[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Yattmur zaparło dech, jednocześnie za jej plecami rozległ się jęk grozy brzunio – ludzi, poganiających się nawzajem do jaskini.Pękaty chap – hopaj – chwat, jak go nazywały futroszorstki, składał się z dwóch odrębnych stworzeń! Ogromny rybi kształt, bardzo podobny do jednego ze złotorybów, jakie widywała podczas podróży przez pustkowia oceanu, dźwigany był przez starego, przygarbionego mężczyznę.–Jesteś dwoma ludźmi! – wykrzyknęła.–Nie jestem zaiste! – powiedział ze swej płyty delfinostwór.– Znany jestem jako Sodal Ye, największy ze wszystkich sodali wśród chap – hopaj – chwatów, prorok Gór Nocnej Strony, który przynosi ci słowo prawdy Czy jesteś obdarzona inteligencją, kobieto?Obie wytatuowane kobiety skupiły się przy mężczyźnie nosicielu.Dawały mu jakieś znaki dłońmi, nie mówiąc przy tym ani słowa.Jedna z nich coś pomrukiwała.Co do mężczyzny, to najwidoczniej trudził się owym noszeniem przez wiele sezonów owocowania.Chociaż ciężar zniknął z jego ramion, człek ów pozostał przygięty, jakby ciągle dźwigał, stojąc niczym posąg strapienia, i swymi wyschniętymi rękami wciąż obejmował powietrze nad sobą, z przygarbionym grzbietem, z oczami wbitymi w ziemię.Od czasu do czasu przesuwał się na inne miejsce, poza tym tkwił nieruchomo.–Zapytałem cię, czy jesteś obdarzona inteligencją, kobieto – powtórzyła istota nazywająca siebie Sodal Ye głosem soczystym jak wątroba.– Mów, skoro umiesz mówić.Yattmur oderwała spojrzenie od owego przeraźliwego tragarza.–Czego tutaj szukasz? Czy przybywasz z pomocą? – Powiedziane jak przystało człowieczej kobiecie!–Te twoje kobiety nie wyglądają na gadatliwe!–One nie są ludźmi! Nie potrafią mówić, o czym powinnaś wiedzieć.Czyżbyś nigdy przedtem nie spotkała nikogo z tatuowanego plemienia oraboli? Tak czy owak, dlaczego prosisz Sodala Ye o pomoc? Jestem prorokiem, nie sługą.Masz kłopoty?–Ogromne.Mam męża, który… Sodal Ye plasnął jedną płetwą.–Stop.Nie zawracaj mi teraz głowy swoimi historiami.Sodal Ye ma znacznie ważniejsze sprawy na głowie, jak chociażby obserwacja potężnego nieba, morza, w którym unosi się to drobne nasienie Ziemi.Ten oto Sodal jest głodny.Nakarm mnie, a pomogę ci, jeśli potrafię.Mój umysł jest najpotężniejszy ze wszystkiego na planecie.Yattmur puściła mimo uszu przechwałkę i wskazała na jego barwny orszak.–Co z twoimi współtowarzyszami, czyż oni również nie są głodni?–Niech cię o nich głowa nie boli, kobieto, oni jedzą okruchy po Sodalu Ye.–Wszystkich was nakarmię, jeśli naprawdę zechcesz mi pomóc.Zerwała się, nie bacząc na nową przemowę, którą rozpoczął.Yattmur wyczuwała, że w przeciwieństwie do futroszorstków jest to stworzenie, z którym się dogada, próżna, inteligentna istota mająca przecież swój słaby punkt.Widziała wyraźnie, że wystarczy tylko zabić tragarza, by Sodal został zdany na jej łaskę, gdyby zaszła taka konieczność.Spotkanie kogoś, z kim mogła negocjować z pozycji siły, działało jak środek krzepiący; była zresztą pełna dobrej woli wobec Sodala.Brzunio – brzucho – ludzie byli zawsze czuli dla Larena jak matka.Powierzyła im dziecko, dopilnowawszy, by się usadowili wygodnie, nim zakrzątnęła się wokół strawy dla swych niecodziennych gości.Nie zwracała uwagi na ociekające wodą włosy ani na ubranie, które zaczynało już na niej podsychać.Wsadziła do tykwy resztki pióroskóra z poprzedniej biesiady, wraz z innymi wiktuałami zebranymi przez brzunio – brzuchy: kiełkami szczudłaków, orzechami, wędzonymi grzybami, jagodami i mięsistymi owocami.Druga tykwa stała wypełniona wodą skapującą ze szczeliny w skle_ pieniu.Wodę też wyniosła.Sodal Ye wciąż spoczywał na swym kamieniu.Skąpany w tajemniczym, kremowym świetle, nie odrywał oczu od słońca.Postawiwszy przy nim jedzenie, Yattmur spojrzała w tym samym kierunku.Chmury się rozstąpiły.Słońce wisiało nisko ponad mrocznym i dzikim morzem krajobrazu.Zmieniło nieco kształt, spłaszczone przez atmosferę, lecz żadne złudzenie optyczne nie mogło stanowić wytłumaczenia dla ogromnego, czerwono – białego skrzydła, prawie tak dużego jak macierzyste ciało.–Och, błogosławiona światłość rozwija skrzydło, aby odlecieć i zostawić nas! – zawołała Yattmur.–Nic ci jeszcze nie grozi, kobieto – oświadczył Sodal Ye.Przewidziałem to.Nie martw się.Więcej pożytku będzie, jeśli podasz mi jedzenie.Kiedy opowiem ci o płomieniach, które mają właśnie pochłonąć nasz świat, zrozumiesz wszystko, ale muszę się najeść przed kazaniem.Lecz ona utkwiła spojrzenie w dziwnym obrazie na niebie.Oko burzy przesunęło się ze strefy zmierzchu w rejony potężnego figowca.Chmury nałożyły się kremową warstwą na purpurę ponad lasem, błyskawice migały prawie bez ustanku.A pośrodku tego wisiało zdeformowane słońce.Ponaglona wołaniem Sodala, bynajmniej nie uspokojona Yattmur podała mu jedzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •