[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Hej, wolna dziewczyno, co słychać?Susan, w sposób łagodnie poufały, posłużyła się przezwiskiem Ashleynadanym jej na pierwszym roku studiów.Chodziły razem na semina-rium na temat sytuacji kobiet w XX wieku i pewnego wieczoru, po kilkupiwach doszły zgodnie do wniosku, że wolny człowiek* brzmi seksistow-sko i niewłaściwie, wolna kobieta wydawała im się określeniem preten-sjonalnym.Najodpowiedniejsze byłoby: wolna dziewczyna.* W oryginale free-man.Chodzi tu o podwójne znaczenie słowa: człowiek albo męż-czyzna.Polskie: wolny człowiek nie brzmi seksistowsko, lecz angielskie free-man może dlakogoś tak zabrzmieć (przyp.tłum.).Ashley czekała na ulicy przed Młotem i Kowadłem z podniesionymwysoko kołnierzem kurtki, by ochronić się przed wiatrem; czuła, jakchłód od ziemi przenika przez jej buty.Wiedziała, że przyszła parę minutza wcześnie.Spóznianie się było dla Susan czymś niezgodnym z jej natu-rą.Ashley spojrzała na zegarek i w tym samym momencie usłyszaładzwięk klaksonu samochodowego.Susan Fletcher opuściła szybę auta i jej promienny uśmiech przedarłsię przez mrok wczesnego wieczoru.- Hej, wolna dziewczyno! - krzyknęła ze szczerym entuzjazmem.-Nie sądziłaś chyba, że każę ci na siebie czekać, prawda? Wejdz do środkai zajmij dla nas stolik.Zaparkuję nieco dalej.Zajmie mi to dwie minuty.Ashley pomachała jej dłonią i przez chwilę przyglądała się, jak Susanoddala się od krawężnika.Aadny, elegancki, nowy samochód, pomyślała.Gdy zobaczyła, że Susan zjechała na Park and Lock, jedną przecznicę da-lej, weszła do restauracji.Susan wjechała na trzeci poziom, gdzie stało znacznie mniej samo-chodów, by zatrzymać swoje nowe audi w miejscu, w którym prawdopo-dobnie nie zostanie porysowane przez inny zbyt blisko parkujący samo-chód.Auto miało dopiero dwa tygodnie i było w połowie prezentem oddumnych z jej osiągnięć rodziców, a w połowie upominkiem, jaki spra-wiła sama sobie.Za nic w świecie nie pozwoliłaby, żeby w centrum Bo-stonu ktoś je podrapał.56 Włączyła system alarmowy i szybko zeszła po schodach, zamiast cze-kać na windę.Po paru minutach była już wewnątrz Młota i Kowadła,zdjęła płaszcz i podeszła do Ashley, przed którą stały dwie wysokieszklanki z piwem.Objęły się na powitanie.- Hej, współlokatorko - powiedziała Susan - nie czekałaś chyba zbytdługo.- Zamówiłam dla ciebie piwo, ale może, skoro jesteś teraz taką waż-ną bizneswoman i mieszkanką Wall Street, bardziej odpowiednia byłabyszkocka z lodem albo wytrawne martini - powiedziała Ashley.- To jest piwny wieczór - odparła Susan.- Ashley, wyglądasz wspa-niale.Nieprawda, pomyślała.Jej dawna przyjaciółka była blada i sprawiaławrażenie podenerwowanej.- Tak uważasz? Nie wydaje mi się.- Coś cię gryzie?Ashley zawahała się, wzruszyła ramionami i omiotła spojrzeniem re-staurację.Jasno płonące lampy, lustra.Toasty przy sąsiednim stoliku.Czuląca się do siebie para przy innym.Gwar wesołych głosów.Poczułasię tak, jakby to, co się jej przydarzyło tego poranka, miało miejsce wjakimś dziwacznym równoległym wszechświecie.W tym momencie nieotaczało jej nic oprócz uczucia beztroskiego oczekiwania.Westchnęła.- Ach, Susie, poznałam kreaturę.To wszystko.W pewnym sensiewkurzył mnie trochę.Ale nie za bardzo.- Wkurzył cię? Co takiego zrobił?- Nie zrobił nic, chodzi bardziej o to, co sugeruje.Mówi, że mnie ko-cha.Jestem rzekomo dziewczyną przeznaczoną dla niego.%7ładna innanie będzie odpowiednia.Nie może beze mnie żyć.Jeżeli on nie będziemnie miał, nie będzie miał mnie nikt.Różne takie pierdoły.To jest wogóle bez sensu.Spaliśmy raz ze sobą, mój wielki błąd.Próbowałam mudelikatnie wyjaśnić, że się pomylił co do mnie, powiedzieć: dziękuję, alenie mam ochoty.Sądziłam, że to poskutkowało, ale gdy wychodziłamdzisiaj z domu, okazało się, że zostawił kwiaty pod moimi drzwiami.- Cóż, kwiaty to brzmi prawie tak, jakby był dżentelmenem.- Martwe kwiaty.Susan milczała przez chwilę.- To nie brzmi uspokajająco.Skąd wiesz, że to on?- Nie wierzę, że mógłby to być ktoś inny.- Więc co zamierzasz teraz zrobić?57 - Zrobić? Po prostu zignoruję mendę.Odczepi się.Oni zawsze takrobią, wcześniej czy pózniej.- Doskonały plan, wolna dziewczyno.Wygląda na to, że rzeczywiścieprzemyślałaś całą sprawę.Ashley zaśmiała się, chociaż to nie było śmieszne.- Coś na pewno wymyślę.Wcześniej lub pózniej.Susan uśmiechnęła się szeroko.- To mi przypomina kurs rachunku różniczkowego, który miałaś napierwszym roku.Odkładałaś problem aż do końcowych egzaminów.- Nigdy nie byłam dobra z matematyki.W dużym stopniu zawdzię-czam to mamie.Myślę, że ona wyciągnęła właściwe wnioski i wtedy poraz ostatni zapytała mnie, jakie mam zajęcia.Młode kobiety pochyliły ku sobie głowy i wybuchnęły śmiechem.Niewiele jest rzeczy na świecie tak uspokajających jak spotkanie ze starąprzyjaciółką, która, choć żyje teraz w nowym i osobnym świecie, wciążpamięta te same żarty, pomyślała Ashley.- Och, już dość o tej mendzie.Poznałam innego faceta, który wydajesię całkiem do rzeczy.Mam nadzieję, że zadzwoni do mnie znowu.Susan się uśmiechnęła.- Ash, gdy mieszkałam z tobą, zauważyłam, że chłopcy zawsze dzwo-nią do ciebie ponownie.Nie zadawała już innych pytań, nie usłyszała też nazwiska wielbiciela.Ale uznała, że i tak dowiedziała się wiele.Po sporej ilości jedzenia i picia oraz przypomnieniu sobie więcej niżkilku starych dowcipów wyszły z Młota i Kowadła.Ashley objęła Susan wdługim uścisku.- Cudownie było zobaczyć cię znowu, Susie.Powinnyśmy częściej sięspotykać.- Gdy skończysz już z tymi swoimi zajęciami i całą bieganiną, za-dzwoń do mnie.Może zaczniemy się spotykać raz w tygodniu? Będzieszmogła z całą swoją artystyczną wrażliwością odnosić się do moich narze-kań na głupich szefów i durne modele biznesowe.- Chciałabym - powiedziała Ashley.Zrobiła krok do tyłu i zapatrzyła się w nowoangielską noc.Niebo byłoczyste i za rozproszonymi lampami ulicznymi i budynkami widziałatylko baldachim gwiazd rozsypanych po jego niebieskoczarnych prze-strzeniach.- Jeszcze jedno, Ash - powiedziała Susan, szukając po kieszeniachkluczy od samochodu.- Trochę mnie niepokoi ten facet, który cię takwkurza.58 - Michael? Michael O'Menda.- powiedziała Ashley i machnęła lek-ceważąco ręką, ale sama wyczuła fałszywy ton w swoim głosie.- Uwolnięsię od niego w ciągu paru najbliższych dni, Susie.Facetom takim jak onwystarcza wyrazne, twarde nie.Potem przez jakiś czas żalą się i skarżą, awreszcie idą do baru, gdzie z kumplami ogląda się widowiska sportowew telewizji i pije piwo.W końcu wszyscy zgodnie stwierdzają, że kobietyto kurwy, i na tym sprawa się kończy.- Mam nadzieję, że się nie mylisz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •