[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każdy z nich byłby do tego zdolny.W naszej armii niezostaje się wyższym oficerem w uznaniu koleżeńskości.– Kim oni są?– Nie mam pojęcia.To nie mój świat.Dla nich jestem tylkopionkiem, nie do odróżnienia od pierwszego lepszego szeregowca.– Ale ty go dopadniesz.– Oczywiście, że go dopadnę.– Kiedy?– Mam nadzieję, że pojutrze.W tym celu muszę się wybrać doWaszyngtonu, może tylko na jeden dzień.– Po co?– Telefonując pod numer, o którym wiem, że jest na podsłuchu,oświadczyłem, że znam nazwisko faceta.Muszę tam pojechaći zobaczyć, co wypełznie spod kamienia.– Wystąpisz jako przynęta?– To jak z teorią względności.Wszystko jedno, czy ja przyjdę donich, czy oni do mnie.– Zwłaszcza że nawet nie wiesz, kim są ci oni.Nie mówiąc jużo tym, który z nich jest winny.Milczałem.– Zgadzam się – powiedziała.– Czas potrząsnąć drzewem.Jakchcesz się upewnić, czy płyta kuchenna jest gorąca, czasem jedynymsposobem jest jej dotknąć.– Musiał być z ciebie niezły gliniarz.– Wciąż jestem niezłym gliniarzem.– A kiedy zgasło twoje światło? Mam na myśli korpus marines.Kiedy przestało ci się tam podobać?– Mniej więcej w tym samym punkcie, w którym jesteś.Od latprzymykasz oko na różne drobiazgi, ale nawarstwia się ich tyle, żespadają na ciebie jak lawina.Uzmysławiasz sobie, że lawina śnieżna teżskłada się z drobniutkich płatków śniegu.Nie ma na świecie wielurzeczy drobniejszych od płatka śniegu, więc nagle uświadamiasz sobie,że drobiazgi są ważne.– Nie wydarzyło się nic konkretnego?– Nie, wszystko szło gładko.Nie miałam żadnych kłopotów.– Przez całe szesnaście lat?– Zdarzały się drobne wpadki tu i tam.Raz czy dwa nadziałam sięna niewłaściwego faceta.Ale nic takiego, o czym warto wspominać.W końcu dochrapałam się stopnia CWO5, a to maksimum, jakie wieluz nas osiąga.– Dobrze sobie poradziłaś.– Jak na wiejską dziewczynę z Carter Crossing, to całkiem nieźle.– Całkiem nieźle.– Kiedy wyjeżdżasz? – spytała.– Jutro rano.Dotarcie na miejsce zajmie mi cały dzień.– Powiem Pellegrinowi, żeby cię odwiózł do Memphis.– Nie trzeba.– Zgódź się.To w moim interesie – parsknęła.– Korzystam z każdejokazji, żeby się go pozbywać.Niech rozwali samochód i zabijeprzechodnia gdzie indziej, poza terenem mojej jurysdykcji.– A już to kiedyś zrobił?– Tu nie ma przechodniów do zabijania.To bardzo ciche miasteczko.A teraz jeszcze cichsze niż zwykle.– Z powodu zamknięcia Kelham?– Bez Kelham to miasto umiera, Reacher.Muszą otworzyć bazę, i tojak najszybciej.– Może moja wizyta w Waszyngtonie to przyspieszy.– Miejmy nadzieję.– Powinniśmy zjeść lunch.– Po to tu jestem.* * *Tym razem Deveraux zamówiła zapiekankę z kurczakiem, japoszedłem w jej ślady.Byliśmy w połowie pałaszowania naszych porcji,gdy pojawiła się para właścicieli hotelu.Tak jak w porze kolacji kobietatrzymała w ręce książkę, mężczyzna niósł gazetę.Dostrzegł mniei zboczył w stronę naszego stolika, żeby poinformować, że właśniedzwonił do mnie brat mojej żony w jakiejś bardzo pilnej sprawie.Przezmoment patrzyłem na niego tępym wzrokiem.– Pański szwagier Stanley – podkreślił.– Dobrze, dziękuję.Stary poczłapał dalej, a ja spojrzałem na Deveraux.– Major Stan Lowrey.Mój stary kumpel.Od pewnego czasujesteśmy oddelegowani do tymczasowej służby w tym samym miejscu.– Myślę, że znam werdykt.W marines byli lepsi komicy – parsknęłaDeveraux.Wróciłem do jedzenia, a ona dodała: – Skoro to takie pilne, tochyba powinieneś oddzwonić, nie sądzisz?Odłożyłem widelec.– Chyba tak – potwierdziłem.– Tylko nie zjedz mojej porcji.Po raz trzeci tego dnia zatelefonowałem.Lowrey odebrał popierwszym dzwonku i zapytał:– Siedzisz wygodnie?– Nie, stoję.Dzwonię z automatu w knajpie.– W takim razie się trzymaj.Mam dla ciebie wiadomość o Audrey.55Oparłem się o ścianę.Nie żebym się obawiał, że nogi pode mną sięugną i padnę na podłogę, ale dlatego, że Lowrey zazwyczaj bardzorozwlekle opowiadał.Uważał się za wybitnego gawędziarza i lubiłzarysowywać tło swoich opowieści.I cały kontekst.Pewnie najchętniejsięgałby za każdym razem do czasu, gdy pierwsze kłęby gazu z czeluściwszechświata połączyły się, by uformować kulę ziemską.– Okazuje się, że Audrey to bardzo stare imię – zaczął.Jedynym sposobem ukrócenia zapędów oratorskich Lowreya jestwejść mu w słowo i go wyprzedzić.– Audrey to anglosaski skrót od imienia Aethelthryth lubEtheldreda, co znaczy „szlachetna siła”.W siódmym wieku żyła świętaAudrey.Jest patronką chorób gardła.– Skąd ty wiesz takie gówna? Ja musiałem to dopiero wygrzebać.– Matka znajomego ma na imię Audrey.On mi powiedział.– Chodziło mi o to, że to nie jest bardzo popularne imię.– W ostatnim wykazie najpopularniejszych imion znalazło się na stosiedemdziesiątej trzeciej pozycji.Nieco większą popularnością cieszy sięwe Francji, Belgii i Kanadzie, głównie za sprawą Audrey Hepburn.– I wszystko to wiesz dzięki matce znajomego?– Nie tylko.Również jego babci.Obie miały na imię Audrey.– Czyli dostałeś podwójną porcję wiedzy.– W każdym razie podwójną porcję czegoś.– Audrey Hepburn nie była Europejką.– Kanada nie leży w Europie.– Ale mówią tam po francusku.Sam słyszałem.– Oczywiście, że Audrey Hepburn była Europejką.Jej ojciec byłAnglikiem, matka Holenderką, a ona sama urodziła się w Belgii.Miałabrytyjskie obywatelstwo.– Dobra, wszystko jedno.Chciałem powiedzieć, gdybyś dopuściłmnie do głosu, że przy szukaniu imienia Audrey nie ma się zbyt wielutrafień.– Czyli znalazłeś dla mnie Audrey Shaw?– Chyba tak.– Szybko się uwinąłeś.– Znajomy pracuje w banku.Instytucje finansowe dysponująnajlepszymi informacjami.– To wciąż bardzo szybko.– Dzięki.Jestem bardzo sumienny.Będę najbardziej sumiennymbezrobotnym w historii.– Więc co wiemy o Audrey Shaw?– Jest obywatelką amerykańską.– To wszystko?– Kobieta rasy białej, urodzona w Kansas City, w stanie Missouri.Skończyła tam szkołę i rozpoczęła naukę w college’ u w Tulane,w Luizjanie.To uczelnia z górnej półki w południowych stanach.Studiowała nauki humanistyczne.Zabawowa dziewczyna ze średnimiwynikami w nauce.Nie miała problemów ze zdrowiem, cou zabawowej dziewczyny z Tulane znaczy więcej, niż mogłoby sięwydawać.Skończyła studia w terminie.– I co dalej?– Po dyplomie wykorzystała rodzinne koneksje i załatwiła sobieposadę stażystki w Waszyngtonie.– Stażystki w jakiej branży?– W polityce.Zaczęła pracę w biurze senatora z jej rodzinnego stanuMissouri.Pewnie głównie parzyła kawę, ale miała tytuł asystentkiasystenta dyrektora wykonawczego czy coś w tym rodzaju.– I co dalej?– Podobno była bardzo ładna.Tak bardzo, że twardym facetommiękły kolana.No i zgadnij, co się stało?– Dawała im dupy.– Wdała się w romans z żonatym mężczyzną – powiedział Lowrey.–Wiesz, te długie wieczory w biurze, to poczucie misji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl