[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez uchylone drzwi obserwował ich schodzących ze schodów, w milczeniu, patrzących wprost przedsiebie, oraz wlokące się za nimi chwiejne, ukośne cienie; wreszcie zamknął drzwi iwrócił do saloniku; zobaczył na podłodze rewolwer Michela, podniósł go i zważył wręku, spoglądając bezmyślnie w przestrzeń: przypomniał sobie, że ma zaproszenie nabal w Grand Hotelu i że wybiera się tam także matka. To będzie doskonała okazja,żeby ostatecznie przekonać Carlę do małżeństwa" - pomyślał; bardzo zadowolony,poszedł do sypialni i stanął przed lustrem:  Bądz spokojny - powiedział głośno i miałochotę poklepać się po brzuchu.- Będziesz zawsze ten sam, nawet po ślubie".Potemprzeszedł do łazienki, aby się umyć. XVIKiedy znalezli się w bramie, zobaczyli, że pada ulewny deszcz; nie smagałgwałtownie, po prostu lał jak z cebra; z ciemności dolatywał głośny chlupot; sinawarstwa wody bulgotała na bruku; rynnami i rynsztokami, zewsząd płynęłystrumienie obfitego deszczu, na który zbierało się już od dwóch tygodni, który długofermentował w napęczniałych chmurach; domy stały w nim czarne i sztywne; latarnietonęły, zalane chodniki wyglądały jak kamienne nabrzeże morskiego portu,podmywane przez fale.Skuleni w potokach wody, biegli pod murami kamienic, chroniąc się w miaręmożności pod wspólnym parasolem; na zakręcie oślepiła ich swoimi reflektoramitaksówka; była wolna, więc wsiedli i pojechali.Siedzieli po ciemku, w milczeniu, nie patrząc na siebie; w czasie jazdypodskakiwali zderzając się jak dwie bezwładne drewniane kukły o wytrzeszczonych iekstatycznych oczach.Michele, rozparty niemal w pozycji leżącej, zdawał sięrozmyślać; Carla, pochylona do przodu, próbowała obserwować ulicę, ale przez mokrei zamglone od zimnego powiewu szyby nic nie było widać.Wydawało się jej, żeznalazła się poza kręgiem świata, zamknięta z bratem w tym ciemnym pudle, któreniosło ją z zawrotną szybkością w jakieś nieznane miejsce.Dokąd? Tak kończył siędzień, tak kończyło się jej dotychczasowe życie: pytaniem, na które nie byłoodpowiedzi; dokąd idzie się we dnie albo w nocy, w ciemności i deszczu albo wpełnym świetle? Tego nie wie nikt; zlękła się, zapragnęła okroić swój cel, pomniejszyćswój świat, zobaczyć całe swoje życie jak ciasny pokój. Wyjdę za mąż za Lea" -pomyślała.Wlepiła oczy w przednią szybę i wydało się jej, że na tej szklistej i ciemnejpowierzchni zarysowują się i połyskują jakieś obrazy; szyby domu w deszczowe noce,szyby pociągu gadatliwe i monotonne, przecinane tajemniczymi iskrami, oknaotwarte na czarne pola snów.Tak.tak.wyłaniają się z tego mroku zalane słońcemstopnie kościoła, ona w śnieżnej bieli, w długim welonie panny młodej, z pochylonągłową, w ten słoneczny dzień, wsparta na ramieniu męża; a za nimi wychodzi wciemność orszak ślubny; matka, gdzieś daleko, na pewno zapłakana, zasłania siębukietem olśniewających kwiatów; Michele ze spuszczoną głową, jak gdyby uważniepatrzył, gdzie ma postawić stopę; Liza w strojnej wiosennej toalecie i wielu innych gości o niewidocznych twarzach, białe sylwetki kobiet, czarne mężczyzn, sunące zanowożeńcami; jedni są jeszcze w cieniu, inni już w pełnym świetle, wszyscy wytworni,mężczyzni mają nieskazitelnie zaprasowane kanty u spodni; każdy z nich trzyma wręku lśniący cylinder; kolorowymi plamami odcinają się kwiaty w kulistych bukietachdam.Wszyscy wychodzą z niewidocznych drzwi kościoła za młodą parą; stopniejarzą się w słońcu; potem rozlega się nagle poważna muzyka religijna, która zdaje sięzstępować krok w krok za weselnym orszakiem; huczą organy, Carli wydaje się, żesłyszy te towarzyszące jej triumfalne dzwięki, uroczyste, lecz pełne gorzkiego iwzniosłego smutku, jak gdyby ona, w tym ślubnym stroju, uczepiona ramienia męża,nie podążała ku szczęściu, ale ku wyrzeczeniom, ku życiu najeżonemu lękiem itrudnościami nie do pokonania.Otrząsnęła się, ręka Michela ścisnęła jej dłoń: cień szyby pochłaniał szybkoświetliste zarysy orszaku weselnego, wszystko wyglądało teraz jak prześwietlonaklisza; taksówka zwolniła, zatrzymała się, czekając na wolny przejazd przez zatłoczonąulicę; deszcz, chlupot; dzwonki; klaksony, głosy, światła, twarze, wreszcie samochóddrgnął, ruszył z miejsca.- Co ci jest? - zapytała zwracając się do brata.Michele niezdarnie i rozpaczliwie machnął ręką.- Nie powiedziałem ci jeszcze - rzekł z wysiłkiem - z jakiego powodu powinnaśodrzucić propozycję Lea.Spojrzała na niego:- Nie.- Powiem ci.- Chłopiec pochylił się ku niej i zaczął mówić szybko, bez żadnychwstępów: - Powód jest następujący.dziś, nim poszedłem do Lizy.aha, to właśnieona mi wszystko o was powiedziała.- Ach tak! Ona.- Tak, zdaje się, że widziała was wczoraj w hallu.Ale mniejsza z tym.Wczoraj, nim poszedłem do Lizy, sam nie wiem dlaczego, zacząłem myśleć o naszychsprawach, o naszym położeniu, które jest naprawdę nie do zniesienia.i tak się w niewgłębiałem, że pomału - jak by tu powiedzieć? - przestały działać wszelkie hamulce iw pewnej chwili połapałem się, że myślę mniej więcej tak:  Jesteśmy zrujnowani; bezratunku; jeżeli nic się nie zmieni, w ciągu roku znajdziemy się w skrajnej nędzy.Czy,aby tego uniknąć, nie należałoby zdobyć się na jakieś poświęcenie, a nawet kompromis? W naszej sytuacji jedyną osobą, od której dałoby się coś uzyskać, jestLeo.A więc na przykład, pomyślałem prawie bezwiednie, wiedząc, jaki z niegokobieciarz.na pewno nie pożałuje pieniędzy na kobietę, która mu wpadnie w oko;czy nie warto by dać mu do zrozumienia, że w zamian za te pieniądze ja podjąłbym się- rozumiesz? - przyprowadzić mu moją siostrę Carlę, słowem: ciebie.- Tak myślałeś? - zapytała, raptownie zwracając się ku niemu; w tej samejchwili światło latarni padło na twarz Michela; zobaczyła szeroko otwarte oczy ipobladłą twarz wykrzywioną grymasem upokorzenia; odwróciła głowę; rozpaczliwysmutek ścisnął jej drżące serce; samochód pędził naprzód; Michele mówił:- Tak myślałem.i wiesz? wydawało mi się, że to widzę.- Poruszył ręką, jakgdyby chciał coś uchwycić.- Wydawało mi się, że widzę nas troje w mieszkaniu Lea.Kiedy jestem wzburzony, zdaje mi się, że widzę to, o czym myślę; widziałem, jakpijemy razem herbatę w saloniku, i potem siebie, jak wychodzę dyskretnie, zgodnie zumową i zostawiam cię sam na sam z Leem.- To potworne - szepnęła z przerażeniem, ale Michele jej nie dosłyszał.- I dlatego.rozumiesz?.kiedy patrzyłem na was przed chwilą, siedzącychnaprzeciw siebie, pod oknem, w saloniku i usłyszałem oświadczyny Lea.wydało misię, że widzę scenę, którą sobie wyobrażałem.każdemu może się to zdarzyć: idzieczłowiek ulicą, wyobraża sobie różnych ludzi w różnych sytuacjach, a potem dzieje sięto naprawdę.Lecz w moim przypadku była jeszcze kalkulacja, liczyłem na pieniądzeLea [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •