[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A przecież oto panu zapewne chodzi.- W jakich okolicznościach poznała pani pana Mierzyc-kiego?- Och, to było tak dawno.Nie bardzo pamiętam.Chyba w kawiarni, w jakimś towarzystwie.Doprawdy.szczegółównie przypominam sobie.- Czy odwiedzał tutaj panią?- Tak.Był ze dwa, a może trzy razy.- Czy w jakiejś konkretnej sprawie przyjeżdżał?- Nie.Raczej tak sobie, towarzysko.Po prostu byłprzejazdem w tych stronach i wpadł do mnie na chwilę.Nicmieliśmy nigdy ze sobą żadnych wspólnych interesów.Ostatnie zdanie wypowiedziane zostało ze szczególnymnaciskiem, co Kociuba ocenił natychmiast jako dużąnieostrożność.Pytał dalej:- Czy pani mogłaby mi powiedzieć, czym zajmował siępan Mierzycki?- O ile mi wiadomo, to był kierownikiem jakiegoś lokalupod Warszawą.Specjalnie się tym nie interesowałam.- Czy słyszała pani kiedyś o niejakim Wojciechu Kalinie?- Tak.Przyjeżdżał tutaj.To chłopak mojej gosposi.- Co pani może powiedzieć o tym człowieku?- Sympatyczny.Robi miłe wrażenie.Podobno bardzowysportowany, silny.- Niech pani sobie wyobrazi, że ten człowiek jestpodejrzany o zamordowanie pana Mierzyckiego.- O! To przykre.Zatrzymaliście go?- Jeszcze nie.Czy pani uważa, że on byłby zdolny dopopełnienia zbrodni?- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, panie po-ruczniku.Za mało go znam.Przelotnie rozmawiałam z nimparą razy, ale.Wydaje mi się, że to impulsywny młodyczłowiek, ale to przecież niczego nie dowodzi.- A czy nazwisko King Meysnel mówi coś pani?W ciemnych oczach swej rozmówczyni Kociuba dostrzegłjakby wahanie, nie był jednak pewien, czy nie uległzłudzeniu.- Znam pana Meysnela.Dlaczego pan pyta?- Dlatego, że chciałbym się z nim zobaczyć i jakoś niemogę go odnalezć.- Chyba to nie takie trudne.Gdzieś musi mieszkać.Nie znam co prawda jego adresu, ale wydaje mi się, że możnasię dowiedzieć.Kociuba uśmiechnął się.- Bez wątpienia.Ja znam jego adres, ale nigdy nie mogęzastać go w domu.Wysyłałem mu nawet wielokrotniezaproszenie do komendy.Bez skutku.Byłbym paniniesłychanie zobowiązany, gdyby zechciała mi pani do-pomóc w odnalezieniu pana Meysnela.Potrząsnęła głową.- Bardzo żałuję, ale to nierealne.Nigdy nie widuję panaMeysnela.Nie bywa u mnie ani u nikogo z moichprzyjaciół.To zupełnie przypadkowa znajomość, którejnigdy nie podtrzymywałam.- Rozumiem  Kociuba z coraz większym zaintere-sowaniem przyglądał się pani Landbergowej. A comogłaby mi pani powiedzieć na temat tragicznie zmarłegopana Mierzyckiego?- Wspomniałam już, że bardzo słabo znałam tegoczłowieka i właściwie nic nie potrafię o nim powiedzieć.- Dużo przypadkowych znajomości  zauważył Kociuba.Zmarszczyła brwi.- Co pan przez to rozumie, panie poruczniku?- Nie, nic.Tak sobie powiedziałem.Bo o kogo niezapytam, to pani twierdzi, że to przypadkowa, przelotnaznajomość.- Czyżby pan miał do mnie o to pretensję?- Ależ, broń Boże.Jakże mógłbym mieć pretensję o to, żepani kogoś mało zna.- Ja też tak myślę  spojrzała na zegarek. ; Czy towszystko, panie poruczniku?Kociuba wstał.- Chyba tak.Dziękuję pani i przepraszam, że zabrałemtyle czasu.Jeszcze tylko chciałem panią zapytać, czy panizna pana Małogórskiego, Wiktora Małogórskiego?- Nie  padła zdecydowana odpowiedz. A kto to taki?- To jest taki jeden trochę dziwny pan, który mnie niepokoi.Kociuba ukłonił się i wyszedł.Pani Landbergowa nie odprowadziła go do drzwi.Olszewski niecierpliwie oczekiwał swego  towarzyszabroni.- Coś ty tak długo siedział?  spytał. Jak ci poszedł flirtz panią Landbergową?Kociuba skrzywił się.- Z flirtu nici.Nie jestem w jej guście.- Może nieumiejętnie zabrałeś się do rzeczy?- Robiłem, co mogłem.Twarda sztuka z tej Landbergowej.Ani się, cholera, nie uśmiechnie.- A w ogóle jak było? Gadaj.Kociuba streścił możliwie dokładnie rozmowę z paniąHortensją.Kiedy skończył, Olszewski spytał:- A co ty o tym wszystkim myślisz?- Myślę, że ta baba jest bardzo cwana  odparł Kociuba,przymrużając lewe oko. Jestem przekonany, żedoskonale znała Mierzyckiego i że ten Meysnel nie jest taką przypadkową znajomością.Poza tym odniosłem wrażenie,że nie miałaby absolutnie nic przeciwko temu, żebyśmyuwierzyli w winę Wojtka Kaliny.To chyba byłoby dla niejbardzo wygodne.- Na czym opierasz takie przypuszczenie?Kociuba dotknął swojego organu powonienia.- Na nosie i na tym, że scharakteryzowała Wojtka, jako impulsywnego młodego człowieka.Wcale nie oburzyła jejwiadomość, że go podejrzewamy.- Hm. Olszewski zapalił papierosa i przeszedł się popokoju. Miałbym ochotę wziąć na podsłuch jej telefon.Spróbujemy to załatwić z prokuratorem.Spytałeś ją, czyzna Małogórskiego?- Tak.Stanowczo zaprzeczyła.Może nawet nazbytstanowczo.- Widzę, że zaczynasz robić postępy jako psycholog uśmiechnął się Olszewski.- A ty natomiast wyspecjalizowałeś się w zawodziesatyryka  odparował Kociuba. Niedługo zacznieszpisywać teksty do któregoś z kabaretów. - To pozostawiam osobom bardziej utalentowanym uśmiechnął się Olszewski. A wracając do naszej sprawy,mam dla ciebie dosyć sensacyjną wiadomość.- Mianowicie?- Pamiętasz ten kawałek wosku, znaleziony w mieszkaniuMierzyckiego?- Odciski zamków.- Tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •