[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znów wyglądał jak Luke, a nie jak pusta skorupa, którą byłprzez ostatnie miesiące.Kochałam go.Kochałam go.Nie miałam cieniawątpliwości.Mogliśmy to wszystko naprawić.Luke spojrzał na mnie i przemówił niecierpliwie.Był wpełni świadomy, myślał jasno. Paseczku, ja& ty& proszę&  Nagle oczy wywróciły mu się, powieki zatrzepotały niczym skrzydła małego ptaka,a potem zamknęły się nagle.Tknięta złym przeczuciem, znów uniosłam rękę do jegotwarzy. Luke? Luke, słyszysz mnie?Jakimś dodatkowym zmysłem zarejestrowałam, żelekarz odkłada swoje notatki, i zdezorientowana odwróciłamsię w jego stronę.Wpatrywał się w wyświetlane przezurządzenia wartości.Przez chwilę śledził wszystkie te liczbyi linie, a potem, już po sekundzie, wołał zespółreanimacyjny.Na jednym z ekranów pojawiła się prosta.Dokładnie w tej chwili do sali wpadli członkowie zespołu, wtym Maggie.O, mój Boże! Nie, nie! Przygotować elektrody!  zawołała Maggie. Lucy,kochanie, odsuń się! Proszę opuścić salę.Nie byłam w stanie się ruszyć, ale poczułam, że ktościągnie mnie w tył.To nie mogło się dziać. Był zdrowy. powiedziałam cicho.Maggie chwyciła moje drżące ramiona. Doszło do zatrzymania akcji serca.Spróbujemy goratować.Nie ruszaj się stąd.Otumaniona skinęłam tylko głową.Wszyscy wyszliśmyz sali, ale ja zatrzymałam się w progu i patrzyłam.Patriciapo omacku szukała mojej dłoni.Chwyciłam ją, nieodrywając spojrzenia od Luke a.Rozebrali go do pasa,defibrylowali& raz, drugi, trzeci.Czy człowiek jest w stanieprzyjąć taką ilość prądu? Przecież go zabiją. Przestańcie go zabijać& Ratujcie go!Zaczęli uciskać jego klatkę piersiową, wdychać mupowietrze do ust i liczyć, liczyć.W pewnym momencie ktośwspiął się na łóżko i uderzał go mocno między żebrami.Wszystko to nie przynosiło skutku.Nie działo się nic.Obracałam głowę w jedną i drugą stronę jak szalona.Patricia stała nieruchomo z przerażeniem malującym się natwarzy, ciągle ściskając moją dłoń.Z twarzy Ade a, Nell,Dee i Dana zapamiętałam tylko oczy  zszokowane,przerażone i niedowierzające spojrzenia.Pielęgniarki zręcznie podawały sobie różne narzędzia,słychać było kakofonię przekrzykujących się głosów.Walczyli, by ratować życie Luke a.Cały zespół.Ale niemogli.Nie mogli go uratować.Odszedł.Zachwiałam się i chwyciłam futryny.Wszystko w salinagle zamarło, znieruchomiało i ucichło.Ludzie pochyliligłowy, głosy ucichły.Jedynym dobiegającym z salidzwiękiem był monotonny pisk maszyny oznajmiającejnam, że Luke nie żyje.Ktoś wyciągnął rękę i wyłączył urządzenie.Przejmującacisza, która teraz nastała, była znacznie gorsza& Dzwoniłami w uszach.Odrażającym, rozwrzeszczanym dzwiękiem,który nie chciał ustać i przewiercał na wylot mój mózg.W tle usłyszałam dziwny odgłos, jakby gdzieś obokdusiło się jakieś zwierzę.Dopiero po chwili zorientowałamsię, że to Patricia.W którymś momencie musiała wyrwaćswoją rękę z mojej dłoni, lecz nie zwróciłam na to uwagi.Słyszałam płacz Nell i Dee.Słyszałam, jak Dan gniewnie odrzuca rzeczywistość.Chyba słyszałam też Ade awydającego z siebie dzwięk będący połączeniemniedowierzania i rozpaczy. Nie  powiedziałam po prostu. Nie  powtórzyłamgłośniej.Moje ciało zesztywniało.Szok? Czy to szok? Tak mi przykro. To była Maggie. Lucy, takstrasznie mi przykro. Nie ma powodu  usłyszałam swoje słowa, jakbywypowiedział je ktoś obok.Co miałam na myśli?  To&to& Zawał, jaki przeszedł Luke na miejscu wypadku&pęknięta śledziona& to mogło spowodować trwałeuszkodzenie serca. Maggie objęła mnie mocno. Imwiększe uszkodzenia, tym większe prawdopodobieństwowystąpienia następnego ataku.Uwolniłam się z jej objęcia. Dlaczego nikt mi nie powiedział? Pozwoliliście miwierzyć, że będzie żył& daliście mi fałszywą nadzieję&Umilkłam.Mówili mi to wszystko.Mówili.Ale ja niesłuchałam.Nie chciałam słuchać.Zadrżałam.Przeniknął mnie chłód.Całe życiewykonało woltę wokół własnej osi.%7łycie bez Luke a.Zwiat,istnienie.Bez Luke a.Jeszcze dziesięć minut temutrzymałam go za rękę, a on patrzył na mnie z miłością ibłaganiem o wybaczenie.Pół godziny temu leżałam obokjego ciepłego ciała, zastanawiając się, jak mamy żyć dalej,gdy już wróci do domu.Ale on nie wróci.Już nigdy.Zwiat nagle stracił ostrość.Przestałam widzieć przez łzy.Nie mogłam tego znieść.Ból w piersi był nie doopisania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •