[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wybrała sobie grupęstrażników siedzących w cieniu przed zamkniętymi drzwiami po lewejstronie więzienia i podeszła do nich, przechylając głowę w lekkokokieteryjnym geście.Gdy była już blisko, dygnęła.381RS  Mam tutaj świeży chleb, citoyens, po jednym sou za bochenek rzuciła, odchylając szmatę. Prosto z pieca. Z ciebie też niezły kąsek, citoyenne  odezwał się jeden zestrażników, kiwając na nią dłonią, w której trzymał cuchnącą fajkę.Podejdz no tutaj, niech rzucimy okiem na ten chleb!Chcąc pokazać zawartość kosza, musiałaby się nachylić i ukazaćstrażnikom cały biust.Odważnie zbliżyła się ku nim z uśmiechem, którymiał być, jak uważała, rodzajem uwodzicielskiej zachęty.Odgrywała terazrolę kobiety gotowej dać się poklepać czy uszczypnąć.Strażnik wyciągnąłjeden z bochenków, zerkając na jej piersi. Niebrzydka para bułeczek  rzekł do swoich kompanów, szczerzączęby. Spróbujmy, czy aby świeże. Wsadził brudną dłoń pod jej bluzkę,szukając chropawymi paluchami sutków.Odskoczyła z krzykiem, udając zgorszenie. Citoyens, jakże wy traktujecie porządną, zamężną niewiastę. A masz ty męża?  spytał inny, głaszcząc gęstą, rudą bródkę.Chodzno tu, pokaż ten twój chlebek.Raz jeszcze poddała się upokarzającemu rytuałowi.Mężczyznizamilkli po kilku sprośnych żartach i aluzjach, które na szczęście niewymagały od niej żadnych komentarzy, opanowała się więc i wśróduśmiechów wymruczała parę nieszczerych protestów, które tylko pobudziłyich do śmiechu. No, to kupmy sobie parę tych bułeczek  powiedział wreszciestrażnik z rudą bródką, mrugając na swych kamratów. Mam ci ja niezłykawał kiełbasy, co będzie do nich pasowała.Pozostali gruchnęli na te słowa gardłowym śmiechem i Arabellauznała, że ma już tego dosyć.Sięgnęła do kosza.382RS  Dwie bułki za jednego sou, citoyen.Rudobrody wyciągnął drobną monetę, a ona rzuciła zalotnie innym: %7ładne nie są świeższe od nich, citoyens. W rzeczy samej, paniusiu. Inny strażnik w uśmiechu pokazałjeden, jedyny ząb. Ale założę się, żeś ty już nie taka świeża, jak one,citoyenne! Bochenek za sou  odparła, podając mu chleb.Gdy przestali się z nią przekomarzać i kupili, co tylko miała w koszu,pozostawiając same okruchy, oznajmiła: Mam też wczorajszy wypiek.Może uda mi się sprzedać go tyminnym?  I wskazała ruchem głowy na drzwi więzienia. Niektórzy z nich byliby radzi  odezwał się strażnik o jednym zębie. Nie mam nic przeciw temu.Idz tylko do kobiet.strzeż ty się,dziewczyno, żeby cię tam żywcem nie zjadły!  Zarechotał i wysmarkał nos,ujmując go w dwa palce. Ale coś nam się za to należy. Pierwszy ze strażników zerwał się nanogi. Najpierw daj całusa, citoyenne.Jego oddech cuchnął stęchłym winem, czosnkiem i tabaką; wargi miałzaślinione, kiedy złapał ją za pośladki i przycisnął do swoich ust.Wstrzymała oddech i zdołała to wytrzymać.Puścił ją wreszcie. Tędy!  Wskazał ruchem głowy na drzwi w przeciwległej ścianie.Poszła za nim przez zatłoczony dziedziniec.Powiedział coś dwómstrażnikom, którzy wspierali się o ścianę po obu stronach drzwi.Jeden znich dłubał w zębach, drugi drapał się leniwie po zawszonej brodzie.Zgodzili się.Pierwszy z nich splunął na bruk, nim otworzył drzwi wielkimkluczem przytroczonym do jego pasa.Skinął na nią i Arabella weszła dośrodka.383RS Drzwi zatrzasnęły się za nią z hukiem.Usłyszała zgrzyt klucza wzamku i zapragnęła nagle uciec.Jakże się stąd wydostanie? Nikt jej tego niepowiedział.Co będzie, jeśli ją tu zostawią samą? Czemu mieliby sięwłaściwie troszczyć o jej los? Jedna więzniarka więcej? A niechby sobietutaj gniła! Uznała jednak, że strażnicy wzięli ją za kogoś z ich świata.Zaciężko pracującą citoyenne, z którą można trochę poswawolić.Stojąc bez ruchu, rozejrzała się wokoło.W więzieniu było ciemnawo,gorąco i duszno, lecz powoli zaczęła rozróżniać w półmroku kształty osóbbezwładnie leżących na ziemi lub wspartych o mur.Słaby pomruk, podobnydo stłumionego brzęczenia pszczół, wypełniał całe wnętrze.Jedynymoświetleniem były dwie smoliste pochodnie, zatknięte na ścianie w głębi, akiedy podeszła trochę bliżej, jej saboty głośno zastukały po niewyobrażalniebrudnej posadzce.Zakwiliło jakieś niemowlę, zapłakało nieco większedziecko.Kilka kształtów ruszyło w jej kierunku.Były to kobiety  obdarte, rozczochrane, niektóre z niemowlętami,wszystkie patrzyły błędnym, głodnym wzrokiem. Mam tu chleb  powiedziała.Wyciągnęło się ku niej mnóstwo rąk, asłaby pomruk przeobraził się w głośną wrzawę, gdy zaczęto do niejpodbiegać ze wszystkich stron.Zajrzała zgnębiona do koszyka.Zostało tamtrochę pieczywa, którego starczyłoby co najwyżej dla małej rodziny, a niedla tej wygłodniałej i zrozpaczonej ciżby kobiet i dzieci.Postawiła kosz na posadzce, nie mogąc znieść myśli, że będzie musiałarozdawać jego zawartość i wybierać komu dać jeść.Oczy jej już przywykłydo mroku i mogła teraz rozróżnić rysy kobiet, które rzuciły się na kosz.Cofnęła się o krok i rozejrzała wokoło.Więzniarki leżały na siennikach lubsiedziały pod ścianami.Domyśliła się, że były zbyt osłabione, żeby siępodnieść, nawet jeśli chodziło o zdobycie chleba [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •