[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oboje odetchnęli z ulgą. Trzymaj się, Sal  błagała Park.Zapierając się piętami,opuścili Dana jeszcze niżej, tak że tylko jego kostkiwystawały znad krawędzi.Każde z nich w napięciu trzymałogo za jeden z butów.Kiedy czerwona jak burak twarz Danaprzesuwała się obok miejsca, w którym rósł wyrwany z ziemikrzew, zauważył niewyrazny kształt w głębi wnęki. Czekajcie!  wrzasnął do nich Dan. Sal, wytrzymasz tamprzez minutę?  Dan sięgnął do otworu uprzednioprzesłanianego przez krzak.Była to sucha studnia.Poczuł pod palcami okruchglinianego naczynia, potem metal. Dobry Boże.Ludzie, znala-złem coś  wyszeptał głośno. Powiedzcie mi, proszę, że to jestta sucha studnia.Ostrożnie odsuwając zawadzające okruchy czubkami palców,powoli odsłonił krawędz cylindrycznego przedmiotu.Rozmiaramiprzypominał pojedynczą, dużą stronę, odrobinę zakrzywioną. Sal, złap to draństwo, jeśli poleci w twoją stronę.Pociągnąwszy parokrotnie, Dan już wyrazniej rozróżniał kształtyprzedmiotu. Widzę to, widzę to całe. Szarpnął raz jeszcze i krótki,półkolisty miedziany zwój wytoczył się z kryjówki, zsuwając sięprosto w dół.Zakrzywiony metal zatrzymał się wprost na klatcepiersiowej Sala. Dasz radę to chwycić?  zapytał Dan.Sal zdołał przełożyć przez zwój jedno ramię, niczym wojownikubierający naramiennik.Potem, sięgając tak wysoko, jak tylko po-trafił, a nawet jeszcze wyżej, dotknął ręki Dana i splótł z nim palce,najpierw prawej, a potem lewej dłoni.Motke i Park powoli wciągnęliDana z powrotem przez krawędz wąwozu, a za nim wijącą się postaćSala.Kiedy chłopak znalazł się wreszcie na równym terenie, Parkobjęła go ramionami, sprawdzając, czy nie ma zadrapań ani sińcówod kolców i skał.Krew płynęła mu z kolistej rany na czole, lecz ulgaPark graniczyła z ekstazą.Podczas gdy Park zajmowała się synem, Motke i Dan spoglądaliz niedowierzaniem na przedmiot, który według wszelkiego pra-wdopodobieństwa był Drugim Zwojem Miedzianym.Dan splunął najego powierzchnię, ścierając kurz i ziemię.Oglądając się przezramię, by upewnić się, że nikt ich nie podgląda, starannie czyścilirelikt.Dan spryskał go odrobiną wody mineralnej, spłukując kolejnąwarstwę ziemi, pod którą na zielonej patynie metalowej stronicyukazały się wyrazne, płytko wyżłobione inskrypcje. Jesteśmy martwi, jeśli zaraz tego nie oddamy władzom uprzedził go Motke. Mam na myśli proces sądowy. Dasz radę coś z tego odczytać?  zapytał Dan.Motke zerknął nerwowo przez ramię, potem w milczeniu przyj- rżał się literom, w końcu sięgnął po broszurę i wykorzystał ją niczymkamień z Rosetty, by porównywać przetłumaczone zdania. To miejsca  poinformował Motke z podnieceniem  nazwy miejsc.są ponumerowane.pewnie uzupełniają kryjówkipierwszego Zwoju Miedzianego.Widzę tu zaznaczone Bet Shean.Widzę Jerozolimę.Widzę Gamlę na wzgórzach Golan.Tutaj Qum-ran.Znowu Qumran.Raz Masada.Znowu Jerozolima.Sprawdzę kryjówkę numer sześćdziesiąt pięć, gdzie spoczywał ten zwój.Hmmm. przeczytał najpierw w milczeniu, potem na głos. Niech Synowie Ciemności patrzą. zaczął Motke, zaraz siępoprawiając  może  szukają" albo  poszukują", nie  patrzą",może.dobrze, spróbujmy inaczej. Niech Synowie Ciemnościszukają w całym kraju tego skarbu"  przetłumaczył niepewnymgłosem.  Znajdą".nie potrafię tego odczytać  poskarżył się. Może to jest  będą szukać".nie mogę.poczekaj, tu jestbardziej zrozumiały fragment.Motke powoli wymamrotał tłumaczenie.  Ci, którzy szukają srebra i złota, nie znajdą naszego największego skarbu, ostatecznego zbawienia, Zwoju C"  przerwał, bywyjaśnić:  W hebrajskim nie ma litery C.Tak więc zgaduję, że tocoś podobnego do angielskiego C.Napisane jest samech-jod, leczStarożytny skryba ścisnął te dwie litery razem w niespotykany sposób.Podejrzewam, że ma być C.Może oznacza Cezara albo cośinnego, co zaczyna się na C?Motke przyjrzał się tekstowi i dodał: Jest jeszcze coś.Brzmi to mniej więcej tak. Od stronyskryptorium szukaj Prawego Zlepia Lwa".Obok tego stwierdzenia dorzucił  są jeszcze dwie greckie litery, których znaczenia nierozumiem. Zadrżał, jakby mu był zimno.Najego przedramionachwystąpiła gęsia skórka.Dan przyjrzał się tym greckim literom. Alfa i omega  stwierdził, dodając:  To mi nic nie mówi. A mi owszem  powiedziała cicho Park.Skoro przekonali się, że nikomu nic się nie stało, ruszyli dalej inowymi siłami w stronę skryptorium, by poszukać Prawego Zlepia Lwa.Po drodze zaczepił ich samotny dozorca tego terenu, którywidział z daleka akcję ratunkową i teraz zapytał po hebrajsku, czywszyscy są cali.Motke, zgrabnie wsunąwszy Drugi Zwój Miedzianydo plecaka, odpowiedział, że musiał uratować głupiego amerykań-skiego turystę, lecz bez obaw, jest już po wszystkim.Dozorcawarknął nieodzowne ostrzeżenie i mamrocąc pod nosem, powróciłna swe stanowisko przy kasie.Chwile nad urwiskiem zahartowały Sala; spojrzawszy w wąwo-zie śmierci w oczy, teraz kroczył z większą pewnością siebie, z pod-niesioną głową i wyprostowanymi ramionami, bystrym wzrokiemprzepatrując okolicę.To był nowy Sal, mocniejszy Sal, powracającyznad krawędzi ze świadomością swych możliwości.Jego szczękiwydawały się bardziej kanciaste.Odnosiło się wrażenie, że jegopostać uległa metamorfozie, rozrosła się, przeistoczyła w coś znacz-nie bardziej rzeczywistego.Park pierwsza dostrzegła tę różnicę, leczpozostałym też nie zabrało to zbyt wiele czasu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •