[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na betonowej ścianie za nimi cienie tańczyły powolny, groteskowy taniec w blasku samochodowych świateł.Nie wiem, ile to trwało.W przelocie zobaczyłem twarz mężczyzny, zanim cisnęli go do furgonetki.Nie dało się go już rozpoznać, ale żył.Widziałem, jak się rusza.Nadal nie pamiętałem jego nazwiska, męczyło mnie to.Mike podszedł do nas.Długie poły jego płaszcza łopotały wokół nóg.W ostrym świetle wyglądał na nienaturalnie wysokiego.Miał czarne oczy, pełne.pogardy.Tak mi się jawił.Pełen pogardy dla ofiary, dla wszelkiej słabości, dla mnie, dla każdego i wszystkiego.Zatrzymał się tuż przede mną, zbyt blisko.– To mogłeś być ty, Brenne.Głos mi wrócił.– Co z nim zrobicie?Nikt mi nie odpowiedział.Mike zbliżył się jeszcze bardziej, tak bardzo, że czułem jego oddech na twarzy.Spróbowałem cofnąć się o krok, ale chwycił mnie za kurtkę i przyciągnął do siebie.Jego prawa dłoń niczym szpon chwyciła moje krocze i zacisnęła się na nim.Ból odebrał mi dech, więc wspiąłem się na palce, żeby wymknąć się z uścisku, ale on cały czas mnie trzymał.Nie mogłem mówić.– Nigdy się nie nauczysz? – warknął.– Nic ci do tego, co z nim zrobimy.Nie myśl o tym.Wiem, gdzie mieszkasz, Brenne.Wiem, gdzie masz biuro.Jakim jeździsz samochodem.Dokąd chodzisz na spacery.W którym domu opieki mieszka twój ojciec.Gdzie mieszka twoja sekretarka.Wiem o tobie wszystko.I przyjdę po ciebie.albo kogoś, kogo znasz.wkrótce.Jeśli się nie nauczysz.– Podkreślił ostatnie słowa mocniejszym uściskiem.Zrobiło mi się niedobrze, wtedy mnie puścił.Gdy odjechali, dłuższy czas stałem zgięty wpół, aż Slavo położył mi dłoń na ramieniu.Pozwoliłem, by zaprowadził mnie jak dziecko do samochodu.Powoli skierowaliśmy się w stronę domu.Slavo nic nie mówił.Spojrzałem na swoje dłonie.Drżały tak jak ręce mojego ojca podczas nalewania kawy.Zatrzymał się przed bramą.Dopiero wtedy odwrócił się do mnie i przemówił.Miał cichy, spokojny głos.– Przepraszam, że musiałeś to zobaczyć – powiedział – ale było to konieczne.– Śledziliście mnie, prawda? Obserwowaliście mnie?– Ktoś.zwrócił na nas uwagę policji.Ktoś do nich zadzwonił i podał im informacje.Mike uważa, że to ty.Przypomniałem sobie telefon do Króla Słońce i aż przeszedł mnie dreszcz.Otworzyłem usta, by odpowiedzieć, ale Slavo wszedł mi w słowo.– Ja nic nie myślę.Wierzę tylko w to, co wiem.Może to byłeś ty, a może nie.Ale śledziliśmy cię, Mikael, dla pewności.Wolimy wiedzieć, z kim się zadajesz.I musieliśmy odnaleźć bar, który odwiedził de Gier.– Siedział przez chwilę bez słowa.– Musisz zrozumieć, Mikael.Nikt nas nie zdradza.I nikt nie kończy współpracy z nami, Mikael.Nikt.Dopóki sami tego nie zechcemy.Teraz chcę, żebyś utworzył tę spółkę i rozpoczął jej działalność.Dość już zwlekania.Dość wymówek.Dość wykrętów.Dotknął mojego ramienia, a ja wzdrygnąłem się z obrzydzenia.– Lubię cię, Mikael.Czuję, że mogę z tobą porozmawiać.Nie chcę, żeby coś ci się stało.Jesteś moim przyjacielem, potrzebuję cię.Jesteś jednym z nas, Mikael.Wiem, że mogę na ciebie liczyć.– Westchnął.– Idź już, prześpij się.Pogadamy za parę dni.Stałem pod domem, patrząc na znikające w ciemności tylne światła.Czułem ból w kroczu.To był potwór.W pewien sposób gorszy od Mike’a.Żyłem jeszcze, bo mnie lubił.Przeszedłem przez ogród do domu, a wewnątrz poczułem się jak intruz.Świat zmienił się tej nocy, ja również.Pomyślałem, że dopóki Slavo i Mike chodzą po ziemi, nigdy nie będę bezpieczny.Rozdział 21W poniedziałkowy ranek lał ulewny deszcz, a ja musiałem przebiec ostatnie sto metrów do biura.Zdyszany wpadłem do środka.– Hej – przywitała się Kari.– Uprawiałeś jogging? – Wyglądała zdrowo, młodo i była w formie.Ja sam czułem się stary, zmęczony i poszarzały.Gdy weszła do mojego gabinetu, powiedziałem, że zrobię sobie tydzień lub dwa przerwy.Nie wiem, skąd mi się to wzięło, słowa po prostu ze mnie wypłynęły.Nie rozważałem takiej możliwości, zanim ją sformułowałem.Zmarszczyła czoło.– Tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •