[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mam własne zaprzęgi, czekające na trasie doLondynu.Obiecałem jaśnie pani, że przyjadę, więc muszę dotrzymać obietnicy.Nie lubię być z dala od rodzinydłużej, niż to absolutnie konieczne.- Posłał bratu znaczący uśmiech, dodając: - Ale dobrze, że zdecydowałem się natę wycieczkę, prawda?Yale miał ochotę zaprzeczyć.Gdyby Wayland nie stanął im na drodze, on i Samanta byliby już daleko stąd iwszystko szłoby zgodnie z planem.Obecnie sprawy tak się miały, że będzie szczęśliwy, jeśli Sam da się ugłaskaćprzed nadejściem wiosny.Jego odpowiedz nie była jednak potrzebna.Dziedzic Biggers nadskakiwał księciu, zabawiając go rozmową.- O, tak.Podobno Wasza Aaskawość ma nowego potomka.Całe lata nie widzieliśmy starszych chłopców.Kiedy pan wróci do Braehall, proszę ich przywiezć do Sproule!- Pomyślę o tym - zgodził się Wayland.- Ale jaśni pani nie lubi podróżować, zwłaszcza z tak małymidziećmi.- To rzeczywiście uciążliwe - wtrąciła pani Biggers.Yale skrzywił się z pogardą; nie sądził, by ta kobieta opuściła kiedykolwiek Sproule na odległość dalszą niżpięć mil.W końcu Wayland skierował się do drzwi, a pani Biggers z mężem i całą resztą poszła jego śladem.Yale rozejrzał się po pokoju.Wszyscy zapomnieli o Samancie.Widząc, że Fenley trzyma jej pelerynę, Yalewyciągnął po nią rękę i skinieniem dał znak służącemu, by ich zostawił.Zostali sami.Yale zbliżył się do żony, niepewny, jak go przyjmie.Peleryna, którą trzymał w rękach, była przetartaniemal na wylot.Postanowił kupić jej nową, w innym kolorze, już nie czarną.Może czerwoną, uszytą znajdelikatniejszej wełny.Może to ją trochę ułagodzi.Umieścił pelerynę na jej ramionach.Nie protestowała, ale też nie zaszczyciła go spojrzeniem.- Musimy jechać - powiedział cicho.- Kazałem Fenleyowi spakować nasze rzeczy.- Aącznie z rzeczami po mojej matce?- Tak.- Podał jej ramię, żeby ją zaprowadzić do czekającego już na nich powozu, ale nawet nie drgnęła.Czekał.- Według mnie nie jesteśmy małżeństwem - powiedziała, spoglądając na niego wyzywająco.- Niezależnieod tego, co między nami zaszło ostatniej nocy i dziś rano.Spodziewał się po niej takiej reakcji.Wiedział, że żona jest osobą przestrzegającą twardych zasad.Natomiast on przez ten krótki czas, kiedy byli razem, zdążył naruszyć lub złamać prawie każdą z nich.Głęboko zaczerpnął tchu.- Samanto, czasami nie jest ważne to, co myślimy, ale to, jak inni ludzie nas postrzegają.Czy ci się topodoba, czy nie, jesteśmy małżeństwem.Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com) - Wątpię, czy w ogóle wiesz, co znaczy to słowo, sir.- To pytanie można zadać każdemu mężczyznie.Nie dała się zbyć wykrętnym frazesem.- Mój ojciec cenił swoje małżeństwo i rodzinę.No i, ma się rozumieć, od samego początku miał uczciwezamiary wobec mojej matki - dodała ze złośliwym uśmieszkiem.- Nie wątpię - rzekł Yale.- Ale umarł, zostawiając swoją córkę samotną i bez środków do życia.Natychmiast pożałował tego, co powiedział.Nie mógł chyba wymierzyć celniejszego ciosu.Samantazbladła.- Nigdy ci nie wybaczę, że to powiedziałeś - wyrzuciła z siebie głosem drżącym od gniewu.- Och, Sam.- Mam na imię Samanta - przerwała mu zimno.- A ty jesteś dla mnie obcym człowiekiem.To, co zaszłomiędzy nami tej nocy.nie miało nic wspólnego z miłością ani oddaniem.Nie popełnię drugi raz tego samego błędu.Nie spodziewaj się tego po mnie! - Odwróciła się na pięcie i niemal wybiegła z pokoju.Yale patrzył za nią przez chwilę, a potem ciężko opadł na krzesło.- Jak mogłeś wszystko tak cholernie pogmatwać? - zadał sobie na głos pytanie.Jego głos odbił się echem wpustym pomieszczeniu.Tu jest Anglia, pomyślał.Odnosił sukcesy we wszystkich innych częściach świata, ale tu nie powinien byłwracać, a tym bardziej wchodzić w zażyłość z tą córką pastora.Lepiej mu było, gdy był sam.Sprzed gospody dobiegał śmiech dziedzica Biggersa.Dzwięczał gromko i rubasznie, lecz fałszywie.Yale zastanawiał się, czy Waylanda nie męczą pochlebcy tacy jak Biggers, zawsze krążący tak blisko, żemożna było się o nich potknąć.Oczywiście, to była jedna z korzyści, jaką dawał książęcy tytuł - ludzie zabiegali owzględy utytułowanej osoby.Może Sam padłaby mu w ramiona, gdyby się okazało, że poślubiła księcia, a nie niepoprawnego młodszegobrata.Skrzywił się z niesmakiem, natychmiast oddalając to podejrzenie.Nie była taka.I to także, poza innymi jej cechami, tak mu się w niej podobało.Prawie tak samo jak jej cudownaspontaniczność w łóżku.Więcej niż cudowna.Na samą myśl o niej poczuł wzbierającą żądzę.Głos Fenleya wyrwał go z rozmyślań.- Proszę mi wybaczyć, lordzie Yale, ale Jego Aaskawość życzy sobie, by pan do niego dołączył.Jest gotówruszać w drogę do Londynu.Yale podniósł się na nogi; był zmęczony, choć podróż jeszcze się nie rozpoczęła.- Fenley, wystarczy panie Carderock.Nie potrzebuję tych wszystkich tytułów.- Tak jest, milordzie - odpowiedział uprzejmie kamerdyner.Trzymał w ręce kapelusz z szerokim rondem, w którym Yale przyjechał z Londynu.Yale westchnął.Tęsknił za wolnością, jaką dawało morze, i za swobodą w dysponowaniu własnym życiem.Wychodząc, zatrzymał się przed Fenleyem.Kamerdyner pracował w tej rodzinie od czasu śmierci jego dziadka.- Fenley, wiele w życiu widziałeś, prawda? - zagadnął, odbierając od służącego kapelusz.- Tak mi się wydaje, milordzie.- Powiedz mi, czy rozumiesz kobiety?W wyblakłych oczach Fenleya zamigotały iskierki wesołości.- Nie, milordzie.- Tego się właśnie obawiałem - przyznał Yale.- Chyba żaden z nas tak naprawdę ich nie rozumie.- Z tymisłowami wyszedł na zewnątrz, żeby ruszyć w drogę do Londynu, miejsca swych młodzieńczych porażek, z bratem,który prawie go nie znał, i z żoną, która nim pogardzała.%7łycie zapowiadało się ciekawie.Książę Ayleborough nie traktował podróży lekko.Poza książęcym powozem, z herbami wymalowanymi nadrzwiach, był jeszcze drugi powóz, w którym jechał bagaż i służba.W każdym na kozle obok woznicy siedział lokaj,dla bezpieczeństwa i wygody pasażerów.Samanta zawahała się, kiedy lokaj otworzył przed nią drzwi.Wchodząc do tego powozu miała opuścić świat, który dotąd wydawał jej się bezpieczny i znajomy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •