[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kobietymówiły w swoistej odmianie angielskiego, opartej na bezokolicznikach i gestykulacji.Małe czarneświnie, dzieci, które wyglądają jak narysowane tuszem, drobne, milczące kobiety, siedzące wdrzwiach swoich górskich domów, przy prehistorycznym krośnie albo prymitywnej ramie tkackiej.Niema ani jednego młodego człowieka, z wyjątkiem ospałego nauczyciela, który siedzi w otwartym oknieszkoły, z sali dobiega chóralny głos dzieci narysowanych cienką kreską, śpiewających francuskąpiosenkę: Sur le pont d'Avignon.- Dlaczego śpiewają po francusku?- W tych okolicach było dużo francuskich misjonarzy.Nawet nie tak dawno - powiedział przewodnik.Katalończycy podziwiali samych siebie za to, że udało im się dotrzeć do Złotego Trójkąta, z drugiejstrony współczuli ludziom żyjącym w takich warunkach.A mężczyzni? Gdzie się podziali mężczyzni?Pilot wskazywał góry.- Są na polach ryżowych.- A nie opiumowych? - zapytał Carvalho z uśmiechem wspólnictwa.- Opium, mało.Nielegalne.Dzisiaj już się tyle nie uprawia.W drodze powrotnej czworo Katalończyków wysiadło przed swoim hotelem, a Carvalho zostałodwieziony do  Chiang Mai Inn".Policjant powiedział mu półgłosem, że od tej chwili nie powinnipokazywać się razem, by Archit i Teresa mogli się do niego zbliżyć.Carvalho zainstalował się wpokoju hotelowym, a potem zanurzył w wodach basenu, tuż obok francuskich weteranów, którzyzabawiali się, próbując zdjąć sobie kąpielówki; ich żony, rozłożone na leżakach, komentowały sukcesyi porażki.Detektyw leżał przez chwilę w słabym słońcu popołudnia, wrócił do pokoju, włożył neseserdo plastikowej torby, do której wrzucił też ubranie i kąpielówki, zamknął pustą walizkę w szafie,zawiesił na klamce kartkę z napisem  Nie przeszkadzać" i wyszedł z hotelu, chcąc, żeby go widziano.Wynajął tuk-tuka i wdał się w rozmowę z kierowcą, informując go o najważniejszej przyczynie swojejpodróży.Objechał dzielnicę złotników i sklepów z wyrobami z drewna tekowego, po czym wrócił docentrum Chiang Mai i poprosił, by wysadzono go na Nocnym Targu, rozciągającym się po obustronach Chiang Mai Road.Ktoś wpadł na pomysł, żeby otworzyć niemiecką restaurację w głębiTargu, pośród kramów z pamiątkami, używanym ubraniem, zabawkami dla dzieci Mien, którezaglądały do toreb, zawieszonych na plecach matek.Carvalho podziwiał nożyki do obcinaniabirmańskich cygar, zielone cygara o smaku i zapachu lekarstwa, dziecięce instrumenty-zabawki,kamienie szlachetne, szklane koraliki, misy ze srebrną biżuterią, hinduskie malowidła na ceracie,czapki Mien - detektyw właśnie taką kupił dla Fustera - lakę z Chiang Mai i z Birmy, drobne kobiety oniemal białej skórze, delikatne, porcelanowe.A gdy zapadła noc, Carvalho dał się upolowaćtaksówkarzowi, który zaproponował mu to, co zwykle: dziewczyny, masaże, chłopców, czego duszazapragnie.- Przykro mi - uśmiechnął się Carvalho.- Muszę wyjechać w pilnej sprawie do Bangkoku.- Teraz?- Teraz.- 105 - - Nie ma samolotu.Nie ma pociągu.- Wiem.Taksówkarz wyskoczył z samochodu i podszedł do Carvalha.Może go zawiezć do Bangkoku.Teraz, od razu? Od razu, Carvalho miałby nawet czas, żeby pójść do hotelu i zabrać swoje rzeczy, wtym czasie on zawiadomi rodzinę.To niemożliwe.Carvalho bardzo się śpieszy.Jego żona naglezachorowała i chce dotrzeć jak najszybciej, poza tym muszą ustalić cenę.Ale detektyw usadowił sięjuż w taksówce, a szofer ruszył, olśniony perspektywą zarobku.- Trzy tysiące bahtów.- Tysiąc.Negocjacje przedłużyły się, kierowca zdążył pożegnać się ze swoją rodziną, krzycząc coś zsamochodu do kobiety, która pokazała się w oknie domu z blachy i drewna.W końcu zmęczone stronyustaliły cenę na tysiąc siedemset bahtów i Carvalho ułożył się na tylnym siedzeniu.Przez kilka minutkontemplował zamyśloną twarz kierowcy, którą oświetlał ogieniek birmańskiego cygara - podarunkuod klienta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •