[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dni jej w tym zamknięciu upływały jak najsmutniej.Zosiczowa nie mogła być pociechą ani towarzystwem właściwym.Z najlepszymsercem, ale życie spędziwszy wśród ludzi, którzy inaczej się na światzapatrywali niż Marynka, Zosiczowa takie czasem dawała rady, w takichszukała pociechy wróżbach przyszłości, że biedną kobietę słuchającą rumieńceoblewały.Nie rozumiały się wcale.Zosiczowa widziała nadskakiwającego Percivala, Marynkę młodą, piękną iutalentowaną, zdawało się jej, że rozpaczać i wątpić o przyszłości najmniejszegonie miała powodu.Mąż ją opuścił, była wolną.mogła rozporządzać sobą.Gdyby się nie obawiała pozostać sama, Marynka byłaby może pożegnałaZosiczową, zupełnie jej niepotrzebną, niekiedy przykrą mimo swej dobroci.Dlaprzyzwoitości zatrzymać ją jednak musiała.Lecz z rana po śniadaniurozchodziły się zaraz.Marynka zamykała się w swoim pokoju, modląc się idumając nad swoim losem. Około południa zjawiał się na chwilę Percival, a Zosiczowa była uprzedzona, żezawsze naówczas przychodziła i nie oddalała się z salonu.Wieczoremzamykano się znowu.Dowiadywanie się na pocztę było niemal jedynymzajęciem.Niekiedy z powodu interesów Volantiego niepokojono sięzapytaniami urzędowymi.Baron, spostrzegłszy zaraz, że Marynka nierada go była zbyt często, a nigdysam na sam przyjmować, z przebiegłością sobie właściwą zastosował się do jejwoli.Szło mu zawsze o to, aby się go nie obawiano, nie posądzano.aby nie byłodprawiony.Wyczekiwał chwili właściwej do uczynienia stanowczego kroku,przyczajony, ostrożny, pewny, że godzina jego uderzy.Im lepiej i bliżej poznawał Marynkę, tym był ostrożniejszy.Z Zosiczowąchociaż nie mówił otwarcie, dawał się jej domyślać, do czego dążył, i miał jącałkiem za sobą.Znajdowała, że to było wielkim szczęściem dla Marynki miećtakiego protektora, i była pewna, że prędzej czy pózniej ona go przyjąć musi.Czas tak upływał, a niepokój biednej kobiety, zamiast się zmniejszać, rósł zdniem każdym, gdy raz wieczorem nieśmiało ktoś u drzwi zadzwonił.Zosiczowa wyszła i zobaczyła stojącego u progu młodego mężczyznę,strwożonego, bladego, tak drżącego, jakby był schwytany na uczynkuwystępnym, i jąkającego się niewyraznie, tak iż go zrozumieć było trudno.Powierzchowność wydała się jej tak dziwną, iż nie wiedziała, co go tusprowadzić mogło.Wprawdzie twarz miał wyrazu łagodnego i pokornego,wejrzenie nieśmiałe, lecz z powierzchowności nie wyglądał na gościa, ale raczejna posłańca lub sługę.Odzież dziwna, okrycie nietutejsze.czapka osobliwego kroju.ręce bezrękawiczek.wszystko zdumiewało ją, zwłaszcza że się domagał widzenia zpanią Volanti.Jaki mógł mieć do niej interes? Mówił zle po rusku, a zagadniętypo francusku, zarumienił się i potrząsł głową.Zosiczowa wcale go wpuścić nie chciała.Był jej podejrzany.Parlamentowała udrzwi; nie ustępował, nalegając i oświadczając w końcu, że przybywa zBerezówki.Nazwisko to zaścianka tyle razy słyszała z ust swej towarzyszki Zosiczowa, iżono jej w końcu oczy otworzyło.Nie wahając się już, wpuściła go do przedpokoju.i miała iść o nim oznajmićMarynce, gdy ta, wyszedłszy przypadkiem, zajrzała przeze drzwi, chwilę stanęłabez mowy i szybkim krokiem podbiegłszy ku gościowi, ręce obie położyła naramionach, głosem dziwnym, płaczliwym wołając: Juraś!Chłopak, poruszony tak, że mówić nie mógł, rzucił się jej ręce całować.Marynka się rozpłakała, on też łzy ocierał.Scena ta niema tak długo trwała, żeświadkiem jej będąca Zosiczowa, obawiając się omdlenia, podała wodyMarynce.Ocuciła się wnet, zobaczywszy ten ruch, Marynka i żywo weszła do saloniku,prowadząc za sobą drżącego i czapkę gniotącego w ręku Jurasia. %7ładne z nich nie umiało ust otworzyć. Przybyłem, przybyłem tu. począł się jąkać Poterski  wprzódy nie byłopodobna, Bóg widzi, pośpieszałem, jak mogłem.Niech pani wierzy. Nie pisaliście nic! Major!  odezwała się Marynka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •