[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miała młode, dziewczęceciało.Z pewnością nie wyglądała na matkę dwojga dzieci. Najdziwniejszą jednak rzeczą w tej całej sprawie było to, że nieodczuwał w stosunku do niej żadnego fizycznego pożądania.Gdybypojawiła się dwa lata wcześniej, może nawet nieco mniej niż dwa lata,mogłoby dojść do gwałtu.Przeżywał wtedy potworne momenty,poddawał się im, doprowadzały go niemal do szału.Pózniej rozpoczął swoje eksperymenty.Papierosy przestały gociągnąć, alkohol też stracił swoją siłę przyciągania.Rozmyślnie i zzadziwiającym sukcesem zatopił się w prowadzeniu badań.Pożądanie w nim osłabło, dosłownie zniknęło. Oto wybawieniepustelnika - pomyślał.Musiało odejść prędzej czy pózniej, w przeciwnymrazie żaden normalny mężczyzna nie byłby w stanie wytrzymać życia bezseksu.Na szczęście teraz nie odczuwał prawie nic, nie licząc może jakiegośledwo zauważalnego poruszenia gdzieś głęboko, pod twardą jak skaławarstwą wstrzemięzliwości.Był nawet zadowolony z takiego stanu rzeczy.Zwłaszcza, że nie miał żadnej pewności, czy Ruth była właśnie tątowarzyszką, na którą czekał.Nie był nawet pewny, czy będzie w staniepomóc jej przeżyć jutrzejszy dzień.Czy będzie mógł ją wyleczyć?Wyleczenie było mało prawdopodobne.Wrócił do dużego pokoju z otwartą butelką.Uśmiechnęła się doniego przez moment, kiedy nalewał wino do jej kieliszka.- Przyglądałam się z podziwem twojej fototapecie - powiedziała.- Patrząc na nią prawie można uwierzyć, że się jest w lesie.Mruknął.- Dużo czasu musiało ci zabrać takie urządzenie domu -powiedziała.- Powinnaś wiedzieć - odparł - przecież robiliście to samo.- Nie wyglądało to tak ładnie jak u ciebie - powiedziała - nasz dombył niewielki, a skład żywności był o połowę mniejszy od twojego.- Pewnie skończyło się wam jedzenie - powiedział, uważnie się jejprzyglądając.- Mrożonki - odparła - przeżyliśmy bez konserw.Pokiwał głową. Logiczne - musiał przyznać w duchu.Nie lubił tego.Wiedział, że odzywała się jego intuicja, ale nie lubiłtego głosu.- A co z wodą? - spytał potem.Patrzyła na niego przez chwilę w ciszy.- Nie wierzysz w ani jedno słowo z tego, co ci powiedziałam? -spytała.- Nie o to chodzi - powiedział.- Po prostu jestem ciekawy, jak sobieradziliście.- Nie umiesz tego ukryć, słychać to w twoim głosie - powiedziała.-Zbyt długo byłeś sam, nie potrafisz już oszukiwać.Chrząknął, gdy ogarnęło go niewygodne uczucie, że sobie z niego kpi. Przecież to bez sensu - kłócił się sam ze sobą.-  Ona jest poprostu kobietą.Najprawdopodobniej ma rację.Ja chyba faktyczniejestem niesympatycznym i gburowatym pustelnikiem.Ale jakie to miałoznaczenie?- Opowiedz mi o twoim mężu - powiedział nagle.Coś, jakby cień wspomnień przemknęło przez jej twarz.Podniosłado ust kieliszek z ciemnym winem.- Nie teraz - powiedziała - proszę!Oparł się wygodnie w tapczanie, nie umiejąc bliżej określić uczucianiezadowolenia, które nim owładnęło.Wszystko bowiem, co mówiła i corobiła, mogło być efektem jej przeżyć, ale mogło też być kłamstwem. Ale dlaczego miałaby kłamać? - pytał sam siebie.Jutro ranoprzecież będzie mógł sprawdzić jej krew.Jakąż korzyść mogło przynieśćjej kłamstwo, skoro jutro będzie znał prawdę i jest to kwestia jedyniekilku godzin?- Wiesz - powiedział, chcąc nieco rozluznić atmosferę -zastanawiałem się, czy jeśli troje ludzi przetrwało epidemię, to może jestich więcej?- Myślisz, że to możliwe? - spytała.- Dlaczego nie? Muszą być jeszcze inni, z takich czy innychpowodów odporni na zarazek. - Powiedz mi coś więcej o zarazku - powiedziała.Zawahał się przez chwilę, potem odstawił kieliszek z winem. A co będzie, jeśli powiem jej wszystko? Jeśli po swojej śmiercipowróci tu, wiedząc o wszystkim? Mając całą jego wiedzę?- Jest cała masa szczegółów - powiedział.- Mówiłeś coś wcześniej o krzyżach - powiedziała - skąd wiesz, że toprawda?- Pamiętasz, jak mówiłem ci o Benie Cortmanie? - powiedziałzadowolony z tego, że powtarza znany już jej fakt, że nie musiwtajemniczać jej w nowe rzeczy.- Masz na myśli człowieka, którego.Pokiwał głową.- Podejdz tu - powiedział, podnosząc się - zobaczysz go.Stał za nią, kiedy patrzyła przez wizjer.Czując zapach jej skóry iwłosów, odsunął się nieco w tył. Czy to nie dziwne? - pomyślał.-  Nielubię tego zapachu.Zupełnie jak Guliwer, który powracał z krainy koni.Drażni mnie zapach człowieka.- To ten, który jest przy lampie - powiedział.Mruknęła cicho ze zrozumieniem.Potem powiedziała:- Jest ich tak niewielu.Co się z nimi stało?- Pozbyłem się większości z nich.Zawsze jednak jest kilku, którzyzdołali się gdzieś schować. - Jakim cudem ta lampa świeci? - spytała.- Myślałam, że zniszczylicałą instalację elektryczną.- Podłączyłem tę lampę do mojej prądnicy - powiedział.- Tak,żebym w świetle mógł na nich patrzeć.- Nie zniszczyli żarówki?- Zamocowałem na żarówce bardzo mocny klosz.- Nie próbują wspinać się i niszczyć go?- Na całej latarni rozwiesiłem czosnek.- O wszystkim pomyślałeś - powiedziała, potrząsając głową.Cofnąwszy się o krok w tył, patrzył na nią przez chwilę. Jak onamoże tak spokojnie na nich patrzeć - pomyślał -  zadawać pytania,wyrażać swoje uwagi, skoro nie dalej jak tydzień temu widziała, jak tewłaśnie istoty rozrywały na strzępy jej męża? Znowu wątpliwości -pomyślał.-  Czy to się nigdy nie skończy?Wiedział dobrze, że nie, dopóki wszystkiego się o niej nie dowie.Wtym momencie odwróciła się od wizjera.- Muszę cię na chwilę przeprosić - powiedziała.Patrzył, jak idzie do łazienki, usłyszał zamykający się za nią zamek.Wrócił na kanapę.Wymuszony uśmiech igrał na jego twarzy.Spojrzał wgłąb kieliszka z winem i z roztargnieniem pogładził brodę. Muszę cię nachwilę przeprosić.Te słowa wydały mu się jakoś dziwnie zabawne,zabrzmiały jakoś archaicznie.Dobre obyczaje Kamyczka, który mizdrzy się zza grobu.Etykieta dla młodych wampirów.Uśmiechu już nie było.Co teraz? Co miała przynieść mu przyszłość? Czy za tydzień onabędzie tu jeszcze z nim, czy może pochłonie ją wieczny ogień?Był przekonany, że jeśli jest zarażona, będzie musiał spróbowaćznalezć jakieś lekarstwo, niezależnie od tego, czy okaże się skuteczne, czynie.A co, jeśli nie jest zarażona? W pewnym sensie byłaby to jeszczewiększa próba dla nerwów.W przeciwnym razie wszystko będzie postaremu, nie ulegną zmianie zasady, rozkład dnia.Jednak jeśli miałaby znim zostać, muszą stworzyć jakiś układ, być może staliby się mężem iżoną, być może mieliby dzieci.Tak, to rozwiązanie było bardziej przerażające.Nagle zdał sobie sprawę z tego, że jest na powrót niepoprawnymrozdrażnionym kawalerem.Nie myślał już o swojej żonie, dziecku, ożyciu, które minęło.Wystarczająca była terazniejszość.Obawiał się teraznowej konieczności poświęceń, przyjęcia na powrót odpowiedzialności.Bał się znowu otworzyć serce, rozerwać łańcuchy, którymi było skute poto, by trzymać w zamknięciu uczucia.Obawiał się, że znowu pokocha.Kiedy wyszła z łazienki, siedział tam nadal, zatopiony w swoichmyślach.Nie zauważył tego, że z gramofonu słychać było już tylko cienkiodgłos igły skrobiącej po płycie, która dawno skończyła grać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •