[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grali w kości na małym podwórzu za domem, w którym mieszkali Mario i dwaj jegowujowie z rodzinami.Aby do niego dotrzeć, Angelo musiał pokonać labirynt uliczek takwąskich, że było w nich miejsce jedynie dla obładowanego osła, nie wspominając odwukołowej furze, czego świadectwem były odchody rozkładające się na ziemi.Z ich odorem mieszała się woń zupy rybnej dolatująca przez otwarte drzwi.Leciwe domy wsparte nasłupach i belkach pochylały się tak bardzo nad uliczką, że kroksztyny na balkonach górnychpięter prawie się stykały.Domostwa wspierały się wzajemnie niczym stare rodzeństwo.Jedyne sklepy w okolicy należały do właścicieli tawern, rzezników, domokrążnych handlarzyryb i garbarzy.Każdy z kupców handlujących mięsem wzbogacał wonią własnych produktówodór unoszący się w uliczkach.W tak cuchnącym miejscu nie trzeba się było lękać spotkaniaz gibelinami.Poranki stawały się coraz chłodniejsze.Gąsienice skryły się w kokonach, a służącyAngela powiększyli składzik na drewno.Odkrył, że swoją nieudolnością zapewnił członkombandy nowe buty.Chociaż czasami udało mu się wykonać dobry rzut, zwykle nie uzyskiwałliczby oczek, która przyniosłaby mu wygraną, jego kamraci zaś rzucali podwójne szóstki, gdytylko chcieli.W większość wieczorów z domu wychodziła rosła dziewka i stawała apatycznie zaMariem, obserwując grę.Przypatrywała się temu, co robią, z na wpół otwartymi ustami idolną wargą opadającą na brodę.Skupiała swój gamoniowaty wzrok na Angelu, śledząc gosennym spojrzeniem malowanej lalki.Uśmiechał się i spoglądał w bok, lecz zawsze gdypodnosił głowę, ich oczy się spotykały.- Nie gap się na nią i nie uśmiechaj - poradził jeden z chłopców.- W przeciwnym raziepoprosi Maria, aby wyznaczył wam datę ślubu.- Chociaż dziewczyna musiała to usłyszeć, niezareagowała.Mario gniewnie zmarszczył brwi.- Nawet nie myśl, by ją wykorzystać, amico - rzucił.- Moja siostra jest bardzo naiwna.- Nie spuszczaj go z oczu, Mario - warknął inny chłopak, Sabatino.- Doprowadzi ją dozguby swoim słodkim oddechem, niczym pantera atakująca zdobycz.- Racja, ten Angelo to pożądliwy centaur! - wykrzyknął Tonio.- Widzę to w jegorozbieganych oczach.Ma ludzkie oblicze, lecz pod tą zgrabną tuniką skrywa monstrualnegokutasa niczym ogier w rui.Nawet Mario musiał się uśmiechnąć.- Kim więc jest, kotem czy koniem? - zapytał.- To odmieniec - odpowiedział Sabatino.- Sprośny Pan o nogach kozła.Lepiej niewypuszczaj siostry z domu, gdy jest w pobliżu.Angelo naciągnął kaptur na głowę, nie chcąc się wdawać w tę głupią rozmowę.Policzkimu płonęły.Nie daj Bóg, żeby się dowiedzieli, że nadal jest prawiczkiem.Jestem odmieńcem,pomyślał.Zacząłem ten rok jako syn mojego ojca, a skończyłem jako małe dzieciątkomamusi.Teraz zaś uprawiam hazard z papistami i przegrywam! Następnego ranka, w godzinie rozpoczęcia nauki, odkrył, że zmiany dopiero sięrozpoczęły.Dokonała się w nim kolejna transformacja i doprowadziła do spotkania z bratemjego nauczyciela. Rozdział piątyW porze nauki doktor Bartolo przyprowadził obcego mężczyznę.- Przez najbliższe miesiące będzie cię uczył Filippo - oznajmił.- Nie mogę być wdwóch miejscach równocześnie.Angelo rzucił okiem na małomównego zastępcę i widząc, jak wlecze się przez komnatę,orzekł, że woli jego lewą nogę.- Dokąd się pan udaje, doktorze? - zapytał chłopak.- Zostanę w mieście, signore.To waszmość wyjedziesz.Czyżbyś nie wiedział? DonnaLucia oznajmiła mi, że jesteś wystarczająco dorosły, aby nadzorować żniwa i pełnić zimoweobowiązki w waszej wiejskiej posiadłości.Filippo uda się tam wraz z tobą, abyś mógłkontynuować naukę.Nie wierząc własnym uszom, Angelo wpatrywał się w Bartola z nieco mniejsząnonszalancją.Kiedy przemówił, jego głos przerodził się w zgrzytliwy jęk.- Dlaczego? Jak długo mam tam pozostać?Doktor Bartolo wzruszył ramionami.- Służąca powiedziała, że donna Lucia zle się czuje, co pewnie sam zauważyłeś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •