tyle miał w tej sprawie do powiedzenia.Przerwał i zastanawiał się nad dalszymprzebiegiem obrad, ale nie znalazł żadnego tematu odpowiedniego do przedyskutowania w tejniecodziennej sytuacji.Póki co pozwalał obecnym na sali na wymianę zdań i poglądów orazwrażeń, ale nie trwało to długo.Tłum tym razem ucichł bez interwencji adiutanta.Szybciej,niż się spodziewał Przewodniczący, który nagle doznał chwilowego zaćmienia umysłu i niemógł skoncentrować na roli, jaką nakazał sobie grać.Jego myśli pobiegły do ukochanej izaczął marzyć o tym, aby utonąć w jej zielonych oczach i zapomnieć o wszystkim w jejobjęciach.Chciał znowu być jak dziecko, mające poczucie bezbrzeżnego bezpieczeństwa, gdytylko obejmą je bezpieczne ramiona matki.Zaczął zastanawiać się, czy to oznacza, że jużdziecinnieje, czy może po prostu znalazł wreszcie idealną kobietę, która mogła stać się dlaniego całym światem, taką, dla której gotów byłby poświęcić swe życie.Wiedział, że to niebyłoby dobre, nie byłoby bezpieczne.ani nawet normalne.Stwierdził w końcu, że w tak trudnych dniach nie zdoła pokonać pragnienia bycia znią, a przecież wymagano od niego pełnego skupienia.Skoro nie umiał się na to zdobyć, miałtylko jedno wyjście.- W zaistniałej sytuacji ogłaszam przerwę w obradach do poniedziałku, do godzinydziewiątej - powiadomił zgromadzonych.- Oczywiście jak zwykle czekam na wasze sugestie,ale tym razem będą rozpatrywane tylko wnioski zawierające plan ujęcia zbiegów.Ogłaszam zakończenie obrad - skończył prędko i nie czekając na oficjalną formułę zakończenia,odwrócił się na pięcie i podążył w stronę drzwi.Dopiero wtedy jego adiutant zrobił regulaminowy krok do przodu i zakrzyknął:- Proszę wstać.Przewodniczący opuszcza salę obrad!Nie zdążył jednak, i sala powstała już w momencie, gdy starzec znikał w wąskimkorytarzu.Popędzał go nieznany dotąd strach przed niewiadomym, przed przyszłością, którejnie znał i nie umiał przewidzieć.Dwustu dziewięćdziesięciu dziewięciu siwych starców opadło na fotele, zwiewnymiszatami wywołując szelest przypominający szum wysokich traw.Po tym muzycznymspektaklu zapadła cisza, w której każdy z nich słyszał oddech sąsiada.Niektórzy zaczęli sięnerwowo rozglądać po sali, nie wiedząc, jak się zachować w tej nieprzewidzianej protokołemsytuacji.%7ładen ze zgromadzonych mężczyzn nie chciał wyjść jako pierwszy i żaden niechciał przerywać ciszy.Ale to nie mogło przecież trwać w nieskończoność.Wreszcie jedenstarzec wstał, rozejrzał się po sali, chcąc wybadać nastroje zebranych i sprawdzić, czypozwolą mu przemawiać.Było to wbrew regulaminowi, gdyż Przewodniczący zakończyłobrady, a w dodatku nie było go na sali.Regulamin jednak w takiej chwili nie wydawał sięważny, podobna okazja mogła się prędko nie powtórzyć.Spór o sposób rządzenia Wyspątrwał od czasu założenia Agencji i żaden moment nie wydawał się odpowiedniejszy, bywyrazić swój sprzeciw wobec metod Przewodniczącego.Dzielny starzec, który odważył sięzabrać głos, był zdecydowanym przeciwnikiem totalitaryzmu, jednym z tych nielicznychopozycjonistów, którzy nazwali siebie Grupą Jedności.W dwudziestu dążyli dowprowadzenia systemu, który traktowałby wszystkich jednakowo i pozwalał na sprawowanieopieki socjalnej nad wszystkimi mieszkańcami Wyspy, bez względu na stan społeczny czypochodzenie.Cóż jednak mogli zdziałać taką garstką? Ci, którzy byli u władzy, tolerowali ichpośród siebie, ale ignorowali każdą ich inicjatywę czy nawet wystąpienie.Byli im potrzebnidla zachowania pozorów demokracji, dla legitymizacji swej władzy przed ludem, który corazgłośniej szemrał o dyktaturze i mówił o demokracji.Grupa Jedności w Radzie Starszychdawała złudzenie, że Przewodniczącemu i jego klice zależy na przedstawicielstwie każdejorientacji politycznej i że liczy się dla nich każdy głos, każda opinia i sugestia.Mężczyzna oczywiście doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że służy jakoprzykrywka dla dyktatorskich zapędów, lecz mimo wszystko nie występował z Rady,wierząc, że tam właśnie powinien walczyć o swoje przekonania.Na taki moment czekałdługo, czuł, że nadszedł jego czas.Nie zaczął dramatycznie ani krzykliwie, jakPrzewodniczący, przyjął inną taktykę. - Jeżeli  szlachta - to słowo wypowiedział z nieukrywanym sarkazmem - może miećuczucia, to i ci na dole mogą je mieć.Oni też są ludzmi.Co w tym dziwnego, że ten człowiekuciekł? Przecież wiedział, że wróci do laboratorium, gdzie czekają go tylko ból i samotność.Nie można tak traktować ludzi.- To nie jest człowiek - przerwał mu ostro jeden z najbardziej zajadliwychpopleczników Przewodniczącego.- To, po pierwsze, Barbarzyńca, a po drugie, maszyna,której możliwości nie znamy.I to maszyna do zabijania.Nie zdołaliśmy zbadać jego psychiki,nie wiemy, do czego jest zdolny.Może już zapomniałeś o milionie ludzi ginących wpłomieniach? Powtarzam, to nie jest człowiek.Debata rozgorzała na dobre i po niedawnej ciszy nie zostało nawet wspomnienie.Zkażdej strony ktoś rzucał jakieś zdanie, hasło, każdy przed drugim próbował udowodnićsłuszność swoich racji.- Miasto Wschodnie powinno być dawno objęte nadzwyczajną kontrolą wojskową.Totam rodzi się najwięcej rebeliantów, a bezprawie, jawne bezprawie trwa w najlepsze, podnosem lokalnych władz.A kto wie, czy nie za ich przyzwoleniem.Może tam już powstajecałkiem odrębna nacja, która będzie dążyć do suwerenności? Wyobrażacie sobie coś takiego?Przecież to zamach stanu w najczystszej postaci.- Przedstawiciele Rady z innych miastrzucali w twarz przybyłym z Miasta Wschodniego coraz to nowe oskarżenia.- Tak! To miastoto osada bezprawia.Tam pędzi się w ciągu roku tyle bimbru, że można by nim upijać dziesięćnaszych armii przez dziesięć lat.Tam w rafineriach wytwarza się tyle deotolu, że niedługowszyscy będą poddawani kuracji bez zezwolenia.Tam króluje wolny handel i kolesiostwo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •