[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Muszę.Mam młodą żonę - stwierdził z zadowoleniem.- Joasiu! Ile ty masz właściwie lat? - odezwał się wujek.-Ciągle mi się zdaje, że jesteś dzieckiem.- Bo jest - odpowiedział Marek i pocałował mnie.Spłonęłam i odwróciłam głowę.Wstydziłam się ciotki iwujka, a nawet Haliny, lubiłam ich i szanowałam prostotę ichobyczajów, drażnił mnie jednak ich stosunek do matki,traktowali ją pobłażliwie, jak osobę chorą, z fanaberiami,wybaczali jej nietakty i nonszalancję, uważali, że ma do nich prawo, gdyż nie powiodło jej się w życiu.Nie miała męża anidomu jak trzeba, tylko ten swój interes i forsę.- Już myślałam, że się ustatkuje - zaczęła ciotka, któralubiła rozprawiać o matce, prawdopodobnie dlatego, iż byłajej przeciwieństwem - wpadła tu kiedyś w niedzielę z bardzoprzystojnym panem, przywiozła, jak to ona, wódkę, wędliny,kurczaki z rożna, jakby u nas nie było co jeść, narobiłazamieszania, śniadanie na trawie, kazała ojcu grać, a on jakwszyscy mężczyzni nie miał odwagi powiedzieć jej nie,chociaż to jego młodsza siostra, wyciągnął z komory harmonięi zagrał.Wypiło się trochę, nie powiem, przyszła nauczycielkaz mężem, bardzo ładnie śpiewała, a Maryśka w samym środkuzabawy zrywa się i pędzi do samochodu.Stamtąd woła dotego pana, że czas jechać, zaczęła trąbić jak na alarm.Wypiłchłop strzemiennego i pobiegł za nią.Odjechali w pośpiechu.Zawsze tak postępuje, z nikim się nie liczy, nikogo nie słucha.A w następną niedzielę przyjechała już sama.Chciałakupować ziemię, stawiać dom, zaciągnęła ojca do sołtysa narozmowę.Po paru dniach przeszło jej, ale czy na długo?Niepokój ma w sobie, tu, w sercu - ciotka uderzyła się wpiersi.- Wszystkiego jej mało, strojów, pieniędzy, mebli,znajomych.- Znów się jej czepiasz - nastroszył się wujek.- Masz jejza złe, że nie siedzi w chałupie i nie pilnuje garów.Ona jest dolepszych rzeczy stworzona.- Do jakich lepszych? - oburzyła się ciotka.- Sama jakpalec, bez chłopa, bez dzieci.- Przecież ma córkę.- No tak, ma - zgodziła się ciotka.- Ma na utrzymaniu, aletak naprawdę to.- ciotka dumna ze swojej wypowiedzispojrzała na męża.- Nie lubią się baby - powiedział wujek do Marka.- Jednadrugiej zazdrości, jedna drugiej współczuje.Obie są niby zadowolone z tego, co mają, a jak się bliżej przyjrzeć, to nie.Maryśka od dziecka miała swoje fanaberie.Nigdy się z nikimnie liczyła, nawet z twoim ojcem - posłał mi współczującespojrzenie.- A przecież wariowała za nim, jeszcze jakwariowała, ale kto za nią trafi.W parę miesięcy po ślubiewróciła do domu i oznajmiła, że nie chce go znać.Józekwyjechał na Zachód, tam się wykończył.Nie pojechałanawet na pogrzeb, miała do niego żal, o co, nie wiem, alenawet po śmierci nie mogła mu czegoś wybaczyć.Wstałam.Nie mogłam słuchać tych rozmów.Ojciec!Widziałam jego zdjęcie u babci, bardzo piękna twarz, blondynz ciemnymi oczami, miękkie, łagodne rysy i uśmiech amanta.- Wy sobie pogadajcie - przełknęłam ślinę - a ja pójdę dokoni.- Do jakich koni? - zdziwiła się Halina.Marek zastrzygłuszami.- Przecież Joanna nic nie wie - wtrąciła ciotka.-Sprzedaliśmy wszystkie jesienią.- To gniadego też nie ma?- Nie, kupiliśmy traktor, chcesz zobaczyć?- Czy ja wiem, zresztą pójdę się przejść.Przesuwając się do drzwi, czułam, jak bluzka przylepia misię do pleców.Nie mogłam spokojnie słuchać rozmów omatce, a jednak słuchałam, łudząc się, że wreszcie znajdzie sięktoś, kto ją oceni właściwie, ale jak dotąd nikt tego nie zrobił.Tym razem opowieść o matce została przerwana.Wujekwkroczył na bardziej realny grunt, zaczął opowiadać o kupnietraktora:  Tu poczęstunek, tam tysiąc złotych, tu posmarowaćw innej formie, bo Kubasiewicz pieniędzy nie bierze".Markaprzestało to interesować, dogonił mnie w sieni.Halina rzuciłamu płochliwe spojrzenie i wyskoczyła na podwórko.- To ten traktor - pokazała ręką.- Narwę dla waskwiatów.Idzcie się przejść. Zniknęła w ogrodzie.- Coś tak spochmurniała? - zapytał Marek.- Tak bardzoprzeżywasz brak tego konia?- Nie, ale chciałabym już być w domu.Kiedy jesteśmywśród ludzi, mam wrażenie, że się ode mnie oddalasz.Robięsię zazdrosna.- O! To coś nowego! Do tej pory ja byłem zazdrosny.- Już nie jesteś? - spytałam z niepokojem.- Och! Jestem, jestem, jak Otello i jeszcze bardziej.Zabijęcię, jeżeli kiedykolwiek mnie zdradzisz.- Ja ciebie też zabiję, słyszysz, ja nie żartuję, janaprawdę.- I dobrze zrobisz, ale do tego nie dojdzie.Zaprowadziłamgo do lasu, który znałam od dziecka, miałam tam swojekryjówki, rajskie ogrody, świątynie dumania, ulubione sosny,polany konwalii, poziomek i jagód.Na wzgórzu pod dębemznalazłam pierwszego prawdziwka, a w zagajniku na skrajulasu zbierałam rydze.Teraz nie było grzybów, tylko stężonezapachy konwalii, sosny, rozchodnika i macierzanki.Położyłam się na trawie, zamknęłam oczy i zdawało mi się, żejestem w raju.Marek usiadł obok i odpędzał ode mnie muchy.Kochaliśmy się w słońcu.Podglądał nas wiejski chłopak,niezbyt dobrze schowany za drzewo.Widziałam jego okrągłątwarz i oczy jak dwa reflektory ustawione na nas.Nic niepowiedziałam Markowi, przyciągnęłam jego głowę do siebie ipocałowałam.Chłopak ukryty za pniem drzewa niewiele mnieobchodził.Przed trzecią zjawiliśmy się u matki z naręczem kwiatów.Zajęta klientką ledwie rzuciła na nas okiem wskazując namstolik i krzesła.Klientka za parawanem nie mogła sięzdecydować.- Czy nie jestem za stara do tej bluzki? - Granat odmładza, zresztą w tym sezonie jest modny.- Dobrze leży?- To pani rozmiar.Rękawy nie ciągną?- Nie.Spocone babsko z ogromnym biustem wysunęło się zzaparawanu.Zdecydowała się.Wzięła jeszcze koszulę nocną iszlafrok.- Kwiaty? Dla mnie? Z jakiej okazji? - zdziwiła się matka.- Mamy piękny dzień.Pójdzie pani z nami na obiad?- Przyszliście za wcześnie - mruknęła spoglądając nazegarek.- Pani Mirko! - zwróciła się w stronę antresoli.Ustało terkotanie maszyny do szycia i pani Mirka -czterdziestoletnia panienka - ześlizgnęła się na dół.- Proszę się umalować, uczesać.Tu jest puder i szminka -matka otworzyła szufladę.- Dlaczego pani nie pójdzie dofryzjera?- Nie mam czasu.Dzień dobry - pani Mirka uśmiechnęłasię do mnie.- Gdyby pani nie spała do dziesiątej, miałaby pani czasnie tylko na fryzjera - zauważyła uszczypliwie matka.- No,mniejsza z tym.Zastąpi mnie pani.Wrócę za godzinę.Proszęuprasować ten komplecik z teksasu.Po odbiór zgłosi się mążtej aktorki, wie pani?- Tak, wiem.Dzwoniła, żeby pani była uprzejma przyjśćdo nich na siódmą.- Dobrze, dziękuję.Wiedziałam, że matka nie pójdzie do tej aktorki.Przyjęciato według niej strata czasu, gadanie o głupstwach, toasty,jedzenie, picie bez umiaru i lament, wyliczanie, co zdrożało, oile, czego nie ma i czego nie będzie, albo obgadywaniekolegów, dyrektorów i wszystkich świętych.Inna sprawakolacje u mecenasa Bobrzyckiego, tam się mówiło o interesach, i to bardzo konkretnie, a takie rozmowy matkalubiła.- No, to idziemy! - poprawiła makijaż [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •