[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szukałam czegośtakiego od dawna.Kiedy skończyłam piętnaście lat, zrozumiałam, co znaczy jej choroba, doktórej zresztą przyzwyczaiłam się z czasem.Zaczęłam czytać coraz więcej książek z psychologii.Uczyłam się interpretowania zachowań ludzi.Uprzytomniłam sobie, jak musiało być jej ciężko jakże musiała cierpieć.Ponieważ ją kochałam, miałam obowiązek jej pomóc.Z początku unikałarozmów na ten temat, twierdziła, że czuje się bardzo dobrze i że powinnam zająć się raczej sobą.Nie dawałam za wygraną.Kiedy otrzymałam bardzo dobrą ocenę albo nagrodę w szkole, znówwracałam do tego, dając jej do zrozumienia, że zasługuję na to, żeby brać mnie poważnie.Wkońcu zaczęłyśmy ze sobą szczerze rozmawiać.Jak było jej ciężko, jak zawsze pragnęła być takajak inne matki, ale za każdym razem, gdy próbowała wyjść na zewnątrz, nie potrafiła przemócpanicznego strachu.To nie był tylko uraz psychiczny.Nie mogła złapać oddechu, czuła sięuwięziona, bezradna, bezużyteczna i winna za to, że nie otacza mnie odpowiednią opieką.Znowu objęła kolana, kołysząc się.Spojrzała na przycisk, a potem na mnie. Mówiłam jej, że jest wspaniałą matką.Wtedy z płaczem dowodziła, że to nieprawda, że toja zawsze byłam dobrym dzieckiem.Powtarzała przez łzy, że jest szczęśliwa, bo jestem od niejlepsza.Bo przecież mogłabym wyjechać stąd, oglądać miejsca, w których ona nigdy nie była, irobić rzeczy, których ona nigdy nie robiła.Umilkła.Odetchnęła głęboko. Nie było łatwo tego słuchać i patrzeć na jej cierpienia  rzekłem. Tak  jęknęła z oczami pełnymi łez.Odwróciłem się i sięgnąłem po chusteczkę jednorazową.Minęła dobra chwila, zanim mogłamówić dalej. Powiedziałam jej  pociągnęła nosem  że wcale nie jestem lepsza od niej i nigdy niebyłam.Tylko dlatego przełamałam własne lęki, bo otrzymałam pomoc.Od ciebie.I że to za jejsprawą trafiłam do ciebie.Pomyślałem o dziecięcym głosiku z kasety telefonu zaufania, listy pisane na wykwintnympapierze listowym i telefony bez odpowiedzi. I że teraz ja pragnę znalezć pomoc dla niej.Przyznała, że faktycznie potrzebuje pomocy,ale jej choroba jest nieuleczalna.Pośród łez zwierzyła się, że lekarze wzbudzają w niej panicznylęk  zdaje sobie sprawę, że to głupie i dziecinne, ale strach jest silniejszy od niej.Nie odważyłasię nawet na telefoniczną rozmowę z tobą  o czym nie wiedziałam  i że wyleczyłam sięniezależnie od niej.Ponieważ byłam silna, a ona jest słaba.Powiedziałam na to, że siła nie jest czymś przyrodzonym, że trzeba się jej nauczyć.Ona również jest silna na swój sposób.Doświadczyła tak wiele cierpień i nieszczęść, a jednak pozostała wspaniałym, dobrymczłowiekiem.Nawet jeśli nie wychodziła z domu i nigdy nie robiła tego, co wszyscy, zawszebyła lepsza niż inne matki.Bardziej kochająca.Bez słowa pokiwałem głową. Gryzło ją poczucie winy, a przecież była wspaniała, cierpliwa, rozumiejąca.Nigdy niepodnosiła głosu.Kiedy byłam mała i nie mogłam zasnąć  zanim mnie wyleczyłeś  brała mniew objęcia, całowała i powtarzała, że jestem cudowna, piękna, że jestem najlepszą na świeciedziewczynką i że czeka mnie świetlana przyszłość.Nawet jeśli nie dawałam jej zasnąć przez całąnoc, nawet jeśli moczyłam się w łóżku i śliniłam prześcieradła, przytulała mnie.Szeptała, żemnie kocha, że wszystko będzie dobrze.Taka była.A teraz ja chcę jej pomóc  odpłacić za jejopiekę.Wytarła twarz mokrą chusteczką.Podałem jej nową. Po długich miesiącach rozmów w końcu wyzbyła się obaw i zgodziła się, żebym znalazłalekarza, który przychodziłby do niej do domu.Przez jakiś czas nic nie zrobiłam, bo niewidziałam, gdzie kogoś takiego szukać.Zadzwoniłam tu i ówdzie, ale wszędzie mówiono, że nieprowadzą leczenia w domu pacjentów.Pomyślałam, że nikt nie bierze mnie poważnie z powodumojego wieku.Nosiłam się z zamiarem, żeby zadzwonić do ciebie. I czemu tego nie zrobiłaś? Nie wiem.Może wstydziłam się.Grupie, co? Wcale nie. Wtedy właśnie natrafiłam na ten artykuł.Zadzwoniłam do kliniki i porozmawiałam z paniąCunningham.Powiedziała, że może pomóc, ale chory sam musi do niej zadzwonić.Nalegała nato, twierdząc, że pacjenci muszą mieć motywację.Odniosłam wrażenie, że jest tak, jak zzapisami do liceum  mają zatrzęsienie podań, a wybierają tylko nieliczne.Powiedziałam o tymmamie i dałam jej numer telefonu.Przestraszyła się nie na żarty i dostała ataku. Czym się to objawia? Robi się blada, chwyta się za piersi.Dostaje silnych drgawek, oddech ma nieregularny,świszczący.Jakby nie mogła złapać powietrza w płuca.Czasem traci przytomność. Bardzo niepokojące. Właśnie.Gdy ktoś to widzi po raz pierwszy, może się przestraszyć, ale ja się z tymwychowałam.Wiedziałam, że to nic takiego.Kiedy atak minął  zwykle nie trwa to dłużej niżparę minut, jest potem bardzo zmęczona i śpi parę godzin  nie dałam jej zasnąć.Objęłam ją,pocałowałam i zaczęłam pocieszać, bo widziałam, że czuje się strasznie.Potem zapytałam, czynie chciałaby pozbyć się tych ataków.Skończyć z tym raz na zawsze.Rozszlochała się ipowiedziała, że tak, chce z tym skończyć.Obiecała, że spróbuje, lecz nie teraz, bo jest zbytrozbita.Uwierzyłam, ale przez parę tygodni nic się nie działo.W końcu moja cierpliwość sięwyczerpała.Poszłam do jej pokoju, wykręciłam numer kliniki, poprosiłam doktor Ursulę i wręczyłam słuchawkę mamie.Zaczęła rozmawiać z doktor.Przez większość czasu milczała alboprzytakiwała, lecz w końcu umówiła się na pierwsze spotkanie. Jak długo trwa już terapia? Około roku. Czy leczą ją oboje Gabneyowie? Na początku przychodzili oboje.Z czarną walizeczką i ze stosownym ekwipunkiem.Podejrzewam, że leczyli ją farmakologicznie.Potem zjawiała się sama pani doktor, zaopatrzonajedynie w notes i długopis.Spędzały długie godziny w pokoju mamy  codziennie, nawet wsoboty i niedziele.Całymi tygodniami.Zaczęły schodzić na dół i przechadzały się po domu,gawędząc jak dobre przyjaciółki.Przy słowie  przyjaciółki zmarszczyła czoło. Nie potrafię powiedzieć, o czym rozprawiały, ponieważ pani doktor rygorystycznieodgradzała mamę od wszystkich.Znów zmarszczyła czoło. Minął miesiąc i wyszły na dwór.Do ogrodu.Trwało to bardzo długo, bez widocznegopostępu.Wszystko to mama robiła również przed rozpoczęciem kuracji.Wydawało się, że tenstan rzeczy będzie trwał w nieskończoność, a w dodatku nikt nie raczył mnie informować nabieżąco, co się dzieje.Zaczęłam się zastanawiać, czy doktor kontroluje sytuację.Czy postąpiłamwłaściwie, sprowadzając ją do domu.Raz spróbowałam ją zapytać, ale zareagowała bardzonieprzyjemnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •