[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jeszcze nie dolecieliśmy? - zapytał przez mikrofon.Pokręciła głową i nic nie odpowiedziała.Pewnie w ogóle go nie zrozumiała,pomyślał.Pewnie w ogóle go nie słuchała.Z wyrazu jej twarzy wywnioskował, że siedzi jak na szpilkach i myśli tylko ojednym - czy uda im się coś zobaczyć?Ku swemu zaskoczeniu sam również poczuł narastającą ciekawość.A jeżeli rzeczywiście dostrzegą na dnie coś niezwykłego? Jeżeli zobaczą prostąlinię koralowca, świadczącą, że wyrósł na czymś sztucznym? Często się z tymspotykał, kiedy w młodych, szalonych latach nurkował wśród raf.Wraki, na które56z netu - emalutkausoladnacs wtedy natrafiał, nie były specjalnie interesujące, jednak tym razem może być inaczej.Całkiem inaczej.Woda nie była tak przejrzysta jak dziesięć lat temu.Zmąciły ją ścieki z plantacjitrzciny cukrowej, rozsianych po całym Everglades.Mętna czy nie, z tej wysokości widzieli dno i to zaczynało się Duganowipodobać.- Widzicie? - odezwał się.- To jakaś sieć.- Aha - potwierdził Butch.- Nigdy nie zrozumiem tych, którzy uwielbiająwysokie loty.Stamtąd nie można dojrzeć żadnych zatopionych rzęchów.Z samolotu widział znacznie większy obszar dna.Z poziomu łodzi przeszkadzałyodbicia zaciemniające wodę.Całkiem niezle.- Przypominają mi się czasy, kiedy szmuglowałem narkotyki - zauważył Butch.-Latanie pod radarem.Dugan miał nadzieję, że Weronika go nie słyszała.Nie spodobałoby się jej.- Czemu właściwie z tyra skończyłeś?- Włączyli się Kolumbijczycy.Przedtem to był ot, taki przyjemny biznes na małąskalę.A oni poszli na całość.To nie dla mnie, dziękuję.Po godzinie Weronika odezwała się po raz pierwszy.- Spójrzcie! Po lewej.Widzicie?Butch odwrócił głowę, również Dugan próbował coś dostrzec ponad jegoramieniem.Butch, choć słowny z natury, od razu zapomniał, że obiecał lecieć równoi spokojnie.Jednym ruchem położył samolot na skrzydło.Dugan przełknął ślinę.- Gdzie? - spytał.W odpowiedzi Weronika wskazała palcem.Wytężył wzrok, starając się cośdojrzeć.Bez skutku.- Gdzie? - spytał Butch.- Podaj kierunek.- Na dziesiątej - podpowiedział Dugan.- No to sprawdzmy.57z netu - emalutkausoladnacs Zmienił kurs, porzucając całkowicie przyjętą dotychczas siatkę poszukiwań.Weronika niemal przykleiła twarz do szyby.Wreszcie Dugan to zauważył.Długie i wąskie.Jakby wybrzuszenie mułu.Górkaz piasku.Tyle że.tyle że z jednej strony tworzyła zbyt prostą linię.- Może - powiedział.- Może.Weronika zajęta była sprawdzaniem GPS-u i nanoszeniem współrzędnych napapier.- Widziałeś? - zapytał Butch.- Taak - odpowiedział Dugan.- Wracajmy na naszą siatkę.Jednakże podczasdalszego lotu niczego więcej nie wypatrzyli.Kiedy wysiadali z awionetki, Weronikawyglądała na zmęczoną.Dugan instynktownie wyciągnął rękę, żeby jej pomóc.Chętnie skorzystała.- Naprawdę chcesz po południu znów lecieć? - spytał Butch.Dugan zauważył, że zwrócił się do niego, a nie do Weroniki, jakby to on był tutajszefem.Poczuł się trochę niezręcznie.Wyobraził sobie, jak to musiało irytowaćWeronikę.Spojrzał na nią.Napotkał jej pytający wzrok.- Nadal chcesz polecieć po południu?- Tak.Będzie wtedy inne światło.- Dobry pomysł.- Popatrzył na Butcha, ale nie powtórzył, co mu odpowiedziała.Facet powinien, do cholery, słuchać poleceń głuchej kobiety.Zwłaszcza, że mu płaci.- Zgoda.W takim razie o trzeciej - odezwał się Butch.Weronika skinęła i poszła prosto do samochodu.Dugan już miał pójść za nią, alezatrzymał się i zwrócił do Butcha.- Ją pytaj, jakie ma plany.- Nie bardzo może mnie zrozumieć.- Zrozumie, jeśli będziesz na nią patrzył, kiedy mówisz.Od teraz, jak masz jakieśpytania, zwracaj się do niej.Butch uniósł rękę.- Dobra już, dobra.58z netu - emalutkausoladnacs Powłócząc nogami, skierował się w stronę hangaru.O Jezu, westchnął Dugan.Weronika może jest głucha, może i uparta, ale zpewnością, do diabła, nie jest głupia.Mamrocząc pod nosem, podszedł do samochodu, gdzie na niego czekała.Potargana, w bawełnianym kombinezonie, też wygląda wystrzałowo, pomyślał zirytacją.Co go właściwie, do cholery, obchodzi, jak traktuje ją jakiś palant.To wkońcu jej problem.Otworzył szeroko drzwi, żeby się trochę przewietrzyło, po czym wsiadł,uruchomił silnik i włączył klimatyzator.Do diabła, co on tu właściwie robi? Prawiecały czas upał.Cholerne tropikalne podmuchy.%7łeby raz, chociaż raz poczuć chłód.Czuł, że jego całe jankeskie ciało zaczyna wyć.Jak za każdym razem, kiedy miałochotę na odrobinę zimy, niech to szlag.I dlaczego, do diabła, jest tak cholernie wkurzony?Weronika wsiadła i zamknęła drzwi.Zatrzasnął swoje.Klimatyzator wciążdmuchał ciepłym powietrzem, ale przynajmniej było to suche ciepłe powietrze.Miał zamiar podrzucić ją do domu i umówić się na drugą trzydzieści.Ale jakoś przypadkiem przejechał obok i znalezli się na jego parkingu przyZielonych Wodach.Zobaczył, jak mu się przygląda tymi zwężonymi oczami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •