[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wjechałwindą na 27.piętro, a potem przeciągnął wózek po schodach piętro wy\ej na taras obserwacyjny.Tamuderzeniem w kark kolbą obrzyna ogłuszył recepcjonistkę, Ednę Townsley.Ukrył jej ciało za kanapą,gdzie skonała po kilku godzinach.Następnie Charlie Whitman zajął stanowisko na tarasie widokowym.Na pierwszy ogień wybrał Remingtona z optycznym celownikiem.Był ranek 1 sierpnia, godzina 11.30.Temperatura dochodziła ju\ do 95.Pierwszą ofiarą Whitmana była Claire Wilson, osiemnastoletnia dziewczyna w zaawansowanejcią\y.Kula trafiła ją w brzuch, roztrzaskując czaszkę płodu.Idący z nią kolega, Thomas Eckman,odwrócił ku niej głowę, \eby zapytać, co się stało, kiedy następna kula Whitmana trafiła go w pierś,powodując natychmiastową śmierć.Padł na swoją towarzyszkę.W ciągu następnych dziewięćdziesięciuminut Charlie Whitman zabił czternastu ludzi, raniąc jeszcze dwunastu innych.Semper Fi.31Don te\ potrafiłby urządzić podobną rzez.Halon mógłby go podpuścić.Podczas gdy ja rozmawiałem z Hanlonem, autobus minął Astrodrome i przejechał pod przejazdem31Semper Fi - skrót od Semper Fidelis - Zawsze Wierni [Ojczyznie], zawołanie \ołnierzy piechoty morskiej USA (przyp.tłum.). 610, zawo\ąc mnie poza moje osiedle - Pętlę.Czekając a\ Hanlon się odczepi, przeoczyłem trzyprzystanki, a potem wyskoczyłem z wozu i ruszyłem do domu pieszo, wcią\ prześladowany zapachembenzyny.Byłem teraz czujny, rozbudzony i szedłem szybkim krokiem.Wokół mnie rozciągała się dzielnica robotnicza: stacje benzynowe, małe sklepiki, wysokiebudynki bez wind, przed którymi wystawali starzy czarnoskórzy ludzie i młodzi Latynosi.Byli te\ biali zkoszulkami wytapetowanymi logo Związku Wędkarskiego Zatoki.Wewnętrzne płoty pobudowane zpustaków, trawniki przed domkami ze śladami opon na trawie albo tuningowanymi wozami o niskimzawieszeniu przez blokami.Nie znajdziesz nikogo, kto byłby się przyznał, \e pochodzi z takiej dzielnicy,ale wielu w takich właśnie ląduje po rozmaitych \yciowych niepowodzeniach.Za rok i Megan mogłaby tu wylądować.To właśnie Hanlon szeptałby Donowi w nocy do ucha.Wylali cię z pracy, masz na karku kredythipoteczny i dzieciaka do wychowania.To nawet nie jest twój dzieciak; twoja \ona mogła podłapać cośtakiego, siadając na sedesie w publicznej toalecie.Jak zdołasz ją przepchnąć przez szkołę? Pół roku bezpracy i wylądujesz w takiej dzielnicy, po kilku latach słu\by, \ołnierzyku.Jak zajmą samochód za długi,nie zostanie ci nic oprócz twoich spluw, i co wtedy zrobisz, Don? Co wtedy zrobisz?Duchy nic ci nie mogą zrobić.Ale mogą sprawić, \e sam sobie zrobisz coś niewypowiedzianieokropnego.Zmierzając do domu, trzymałem się największych ulic, jakie mogłem znalezć.Na drogach byłowięcej duchów ni\ zwykle.Mijałem je pospiesznie, zmierzając do celu.Tej nocy Houston pełne byłomartwiaków, pijaków sterczących w drzwiach lub zgromadzonych na rogach uliczek, zobaczyłem te\jedną szprychę z typu Cobainów poprawiającą makija\ i gapiącą się w okna mieszkania na drugimpiętrze.Domyślałem się, \e popełniła samobójstwo, licząc na to, \e jej ciało zostanie znalezione przeddrzwiami jakiegoś faceta, który ją puścił kantem, zdradził lub po prostu nie zwrócił na nią uwagi.Popatrzna mnie! Popatrz! Będziesz \ałował! Czemu mnie nie spostrzegłeś? Tym razem mnie zobaczysz i zrobi cisię głupio!Kiedy dotarłem do zachodniej części Astrodrome, dzień miał się ju\ ku końcowi i zmierzchało.Podrodze, mijając bary, sklepy z rozmaitymi trunkami i supermarkety, widziałem, jak korki na ulicachpowoli się rozpływają.Przez głowę przemknęło mi wspomnienie o wuju Billym, który stał w mroku nadBras Bayou, czekając na mnie nad jego czarnymi wodami.Myślałem te\ o kolekcji gnatów Dona, rozło\onych na ladzie strzelnicy w Pasadena: Magnum357, rewolwer kalibru 44 o krótkiej lufie, sportowy celny pistolet kalibru 22, specjalny 39 idziewięciomilimetrowy Glock  najlepszy pistolet sprzedawany w Stanach.Wyobraz sobie, \e tenmę\czyzna ma broń i umie się nią posługiwać.Przeszedłem kilka ostatnich bloków, mijając koszary piechoty morskiej, w których Don przed latyprawdopodobnie odbywał słu\bę.Minąłem sklep Krogera, gdzie razem kupiliśmy kawę i sma\onegokurczaka.Skręciłem w Cambridge.Zapadł ju\ zmierzch rozjaśniany blaskiem ulicznych lamp.Ich światło miało \ółtawą barwę i, przesączając się przez gęstwę liści dębów, nie za bardzo rozpraszało ciemności,zabarwiając tylko wieczorną wilgoć \ółtawą poświatą.Wspomniałem wizytę Josie w szpitalu i jej dłońpod moją.Don byłby zły, gdyby się dowiedział, \e tu byłam.Wstrząs, jaki prze\yłem, zobaczywszy jejmartwą twarz koloru mokrego cementu.Ale\ Will, chłopie, to właśnie jest pieprzona kara.Zabiję ich wszystkich, Will, za to, \e ciękochają.Pognałem schodami na górę, \eby wdziać marynarkę podszytą haczykami, a potem złapałemautobus do Woodland.Kiedy dotarłem do domku Josie, zrobiło się ju\ całkiem ciemno.Przez chwilę stałem na chodniku,zastanawiając się, co robić.Nie miałem \adnego planu.Chciałem po prostu zerknąć przez okno i upewnićsię, \e wszystko jest w porządku.Prawdopodobnie akurat teraz wewnątrz nie działo się nic złego.Mdląceuczucie strachu w brzuchu pewnie by się wyciszyło i następnym autobusem wróciłbym do domu.Czującysię głupio, ale uspokojony.Ulicą przejechał samochód jednego z sąsiadów Dona.Jego reflektory wyłowiły mnie z mroku iwóz zaczął zwalniać.Jak szpieg na wrogim terytorium ruszyłem szybko chodnikiem, wiedząc, \e niepowinienem dać się przyłapać na wałęsaniu przed domem Dona.Kierowca jakby się zawahał.iprzyspieszył.Gdy tylko zniknął za rogiem, zawróciłem i.przekradłem się na podwórko za domem Donai Josie.Było ciemno.Z jakiegoś powodu uruchomili zraszacz trawy.Zostałem spryskany woda ale nocbyła ciepła i nie miałem nic przeciwko odrobinie wilgoci na ubraniu.Przemknąłem do okna kuchni izajrzałem do środka.Dawno temu, kiedy ja i Josie mieliśmy przed sobą przyszłość, moglibyśmy w nim zamieszkać, aleteraz ona mieszkała z Donem w podmiejskim Domku z Piernika: blaty stołów wykładane imitującymmarmury linoleum i magnetyczny kalendarz na lodówce z wydrukowanymi wielkimi literami nazwiskiemich agenta ubezpieczeniowego.Ta Josie, którą nauczyłem kochać Bauhausów i Toma Waitsa, jakośspowszedniała, a ja byłem czymś jeszcze bardziej mało znaczącym.Byłem duchem.Wszystko, comogłem zrobić, to gapić się na nią zza okna.Don i Josie się kłócili.Megan odepchnęła krzesło, wstała i dyskretnie zniknęła, zostawiając nastole niedojedzoną kolację.Don prawie krzyczał, wygłaszając długie, potoczyste zdania.Jego twarz razpo raz rozjaśniały przebłyski gniewu.Josie patrzyła nań ponuro i prawie się nie odzywała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl