[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlatego zapomniał o tym cholernymhelikopterze.Tak czy inaczej, właśnie przyleciał.Oznaczało to, że w nocy gdzieś w jego dzielnicymoże włączyć się alarm.Wyjął telefon i zaczął szukać numeru do Młodego.Nie miał wątpliwości,że chodzi o ten helikopter.Hala, zjawiska w domach na wzgórzu, stojący na osi wieżowiec i przylotśmigłowca wywołujący alarm.Wszystkie kawałki pasowały do siebie.Pasowały, ale co razem mogły oznaczać?* Podniósł lornetkę i spojrzał na najwyższe piętro wieżowca Thorsena.Ktoś zapalił małąlampę z białym abażurem.Przez pokryte kroplami deszczu szyby Arne zobaczył niewyrazną postaćodchodzącą w głąb apartamentu.Thorsen był u siebie, zostawał tu na noc, której mógł nie przeżyć.Jeśli związek między przylotami helikoptera a fałszywymi alarmami rzeczywiście istniał, oznaczałoto coś, czego do tej pory nie brał pod uwagę.Znaczyło, że dzieje się coś, co nie jest przypadkiem.Sam helikopter w żaden sposób nie mógł wywoływać tych zjawisk.Trzeba jednak skontaktować sięz Młodym; może rozmawiał jeszcze raz z tym facetem.Pytanie, jak ścisły jest związek międzyfałszywymi alarmami a przylotami śmigłowca miało tu jednak podstawowe znaczenie.Wybrałnumer i czekał na połączenie.Nikt nie odbierał.Młody był już dzisiaj po pracy.Włączyła sięsekretarka.Jutro musi porozmawiać z tym ochroniarzem.Wypytać go dokładnie, ile razy widziałten helikopter i czy zawsze potem włączał się jakiś alarm; może jego koledzy zaobserwowali tosamo.Helikopter był prywatny, ale pewnie istniała jakaś szansa odtworzenia dat jego przylotów.Napewno obserwowali te lądowania ludzie pracujący w biurowcu, na którym stał w tej chwili.Porównanie terminów przylotów z raportami firm ochroniarskich powinno dać jakąś odpowiedz.Wiedział, że musi to sprawdzić, ale co miał robić teraz? Mógł wyjąć telefon i zobaczyć, co porabiaszpilka.Wydobył aparat z kieszeni.Szpilka, jak się tego spodziewał, stała w miejscu i nie miałazamiaru się ruszyć.Bateria znów się kończyła.Jeśli coś się wydarzy, to w nocy, przynajmniej takdziało się do tej pory.Elementy rzeczywiście pasowały do siebie, brakowało jednaknajważniejszego.Arne wciąż nie wiedział, co i w jaki sposób wytwarza infradzwięki.Jeszcze raz podszedł do narożnika, ustawił lornetkę tak jak poprzednio i spojrzał narafinerię.Powoli przesuwał pole widzenia.Pojawiły się latarnie, a pod nimi cysterny.Z początkunie zauważył różnicy.Po chwili jednak zorientował się, że pociągów jest mniej.Przedtem widziałtrzy rzędy cienkich kreseczek, teraz były dwa.Przemieścił się w lewo.Trzeci pociąg cystern stałkilkaset metrów dalej od pozostałych.Tylko ostatnie wagony odbijały światła latarni, reszta stapiałasię z czernią.Minimalnie obniżył lornetkę, żeby zobaczyć halę.Znalazł skośny kawałek jej dachu.Coś tu się działo.Za halą manewrował jakiś samochód.Widać było tylko snopy reflektorówprzesuwające się po złomowisku.Gdy wreszcie pojawił się z prawej, Arne zobaczył trzy zródłaświatła.Musiał mieć szperacz na dachu.Cofał się po bardzo łagodnym łuku, wykonywał jakieśdziwne manewry.Arne widział go coraz bardziej z boku i wreszcie zrozumiał, że patrzy nalokomotywę.Manewrowała na torze prowadzącym łukiem do hali.Mógł obserwować jedyniesnopy reflektorów poruszające się względem kawałka nieco jaśniejszego od czerni dachu.Przesunął lornetkę w prawo, tam, gdzie przed chwilą był pociąg.Kreseczki światła na ostatnich cysternachprzemieszczały się wolno.Lokomotywa pchała je w stronę pierwszej hali albo przesuwała na innytor.Po chwili pociąg zatrzymał się przy pozostałych cysternach.Znów wrócił do hali.Przez dłuższyczas nic się nie działo.Bolały go kolana od kucania przy barierce; już miał przerwać obserwację,gdy nagle lokomotywa ruszyła.Jechała teraz do przodu, zbliżając się znów po łuku do hali.Pamiętał, że tuż przed łukiem była zwrotnica, ale ciemności nie widział, czy lokomotywa ciągnieteraz jakieś wagony, żeby wjechać z nimi do środka.Reflektory omiatały coraz głębiej złomowisko.Kiedy snopy światła dotarły do początku urwiska, zobaczył całą sylwetkę hali na tle rudego złomu.Coś czarnego stało przy wylocie od strony miasta.Poczuł zimny dreszcz.Dłonie mimowolniezacisnęły się na lornetce.Tam nic nie stało.To było skrzydło otwartych wrót hali.Podniósł się i ruszył do wyjścia.Z chaotycznej gonitwy myśli wyłoniły się dwiemożliwości.Pierwszą był odruch, żeby ostrzec Thorsena, drugą  udaremnienie emisjiinfradzwięków, jeśli rzeczywiście miała nastąpić.Do biurowca Thorsena dotarłby w kilka minut.Musiałby jednak stoczyć walkę z ochroną, domagając się natychmiastowego spotkania.Ktośweryfikowałby jego tożsamość.Komenda główna zostałaby powiadomiona.Jeśli nawet doszłobydo rozmowy, jak mógłby przekonać Thorsena do ucieczki? Referując listę swoich szaleńczychpodejrzeń? Gdyby nawet mu się udało, konsekwencje rozgałęziały się w kilka równie fatalnych dlaniego wariantów.Jeśli uciekliby z wieżowca, a emisja naprawdę by nastąpiła, nikt nie mógłby tegopotwierdzić, bo dzwięk nie zostawiał śladów.W razie ucieczki i braku emisji sytuacja niczym sięnie różniła.Wychodził na maniaka z zaburzeniami psychicznymi.Wariant, kiedy obaj czekają nagórze, aż coś z nimi zacznie się dziać, był dość ryzykowny i raczej dziecinny.Poza tym, jeśli ktośrzeczywiście działał świadomie, zmieniłby taktykę, wiedząc, że jego metoda została odkryta;w efekcie niebezpieczeństwo by wzrosło.Stając twarzą w twarz już nie ze spekulacją, ale z realnądecyzją, Arne czuł, że do czynu wciąż popychają go raczej emocje niż fakty.Prawda była taka, żebał się kompromitacji.Może zaryzykowałby ją, gdyby sam choć trochę bardziej był pewien.Pozostawała druga możliwość: w hali coś rzeczywiście się działo.Rano drzwi zostały zamknięte,a do czyszczenia cystern ich się nie otwierało.* Winda utknęła na niższych piętrach.Nie miał pojęcia, z czym przyjdzie mu się zmierzyć,ale wiedział, że musi się spieszyć.Wyciągnął telefon  bateria znów wisiała na jednej kresce.Niebyło czasu, żeby jechać na Erlends vei i wznawiać połączenie.Postanowił zbiec schodami.Zeskakiwał po trzy, cztery stopnie.Lornetka pod kurtką obtłukiwała mu żebra.Wydostał jąi przewiesił przez ramię.Na czternastym piętrze o mało nie wpadł na faceta w obłoku dymu, któryudawał, że niczego nie pali.Cztery piętra niżej usłyszał, jak facet krzyczy za nim, czy coś się stało.Wkurzył go tą opóznioną paniką, więc mu odkrzyknął:  Pali się!.Na ósmym wrzasnął w górę, żenic się nie stało.Facet mógł włączyć jakiś durny alarm.W kieszeni popiskiwał telefon, informująco wyładowującej się baterii.Bramka wyjściowa połknęła kartę, nie musiał pędzić z nią do recepcji.Wymijając slalomem przechodniów, dopadł samochodu.Podłączył ładowanie w momencie, gdyznikała ostatnia kreska.Połączenie jakoś się utrzymało.Zrzucił z szyi lornetkę i rozpiął kurtkę.Siedział przez chwilę, dochodząc do siebie po biegu.Próbował wyobrazić sobie, co może zastać namiejscu, ale nic mu nie przychodziło do głowy.Spojrzał w lusterko i włączył się do ruchu.%7łebydostać się do rafinerii, musiał wyjechać z miasta.Samochody wlokły się długimi sznurami na drogach do obwodnicy.Jeśli jest to działaniecelowe, w hali muszą być ludzie.Ale, na miłość boską, jacy? Musieli coś tam robić, cośobsługiwać.Przecież chyba nie działo infradzwiękowe, jakie widział na filmie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •  

     

    6.php") ?>