[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pierwszej chwili odniósł wrażenie, że jest sama, ale kiedy przepchnął się doprzodu, zobaczył innego żołnierza klęczącego na ziemi.Munceya.Miał ręce skrępowane naplecach.Jego twarz lśniła od potu w świetle reflektorów.Drżał, lecz nie z zimna.Jedna z jegorąk była owinięta szmatą nasiąkniętą krwią.%7łołnierze otoczyli ich, trzymając się w bezpiecznej odległości.Usłyszał szmerwyrażający szacunek.Greer podszedł do Alicii.- Gdzie generał?Pokręciła głową.Muncey trzymał zakrwawioną rękę z dala od ciała, szybko oddychając.Greerprzykucnął obok niego.- Kapralu Muncey.- Jego głos był cichy, pocieszający.- Tak, panie majorze.- Muncey wolno oblizał wargi.- Przykro mi.- W porządku, synu.Dobrze się spisałeś.- Nie wiem, jak mogłem nie trafić tego, który to zrobił.Zdążył mnie ukąsić jak pies,zanim Donadio go załatwiła.- Spojrzał na Alicię.- Patrząc, jak walczy, nie poznałbyś, że todziewczyna.Nie gniewacie się, że poprosiłem, aby mnie związała i przyprowadziła do domu?- Postąpiliście właściwie, Muncey.Macie takie prawo jako żołnierz oddziałuekspedycyjnego.Ciałem Munceya wstrząsnęły silne dreszcze.Jego wargi zwinęły się, odsłaniającszpary między zębami.Peter poczuł, że żołnierze zamarli w napięciu, sięgając do rękojeścinoży, ale kucający obok Greer ani drgnął.- To już.- jęknął Muncey, kiedy atak się skończył.Peter nie dostrzegł lęku w jegooczach, a tylko spokojną akceptację.Uniósł skrępowane ręce, aby otrzeć pot z czołazakrwawioną szmatą.- Jest tak, jak mówili.Jeśli to nie kłopot, chciałbym umrzeć od noża, majorze.Chciałbym poczuć, jak to ze mnie wychodzi.Powinna to zrobić Donadio, jeśli mabyć jak należy.Mama zawsze mówiła, że człowiek powinien zatańczyć z tym, który goprzyprowadzi, a tylko ona była na tyle dobra, by to zrobić.- Zamrugał, a po jego twarzyspływał pot.- Służba pod waszymi rozkazami była dla mnie zaszczytem.i pod rozkazamigenerała.Chciałem wrócić, żeby to powiedzieć.Niech pan się odsunie, majorze.Greer podniósł się i cofnął.Wszyscy stanęli na baczność.- Ten człowiek jest żołnierzem sił ekspedycyjnych! Nadszedł czas, aby wyruszył wostatnią podróż! Pozdrówmy kaprala Munceya.Hip, hip.- Huraa!- Hip, hip!- Huraa!- Hip, hip!- Huraa!Greer wyciągnął nóż i podał go Alicii.Jej twarz była skupiona, pozbawiona emocji,jak twarz żołnierza, który musi wykonać swój obowiązek.Wzięła nóż i uklękła przedMunceyem, który oparł związane ręce na kolanach.Pochyliła głowę, aż ich czoła się spotkały.Peter spostrzegł, że jej wargi się poruszają, że coś do niego szepcze.Muncey trzymał zakrwawioną rękę z dala od ciała, szybko oddychając.Greerprzykucnął obok niego.- Kapralu Muncey.- Jego głos był cichy, pocieszający.- Tak, panie majorze.- Muncey wolno oblizał wargi.- Przykro mi.- W porządku, synu.Dobrze się spisałeś.- Nie wiem, jak mogłem nie trafić tego, który to zrobił.Zdążył mnie ukąsić jak pies,zanim Donadio go załatwiła.- Spojrzał na Alicię.- Patrząc, jak walczy, nie poznałbyś, że todziewczyna.Nie gniewacie się, że poprosiłem, aby mnie związała i przyprowadziła do domu?- Postąpiliście właściwie, Muncey.Macie takie prawo jako żołnierz oddziałuekspedycyjnego.Ciałem Munceya wstrząsnęły silne dreszcze.Jego wargi zwinęły się, odsłaniającszpary między zębami.Peter poczuł, że żołnierze zamarli w napięciu, sięgając do rękojeścinoży, ale kucający obok Greer ani drgnął.- To już.- jęknął Muncey, kiedy atak się skończył.Peter nie dostrzegł lęku w jegooczach, a tylko spokojną akceptację.Uniósł skrępowane ręce, aby otrzeć pot z czołazakrwawioną szmatą.- Jest tak, jak mówili.Jeśli to nie kłopot, chciałbym umrzeć od noża,majorze.Chciałbym poczuć, jak to ze mnie wychodzi.Powinna to zrobić Donadio, jeśli ma być jak należy.Mama zawsze mówiła, że człowiek powinien zatańczyć z tym, który goprzyprowadzi, a tylko ona była na tyle dobra, by to zrobić.- Zamrugał, a po jego twarzyspływał pot.- Służba pod waszymi rozkazami była dla mnie zaszczytem.i pod rozkazamigenerała.Chciałem wrócić, żeby to powiedzieć.Niech pan się odsunie, majorze.Greer podniósł się i cofnął.Wszyscy stanęli na baczność.- Ten człowiek jest żołnierzem sił ekspedycyjnych! Nadszedł czas, aby wyruszył wostatnią podróż! Pozdrówmy kaprala Munceya.Hip, hip.- Huraa!- Hip, hip!- Huraa!- Hip, hip!- Huraa!Greer wyciągnął nóż i podał go Alicii.Jej twarz była skupiona, pozbawiona emocji,jak twarz żołnierza, który musi wykonać swój obowiązek.Wzięła nóż i uklękła przedMunceyem, który oparł związane ręce na kolanach.Pochyliła głowę, aż ich czoła się spotkały.Peter spostrzegł, że jej wargi się poruszają, że coś do niego szepcze.Nie czuł przerażenia, lecz jedynie zdumienie.Chwila jakby zamarła w czasie,uwolniła się ze strumienia zdarzeń, stając się czymś trwałym i wyjątkowym - linią, po którejprzekroczeniu nie będzie odwrotu.Nóż dokonał swojego dzieła, zanim Peter się zorientował.Kiedy Alicia opuściła rękę,tkwił po rękojeść w piersi Munceya.Jego oczy były wytrzeszczone i załzawione, a ustaotwarte.Alicia trzymała go za głowę, jakby była jego matką.- Już dobrze, Muncey - szepnęła.- Już dobrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •  

     

    § Rudnicka Olga (01) Zacisze 13 Zacisze 13
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • therasmus.pev.pl
  •