[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy nie będziesz zdolny do walki.Patrzyłem na nią zaciskając wargi.- A w którym momencie ty wchodzisz?Nie musiała odpowiadać.Nie różniła się niczym od innych ludzi.Nikt nie miał szans w walce z nadzianym facetem.Ciągle ta sama historia, myślałem z goryczą.Teraz znałem już wszystkie odpowiedzi.Trzymanie się Sama i boksu było dla mnie jedynym wyjściem, jedyną szansą ucieczki przed wyrośnięciem najednego z tych przeciętnych anonimowych ludzi, którzy krążą po ulicach miasta, i na których brak nigdy się nienarzeka.To była moja jedyna szansa zdobycia forsy. Usiadłem ostrożnie.Wśliznęła się na miejsce obok mnie z oczyma ożywionymi współczuciem.Wiedziała, o czymmyślę.- Teraz mi wierzysz? - zapytała.- Jedziemy oboje na tym samym wózku.Skinąłem głową w milczeniu, podniosłem się z kanapy i podszedłem do okna.Uniosłem żaluzje i zerknąłem na ulicę.Spit stał ciągle w bramie paląc papierosa.- Ciągle tam jest?- Mhm - mruknąłem niemrawo.Spojrzała na zegarek.- Jeszcze piętnaście minut i możesz iść.Równie dobrze możesz spędzić je siedząc.Osunąłem się na fotel naprzeciwko niej czując zmęczenie w każdym skrawku ciała.- Co masz zamiar zrobić, Danny? - zapytała.- Nic - wzruszyłem ramionami.- Co mogę zrobić? Podeszła do mnie i przysiadła na poręczy fotela.Gładziłamnie dłonią po czole.Zamknąłem oczy ze znużeniem.- Biedny Danny - powiedziała łagodnie.- Nic nie możesz zrobić, nikt nic nie może zrobić.Nagle w jej głosie pojawiła się gorycz.- Ma ciebie, tak jak ma mnie, i wszystkich wokół siebie.Jak wampirwysysający krew, żyjący z tego co go otacza - łzy popłynęły jej z oczu.- Płaczesz?! - zdziwiłem się.- No więc, płaczę - patrzyła na mnie wyzywająco.- Znasz prawo zabraniające dziwce płakać? A może myślisz, że totakże by mu się nie spodobało?- Przepraszam - powiedziałem szybko.To nie była jej wina.Oboje byliśmy zgubieni, żadne z nas nie mogło uciec.Nie było sensu się oszukiwać.Nie mogliśmy wygrać.Położyłem dłoń na jej ramieniu i przyciągnąłem ją do siebie.Pocałowałem ją.Wargi miała miękkie, czułem pod nimijej zęby.Leżała teraz na moich kolanach patrząc mi w twarz.W jej szeroko otwartych oczach widać było za-skoczenie.- Danny! - powiedziała łagodnie - Mówiłeś, że masz dziewczynę? - Mam - roześmiałem się ponuro.- Ale to ty jesteś tutaj, nie ona.- Pocałowałem ją jeszcze raz.- Jak masz na imię? -zapytałem nagle.- Ronnie - odparła.- Ale to nie jest moje prawdziwe imię.Nazywam się Sarah.Sarah Dorfman.Chcę, żebyś o tymwiedział.- Co to za różnica? - roześmiałem się z goryczą.- Ważne jest tylko to, że skoro muszę zrobić to, czego on chce,równie dobrze mogę wziąć wszystko, co ma mi do zaoferowania.Objęła mnie za szyję i przyciągnęła do siebie.Czułem jej usta przy uchu.- Mogę ci dać coś takiego Danny, czego on nigdy nie dostanie, bez względu na cenę, jaką byłby gotów zapłacić.Dotknęła wargami moich ust.Poszukałem dłońmi jej ciała.Płakała cicho.Potem napięcie opadło, rozmyte w gorączce pożądania.Leżeliśmy cicho, czując na policzkach swoje przyspieszoneoddechy.Wpatrywała się w moją twarz.Wiedziałem, że zrozumiała.- Wezmiesz od niego pieniądze? - zapytała z odcieniem rozczarowania w głosie.Spojrzałem na nią.- Nie wiem - odparłem z goryczą.- Nie wiem, co zrobię.14Zamknąłem za sobą drzwi i wyszedłem na ulicę.Czułem na twarzy chłód nocnego powietrza.Było świeże, pachnącei miało takie pozostać jeszcze przez parę krótkich godzin " - dopóki ulica nie zacznie się budzić.Wtedy znów staniesię lepkie, a jego smak w ustach - nie do zniesienia.Wpadł mi w oko błysk tlącego się w bramie papierosa.Przeszedłem szybko przez jezdnię.Rozsadzała mniewściekłość.Spit ciągle stał w bramie, ze stosem petów rozsianych wokół nóg.Patrzył na mnie z przerażeniem woczach. - Dasz mi fajkę, co, Spit? - Mój głos był zimny, rozbrzmiewał głucho na pustej ulicy.- Jasne, Danny - odpowiedział podenerwowany, podsuwając mi paczkę.Wziąłem jednego.- Ogień.- Jasne, Danny - drżącą ręką wyciągnął zapałkę.Zamigotała, a potem rozbłysła płomieniem, rzucając tańczące cieniena jego twarz.Zaciągnąłem się głęboko.Smakował mi, od ostatniego papierosa upłynęło już tyle czasu.Pan Spritzer, nalegałżebym nie palił, ale teraz nie miało to już znaczenia.- Widziałeś się z nim, Danny? - w głosie Spita był niepokój.Przyjrzałem mu się.Miał inteligentny, wszystkowiedzący wyraz twarzy.Nawet on wiedział, czego chce Fields.Czułem, jak narasta we mnie wściekłość.Cały świat wiedział, czego chce Fields, a ja wiedziałem co zrobię.Nikt nieoczekiwał ode mnie niczego innego.Byłem po prostu jeszcze jednym nieudacznikiem.Nie miałem szans.- Nie - odpowiedziałem z nagłym napięciem w głosie.- Był już zimny.Pijany w trupa.- Byłeś tam przez cały czas sam z panienką? - W głosie Spita obok zrozumienia sytuacji, była i ciekawość.Skinąłem głową w milczeniu.Ona także nienawidziła Fiel-dsa, ale nie mogła nic z tym zrobić.Byliśmy w potrzasku,dokładnie tak, jak powiedziała.Nie mogliśmy od niego uciec.Trzymał w ręku wszystkie karty.Zgrzytnął mi w uszach podniecony głos Spita.- Przespałeś się z nią, Danny?Obrzuciłem go szybkim spojrzeniem.Zlina ciekła mu z kącików ust wartkim strumieniem, wyglądał obleśnie.Jakbym widział Maxie Fieldsa plączącego się w cieniu za jego plecami.Chwyciłem go za koszulę i przyciągnąłemdo siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •