[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wystarczająco mocno, żebym sięmusiała odchylić na krześle.Przyłożyłam rękę do tego miejsca napoliczku, które rozgrzało uderzenie.A potem spojrzałam jej w oczy.- I chciałabym, żebyś w końcu przestała mnie za to winić.Spięłam się w oczekiwaniu na kolejne uderzenie albo chluśnięciekawą w twarz, albo wrzaski i oskarżenia.Nic takiego się nie stało.Na to,co zrobiła, w ogóle nie byłam przygotowana.Zaczęła płakać.Prawdziwe łzy, łzy jak grochy, wypełniły jej oczy, a potem wyżłobiłyślady w podkładzie.Kapały z brody i zostawiały ciemne plamy na jejgranatowej jedwabnej bluzce.Odetchnęła gwałtownie, wciągając ześwistem powietrze.Wargi drżały jej od szlochu. - Kogo innego mogłam obwiniać? - spytała, a jej słowa uderzyły mniemocniej niż policzek, który mi wymierzyła.- On już nie żyje.Chciałam wstać, ale chociaż siedziałam, czułam, jak nogi uginają siępode mną.- Wiedziałaś, prawda?- Wiedziałam.Sięgnęła po chusteczkę i wysmarkała nos.Drugą osuszyła oczy.Tuszdo rzęs zostawił ciemne półkola na białym tle.- Nazwałaś mnie kłamczuchą i dziwką.- Słowa utknęły mi w gardle,dopiero siłą udało mi się je z siebie wyrzucić.Miałam wrażenie, że sąostre i ranią mi przełyk.Nigdy jej nie widziałam takiej bladej i posępnej.Tak niedbającej o to,że łzy rozmazują jej makijaż i że nos robi jej się czerwony.Moja matkaznów wytarła oczy, usuwając chusteczką jeszcze więcej podkładu, cieni ituszu do rzęs.Bez tego wszystkiego wyglądała, jakby była naga.Bezbronna.- Naprawdę tak myślałaś? %7łe jestem kłamczuchą i dziwką? -Chciałam, żeby to zabrzmiało jak żądanie, a zabrzmiało jak prośba.- Nie, Elle.Nie myślałam tak.- To dlaczego tak powiedziałaś? - Ja też zaczęłam szlochać, ale niezadawałam sobie trudu, żeby wycierać twarz.Moje ręce jak kotwiceleżały płasko na stole.- Dlaczego? Dlaczego?- Bo wydawało mi się, że jeśli tak powiem, to stanie się to prawdą! -wykrzyczała.- Bo nie chciałam uwierzyć, że on mógłby ci to wszystkozrobić! Nie chciałam uwierzyć w to, Ella, że mój syn mógł zrobić coś tak złego! Chciałam, żebyś się okazała kłamczuchą,bawtedy to, co zrobił, nie mogłoby być prawdą.Bo wolałam mieć córkękłamczuchę i kurwę niz syna, który gwałcił własną siostrę.- Tak samo jak wolałaś nie mieć syna, który jest gejem? - spytałamdelikatniej, niż sądziłam, że potrafię.- Wolałaś mieć martwego syna icórkę, która me ma prawdziwego życia, niż żywego syna geja?Nie czułam się wcale dobrze, patrząc, jak się trzęsie, zapada w sobie imarszczy jak Zła Czarownica z Zachodu, kiedy Dorotka zdjęła buty.Oddawna byłam przekonana, że kiedy pokonam matkę, będzie to dla mniechwila triumfu.Okazało się, że czuję tylko smutek.- Nie wiesz, jak to jest mieć dzieci, jak one rozczarowują.Nie wiesz,jak to jest dać komuś życie i patrzeć, jak je marnuje.Nie rozumiesz, Ella,jak to jest być mną.Wpatrywałam się w jej twarz bardzo długą chwilę.Ona szlochała, jasię powoli uspokajałam.W końcu wstałam, wypełniona nie triumfem, aleczymś czego pragnęłam jeszcze bardziej: akceptacją.- Nie, mamo - powiedziałam delikatnie.- Nie rozumiem i pewnienigdy nie zrozumiem.Kiwnęła głową i znów skupiła się na kawie i papierosie.I po razpierwszy dostrzegłam, że nie jest ani królową z bajki, o której marzyłamjako dziecko ani złą czarownicą, za którą ją uznałam pózniej, tylkozwykłą kobietą.Przytuliłam ją.Dym z jej papierosa gryzł mnie w oczy.Na początkunie odwzajemniła uścisku ale po chwili objęła mnie i poklepała poplecach. Głaskała mnie po głowie.Nie powiedziałyśmy nic więcej.Słowa byłyzbyt dosłowne.Zostawiłam ją tak, przy stole.Pomyślałam, że kiedyśmogłabym wrócić, żeby znów się z nią zobaczyć.Pomyślałam, że znówmogłybyśmy porozmawiać.Ale wtedy to, co zrobiłyśmy, wystarczyło.Nie stałam się znów religijna, choć od czasu do czasu chodziłam namszę.Nabożeństwa w stylu współczesnym były bardzo sympatyczne, aletrochę mi brakowało tego mistycznego pocieszającego rytuału, którypamiętałam z dzieciństwa.Bardzo mi się podobało kazanie ojcaHennessy'ego o wyzwaniach, jakie dzisiejszy świat stawia przed młodymiludzmi.Kiedy wychodząc z kościoła, podałam mu rękę i powiedziałamdziękuję, ścisnął moją dłoń palcami powykręcanymi artretyzmem,spojrzał mi w oczy i powiedział: Ależ nie ma za co, moje dziecko.Nie przestałam również nie nienawidzić matki i kiedy dzwoniła,trochę mnie kosztowało, żeby odebrać telefon i z nią porozmawiać.Naszerozmowy nie były zbyt naturalne.Trzymałyśmy dystans i byłyśmy zbytgrzeczne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •