[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.James uświadomiłsobie, że jest zdany tylko na siebie, ścigając się tak samo ze sobą, jak z resztą chłopców.Dotarli do drugiego wzgórza, które minęli bez przeszkód, a potemdo trzeciego i największego Wzgórza Parsona, na które prowadziłotrudne podejście, wijącą się między drzewami ścieżką, która im wy-żej, tym bardziej robiła się stroma.James musiał skrócić krok i poraz pierwszy poczuł, jak jego organizm zaczyna się zmagać.Niemiało to znaczenia; z takim zmaganiem potrafił sobie poradzić.Zpewnością szło mu lepiej niż Gellwardowi, za którym biegł i którynadawał tempo; w połowie wzniesienia krępy chłopiec zatrzymał sięi zgiął wpół, chwytając się za bok i ciężko dysząc.James wyprzedziłgo i nawet nieznacznie przyspieszył, tak że wkrótce znalazł się tuż zakolejnym zawodnikiem.Na szczycie był krótki, płaski odcinek przed jeszcze bardziejstromym zejściem, przy którym dwóch porządkowych liczyło za-wodników.James rozejrzał się - byli to Sedgepole i Pruitt, ale siętym nie przejął, skupiony na biegu.Szczyt Wzgórza Parsona wyzna-czał połowę trasy, lecz zejście po drugiej stronie okazało się bardzotrudne.Zcieżka była zabłocona i kamienista, a na dodatek leżały naniej większe kamienie, wykopane z ziemi przez biegnących.Jamesmusiał bardzo uważać, żeby się nie potknąć, i koncentrować się natym, gdzie stawia stopy.Zapomniał o pozostałych chłopcach, ażpodczas szaleńczego biegu w dół stoku zobaczył, jak inny biegaczprzewraca się, ześlizguje i stacza w krzaki.James zwolnił; wypaść ztrasy przez idiotyczny, niepotrzebny wypadek byłoby fatalnie, jed-nak udało mu się zbiec bez przygód i znalazł się na końcu głównejgrupy.Rozejrzał się.Byli tu Carlton i Forster, ale gdzie Hellebore? Cosię z nim stało w chaosie na wzgórzu? James obejrzał się.Gellwardprowadził drugą, mniejszą grupę biegaczy.Hellebore mógł być jed-nym z nich; byli zdecydowanie za daleko, żeby to stwierdzić.Amoże wyszedł na prowadzenie? A jeśli właśnie w tej chwili mknąłsamotnie z przodu? James wiedział, że najtrudniejszy etap trasy mająjuż za sobą, więc mógł zaryzykować podbiegnięcie na czoło i nada-wanie przez jakiś czas tempa.Wytężył siły i zaczął miarowo prze- suwać się, mijając grupę zziajanych chłopców, aż zrównał się z pro-wadzącym Carltonem, który odwrócił się i zrobił do niego minę,jakby mówił:  Ciężko, co?.- Widziałeś Hellebore'a? - wydyszał James.Carlton pokręcił głową.- Czy jest ktoś przed nami? - zapytał James.- Nie jestem pewien.- wysapał Carlton.- Chyba nie.Był tylko jeden sposób, żeby się przekonać.James jeszcze bar-dziej zwiększył tempo i zostawił resztę w tyle.Teraz był już napraw-dę sam, przed wszystkimi, i biegł szybciej, niż w tej części trasyzamierzał.Musiał zaoszczędzić siły na ostatnią prostą - długi finiszaż do samej mety.Tylko gdzie jest Hellebore? James zbeształ się zato, że nie był bardziej uważny, kiedy zbiegali ze Wzgórza Parsona.Wbiegł z tupotem na kolejny, na szczęście mniejszy, pagórek,wziął szeroki zakręt i nagle dostrzegł, że coś się rusza z prawej stro-ny w krzakach.Spojrzał tam; na długim, wysokim grzbiecie, któryciągnął się od samego Wzgórza Parsona widział przez chwilę białąplamę.Czy to mógł być chłopiec? Inny zawodnik? Na pewno nie.Musiało mu się wydawać.Przyspieszył i przedarł się przez wąskie przejście między stro-mymi skarpami, i tam, tuż przed nim, był Hellebore! Ale to niemoż-liwe, żeby James tak nagle go dogonił.Gdyby George był przed nimna trasie, James już wcześniej by go zauważył.Istniało tylko jedno wytłumaczenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •