[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z małego białego budynku, gdzie leżał poparzony cielak, niedochodził żaden dzwięk.Pomału, lękliwie, Frances wysiadła z samochodu,przeszła przez podwórko i weszła do ciemnego pomieszczenia.- Hej, mała - szepnęła, czekając, aż oczy przyzwyczają się dociemności, a następnie przeszła do zagrody.Odetchnęła z ulgą, kiedyzobaczyła, że cielę leży wygodnie na brzuchu, z przednimi nogamipodwiniętymi pod siebie.Koścista głowa odwróciła się powoli, gdyFrances weszła do zagrody, a duże, wilgotne, brązowe oczy popatrzyły nanią.Frances zaśmiała się nerwowo, a cielak beknął, jakby na powitanie.- No co, dziecko, nic złego się z tobą nie dzieje, prawda? - odezwałasię, przykucając na piętach i wyciągając rękę do szyi zwierzęcia.- Niejesteś apatyczna, prawda? Po prostu chce ci się spać, a wszystko jestdobrze.Jesteś przecież w końcu dzieckiem, a dzieciom często chce sięspać.Powieki cielaka opadły ociężale, a Frances nie przestawała pieścićjego szyi.- Już dobrze, śpij, dziecko - mruczała, przesuwając rękę w dół poszerokim czole, miedzy łzawymi oczami i dalej do szerokiego czarnego107RS nosa.Cielak pochrząkiwał cicho jak prosię, po czym przejechał językiempo jej dłoni i opuścił głowę na przednie nogi.- Moja dziewczynka - zanuciła Frances, usadawiając się na macieprzy boku zwierzęcia, pieszcząc je, aż zamknęło oczy.- Teraz śpij.Odpoczywaj.Nie wiedziała, jak długo tak siedziała, głaszcząc drobne ciało.Nieobecna duchem, nuciła jakąś kołysankę, którą pamiętała jeszcze zdzieciństwa.Nagle ogarnęło ją dziwne uczucie pustki i samotności,którego nigdy jeszcze nie doznała.Ręka zastygła na szyi zwierzęcia.Frances patrzyła na nie szeroko otwartymi oczami, wstrzymując oddech.Cisza.Całkowita, przerażająca cisza.Nie miała odwagi nawet mrugnąć okiem, obawiając się, że w tymmgnieniu mogłaby przegapić to, co chciała widzieć.Oddychaj - szeptała w myśli, ze wzrokiem przykutym do grzbietuleżącego bez ruchu zwierzęcia.Oddychaj - powtórzyła rozkazująco wmyśli, i raz jeszcze to samo.W końcu wydobyła z siebie głos ipowiedziała to, ale drobne ciało pozostało nieruchome.Patrzyła nachmurzona na to brzydkie, nieszczęsne stworzenie, naktórym pełno było zaleczonych poparzeń i zmierzwionej sierści.Myślała,że oddałaby cząstkę swoich skarbów, coś, co ma dla niej dużą wartość,żeby zobaczyć, jak wilgotne oczy znowu się otwierają - nie dlatego, że tozwierzę stanowiło istotną część jej życia, ale dlatego, że w świeciezabrakło jednego uderzenia serca, że będzie teraz bardziej pusty.Ethan znalazł ją siedzącą przy cielaku.Białe szorty pobrudziły się omaty w zagrodzie, ale Frances zdawała się tego nie dostrzegać.Rękę108RS opierała lekko na martwej szyi.Ethan stanął w drzwiach.Długo patrzył nacielaka, a potem przeniósł na nią wzrok pełen bólu.- Frannie? - szepnął, a ona popatrzyła na niego nie widzącymioczami.Przeszedł przez zagrodę, chcąc wziąć ją w ramiona, przynieśćulgę.Wtedy odezwała się:- Ona nie żyje!Ethan zatrzymał się pod wpływem jej oskarżycielskiego tonu.Pierśuniosła mu się w głębokim oddechu.- Zrobiliśmy dla niej wszystko, co było w naszej mocy, Frannie.- Widocznie za mało - mruknęła z goryczą, odwracając się, żebyjeszcze raz spojrzeć na cielę.Przygryzła mocno dolną wargę.Ethan milczał przez chwilę, po czym powiedział ostrożnie:- %7łycie ma swój koniec, Frannie.Niezależnie od tego, jak bardzochcemy, żeby trwało, jak długo próbujemy je podtrzymywać, kiedynadchodzi czas, życie się kończy.Nie mamy na to wpływu.Wargi Frances zadrżały, kiedy usiłowała powstrzymać łzy.- Ale to niesprawiedliwe! Ona była jeszcze dzieckiem!Ethan westchnął i zaczął zbliżać się do niej ostrożnie, jakbyoczekiwał, że może rzucić się do ucieczki.Podniosła głowę, kiedy oparłdelikatnie ręce na jej ramionach.- Chodz, Frannie - powiedział miękko, pomagając jej wstać.Pozwoliła mu wyprowadzić się z budynku na spalone słońcempodwórko.Przez szerokie wrota weszli do cielętnika.Ledwie dotarło doniej, że Elaine i Franklin stoją oparci o poręcz dużej zagrody, a Bethbrodzi po kolana w zakrwawionej słomie.Wszyscy rozpromienieni109RS patrzyli na kłębek płowego koloru.Beth podniosła głowę i spojrzałauśmiechnięta na Frances.- Czyż ona nie jest piękna?Frances spojrzała chłodno na urodzonego przed chwilą cielaka.Wcale nie był piękny.Był mokry i nieporadny, jego głowa chwiała się nasłabej szyi, kiedy matka lizała go energicznie.- Poparzony cielak nie żyje - powiedział spokojnie Ethan.- Och, Frannie, jak mi przykro! - rzekła ze współczuciem Elaine.-Wiem, że byłaś bardzo do niej przywiązana.Frances spojrzała na nią.- Nie byłam do niej przywiązana - zaprotestowała szybko.- Po prostunigdy przedtem nie widziałam nikogo umierającego.- Głos jej sięzałamał, kiedy spojrzała na nowego cielaka.Zapanowała długa chwila ciszy.Franklin oparł się ciężko o poręcz, ajego zabandażowane ręce zwisały bezwładnie, kiedy tak patrzył na cielę.- To dziwne, jak wszystko się wyrównuje, prawda? - powiedział samdo siebie.- Jedno umiera, drugie się rodzi.Frances popatrzyła na niego przerażona.Jak ci ludzie mogą tak łatwopogodzić się ze śmiercią? Nie są ani trochę tak zdruzgotani jak ona.Jej oczy śledziły pobrużdżoną twarz Franklina, potem przeniosławzrok na twarz Elaine - miłe, matczyne oblicze, następnie na Beth, a nakoniec na Ethana.Na każdej widziała smutek, ale pod nim malowała siępogodna rezygnacja.I czego się nauczyłaś, mieszkając tutaj? - zapytywała samą siebie.Tutaj przyjmuje się i akceptuje rzeczy takimi, jakie są, bez słowa protestu,bez próby wyrwania się z tego zaklętego kręgu przeznaczenia.Gdyby ona110RS podchodziła do życia z taką filozofią, do tej pory mieszkałaby wdwupiętrowym czynszowym domu, bez możliwości wykazania sięczymkolwiek przez lata, bez żadnej nadziei na lepszą przyszłość.- Nie mogę tu zostać dłużej - szepnęła nagle, wpatrując się w oczyEthana z wyrazem uwięzionego zwierzęcia.- Przepraszam.- W porządku, Frannie, rozumiem.Skrzywiła usta w słabym, bezradnym uśmiechu.On nic nie rozumiał- absolutnie nic.Nikt z nich nie rozumiał.Wcisnął jej do ręki kluczyki do samochodu i powiedział coś o swoimprzyjezdzie z Beth do miasta.Frances ledwie go słyszała i nie rozumiała,co do niej mówi.Ethan i Elaine stali, patrząc, jak idzie przez podwórko iwspina się do ciężarówki.- Ona to ciężko przeżyła, Ethan - mruknęła zaniepokojona Elaine.- Wiem.Obawiałem się, że tak będzie.- Może powinieneś z nią pojechać?Ethan patrzył zmrużonymi oczami, jak samochód znika w chmurzepyłu.- Ona musi mieć trochę czasu, Elaine.Musi mieć czas, żeby nawłasną rękę oswoić się ze śmiercią.W przeciwnym razie nigdy niezrozumie, co jest w życiu naprawdę ważne.Elaine wsunęła mu rękę pod ramię i ścisnęła czule.- Jesteś w niej bardzo zakochany, prawda?Ethan przymknął oczy.- Och, tak - przyznał z głębokim westchnieniem.- Nie pozwól jej odejść [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •