[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bóg jeden wie, jak bardzo chciałem być z tobą.Chciałem z tobą być, martwićsię o ciebie, opiekować się tobą, ale to nie było miłe uczucie, przynajmniej przez kilka ostatnich miesięcy.Jesteś jak przekleństwo.Dlaczego, jak myślisz, prosiłem cię, żebyś zostawiła mnie w spokoju?Wstaje i zaczyna chodzić po pokoju.- Jesteś jak choroba - mówi coraz głośniej.- Jak wirus, który zżera moje ciało.Już nic nie wiem.Tylu rzeczy sobie nie powiedzieliśmy i to nie jest tylko twoja wina.Wiem o tym.- Wskazuje na mnieoskarżycielsko palcem.- Powinienem był cię pilnować, nie pozwolić ci odejść tak bez słowa.Ale zrobiłemto.Audziłem się, że w końcu zrozumiesz, obudzisz się.Zepsułaś wszystko.- Znowu wskazuje na mnie pal-cem.- To właściwe określenie.Zabawne, że jest na to odpowiednie słowo.- Tak - potwierdzam.- A teraz usiłujesz to naprawić? Cholera! Nie wiem.Po prostu nie wiem.Zatrzymuje się przede mną, klęka, nasze oczy spotykają się na tym samym poziomie.Nic już niemożna powiedzieć, z wyjątkiem tego, co trzeba.Muszę walczyć.Nie mogę się już dłużej wstrzymywać.Tonie byłoby w porządku wobec nas obojga.- Kocham cię, Andrew - mówię.- Kocham to, jak się śmiejesz przez sen.To najpiękniejszy dzwięk,jaki kiedykolwiek słyszałam.To cały ty.Na świecie jest sześć miliardów ludzi, wielu z nich nie mówi poangielsku i pewnie nigdy ich nie spotkam i niech sobie będą, prawda? Chodzi o ciebie.Właśnie o ciebie.To nie jest skomplikowane.Możemy udawać, że tak jest, ale nie jest.Nie zmienię zdania.Już się nie boję.Dobra, to ściema.Mam stracha jak cholera, ale nie pozwolę, aby mnie ograniczał.Nie pozwolę i już!Brzmi to jak finał; jakbym podjęła decyzję za nas oboje, ale to nieprawda.Nie dam rady bez niego.- Zmieję się przez sen? - pyta i bierze moją twarz w dłonie.- No - potwierdzam.- Nie wiedziałeś o tym?- Nie, nie wiedziałem.- Przybliża swoją twarz, jakby chciał mnie lepiej widzieć.- Mnóstwo razy tak robiłeś; to nie jest normalne.- Ale jest sześć miliardów ludzi na świecie?- Może już prawie siedem.- A ty płaczesz przez sen.To też nie jest normalne.- Naprawdę?- No, tak robisz.To najsmutniejszy dzwięk, jaki kiedykolwiek słyszałem.Pochyla się jeszcze o milimetr.Jego dłonie nadal obejmują moje policzki.Całuje mnie w czoło.Zamykam oczy.Zapamiętam ten pocałunek.RLT Nie przestaje całować.Całuje koniuszek nosa, powieki, ponownie czoło.Z rozwagą, powoli, cele-bruje każdy ruch, jakby kolejny pocałunek wymagał świadomej decyzji.Ujmuje moje dłonie, całuje palce, lekko przygryzając.Pocałuj mnie na serio - chcę krzyknąć, alenie robię tego.Poczekam tak długo, jak trzeba.Wyswobadzam swoje dłonie, całuję palce i dotykam jego powiek.Powoli przesuwam palce kuzmarszczkom w kącikach oczu.Wydają się głębsze niż ostatnim razem, gdy przyglądałam im się z bliska.Jakby powstały niedawno.- Popatrz na mnie - mówi Andrew.Patrzę mu prosto w oczy.- Jesteś pewna?- Jestem pewna.Jestem pewna - powtarzam głośniej, tak żeby mnie usłyszał, żebym ja słyszała sie-bie.Aza wymyka się z kącika oka, Andrew łapie ją ustami.- Jesteś pewna?Nie pozwala mi odpowiedzieć.Znowu mnie całuje, tym razem mocniej, chciwiej.Ten pocałunekjest obietnicą.Przysięgą.Deklaracją.Pózniej, zwróceni twarzami do siebie, leżymy nadzy na łóżku.Nasze nogi są splecione ze sobą jakzamek błyskawiczny.Przykryci bezpieczną szarą kołdrą, ciepłą i delikatną, zaczynamy rozmawiać.- Nie chcę, żeby było tak jak przedtem - mówi Andrew i zawija mi niesforny kosmyk włosów zaucho.- Ja też - przesuwam palcami po jego rękach.Rysuję baloniki, serca i kółka.- Mówię poważnie.Nie możemy zacząć tam, gdzie skończyliśmy.Nie chcę tak.- Wiem.Też tak nie chcę.Chcę zacząć od nowa.Mamy szansę? Jak myślisz? - pytam.- Nie wiem.- Też nie wiem.- Poruszam ramieniem, bo Andrew łaskocze moją nagą skórę wargami.- Chcęspróbować.- Ja też.- Naprawdę?Chcę to usłyszeć jeszcze raz, choć wydawać by się mogło, że skoro leżymy razem nago, decyzjazostała już podjęta.- Naprawdę.Delektuję się tym słowem.- Co powiesz na Brooklyn? - pytam.- Brooklyn? - dziwi się.- No, Brooklyn, może Queens.- Można tam tanio coś wynająć.I jest większy metraż niż tu.- Niezły pomysł.- Naprawdę?- Możemy mieć psa.RLT - Naprawdę?- No, zawsze chciałem mieć psa.- Dlaczego?- Bo kocha miłością bezwarunkową.Chwilę pózniej chowamy głowy pod kołdrę.Aóżko przypomina teraz namiot, a my szepczemy jakdziesięcioletnie dzieci na koloniach.- Dziadek Jack powiedział, że mam czekać na ciebie - zaczyna Andrew.- Co?- Tak powiedział, gdy pojechałem go odwiedzić.Nie sądzę, żeby mnie poznał.Graliśmy w pokera iwtedy powiedział:  Czekaj na nią".To wszystko.Potem wróciliśmy do pokera.- Tak powiedział? A co ty odpowiedziałeś?- Nic.Po prostu grałem.Nie miało to dla mnie szczególnego znaczenia.Nigdy bym się nie przyznał,że już wtedy czekałem na ciebie.- Muszę ci coś powiedzieć, ale, proszę, nie odpowiadaj.Nie teraz, dobrze? Proszę.- Załatwione.- Kocham cię.Andrew milczy, a ja jestem zadowolona, że te dwa słowa sprowadzają się do prostych dzwięków.Nie odbijają się od ścian i nie wracają do mnie echem.Będę cierpliwie czekać, aż będziemy bardziej zaan-gażowani, aż zapuścimy korzenie.Teraz moja kolej czekać.Mocno przytulam się do Andrew, tak blisko jak tylko to możliwe.Chciałabym go zjeść całego, ażpo koniuszki palców, w ten sposób stałby się częścią mnie.Chcę wymieszać naszą krew, wypełnić się po-dwójną helisą jego cząsteczek DNA, żebyśmy byli jednością.Istotą z trzema nerkami i jednym sercem.38Dzisiaj jestem superbohaterem, wyglądam jak prawnik, a nawet jak superprawnik.Jestem gotowauratować świat.Jestem znowu  złożona do kupy".Lepiej niż wańka-wstańka.Pozbierana na nowo.Jestematrakcyjna.Lepiej to zbagatelizować i nie otwierać drzwi z dramatycznym okrzykiem:  Nadchodzi pomoc!" [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •