[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W porządku, dam radę.Zjechały z szosy na leśną drogę i po jakichś stu metrach Jola zatrzymała samochód.Pchać się dalej nie było sensu.Gdyby ktoś zapytał, zawsze mogły powiedzieć, że zatrzymałysię na siusiu.- Zrobimy to tu, na miejscu - zdecydowała Jola.- Z jednej strony osłoni nas samochód,a z drugiej te krzaki.Teraz po lasach mało kto się pęta, sezon na jagody się skończył, a nagrzyby jeszcze za wcześnie.- Ale za to ładnie pachnie żywicą - ożywiła się Agatka.Wysiadła pierwsza i teraz niemogła się doczekać, kiedy Jola opróżni bagażnik.Zdążyła się już pozbyć wszelkichwątpliwości natury moralnej i teraz niecierpliwie sekundowała przyjaciółce.- Tu będzie wsam raz - wskazała na zieloną poduchę mchu.Jola rozłożyła kocyk i umieściła na nim Napoleonka w pozycji pionowej.- No to do dzieła! - zawołała i zamachnęła się młotem.- Tylko nie w głowę! - pisnęła Agatka.Jola opuściła śmiercionośne narzędzie i z ciekawością przyjrzała się przyjaciółce.- A myślisz, że jemu to zrobi jakąś różnicę? - zapytała ironicznie.- Jemu nie, ale nam i owszem.Jak go walniesz od góry, to utrącisz tylko głowę i będzietrzeba poprawiać - wyjaśniła Agatka.- Lepiej położyć go na brzuchu i celować w plecy,wtedy od razu pęknie na kilka kawałków.Jola pchnęła krasnala nogą i już bez przeszkód wykonała wyrok.Odłożyła niepotrzebnejuż narzędzie i uklękła obok Agatki.Przez następne pięć minut pracowicie przeszukiwałykupkę gruzu, nie omijając żadnego kawałka gipsu.W miarę upływu czasu ich ruchy stawałysię coraz wolniejsze, a na twarzach rysował się grymas rozczarowania.- Niczego tu nie znajdziemy.- Pierwsza odezwała się Agatka.Wytarła rękę o mech ipodniosła się z klęczek.- To co teraz robimy?- No cóż.- westchnęła Jola.Tylko ona wiedziała, jak trudno było jej pogodzić się zporażką.- Teraz pozostaje nam jedynie zatarcie śladów.- Wyjęła z bagażnika saperkę,wykopała płytki dołek, wsypała do niego zawartość koca i starannie udeptała powierzchnię.-No to nic tu po nas - zarządziła odwrót. *Bożena zauważyła zniknięcie Napoleonka dopiero następnego ranka i nie omieszkałapowiadomić o tym fakcie policji.Prawdę mówiąc, zrobiła taki raban, że w sprawie jednegozaginionego krasnala przyjechało aż dwóch policjantów.Przyjaciółki stały za rozłożystym jałowcem i przyglądały się wszystkiemu z ukrycia.Wnocy spadł deszcz, zacierając ewentualne ślady, więc nie obawiały się odkrycia jakichśobciążających je dowodów.Mimo to obie miały lekkiego kaca moralnego.Skoro sprawązajmowała się policja, to wynikało z tego, że popełniły przestępstwo i powinny ponieść karę,a na to wcale nie miały ochoty.Działały przecież w dobrej wierze i nie ich wina, że takdobrze zapowiadająca się teoria legła w gruzach.Dosłownie i w przenośni.- Tamten wyższy to ten mój posterunkowy - oznajmiła Agatka.- Ale nie pójdę się z nimwitać, z kilku przyczyn.- Czyżby awansował? - zdziwiła się Jola.- Ma na pagonach jakiegoś ptaszka, a to bybył sierżant.- Niemożliwe.Raczej go powinni zdegradować za brak wyników w śledztwie.- A może to jest belka, nie ptaszek? - zwątpiła Jola.- Trochę za daleko stoimy.- Ja w ogóle proponuję się zmyć.Nic tu po nas.Lepiej chodzmy do miasta sprawdzić,czy prawdziwi przestępcy pracowali tej nocy.Jeśli dowiedzą się o naszym wyczynie, gotowipomyśleć, że wyrosła im konkurencja.- Bierzemy ze sobą Rekruta? - zapytała Jola.- Pewnie, niech się zwierzak trochę przewietrzy, przecież nie możemy go trzymać wzamknięciu przez całą dobę.Poza tym pies to świetny kamuflaż.Można łazić tam i zpowrotem, przystawać, obserwować i nikomu się to nie wyda podejrzane.A spróbuj robić tosamo bez psa.Jola założyła Rekrutowi specjalne szelki i ujęła w dłoń smycz.- Patrol z psem gotowy do spaceru - zameldowała.- Tobie też dobrze zrobi trochęruchu, cały czas ziewasz i ziewasz.- Całą noc swędziała mnie ręka - poskarżyła się.- Prawie oka nie zmrużyłam.- Pewnie sumienie cię gryzło - podsunęła Jola.- W rękę?- Bo to się robi na tle nerwowym.Gryzło cię we Wrocławiu, bo nie chciałaś jechać doEgiptu.Potem przestało.- Wróciło, znowu przestało.Daj spokój z tą psychoanalizą.Zobacz, wystawa krasnali -zdziwiła się Agatka.Rzeczywiście na wąskim kawałku trawnika tuż przy chodniku stało około trzydziestugipsowych figurek.Ustawionych ciasno, jedna przy drugiej, w nieładzie, bez zachowaniajakichkolwiek zasad kompozycji.Przyjaciółki przyglądały im się z zainteresowaniem.- Aż dziwne, że wszystkie całe - zauważyła Agatka.Kilkadziesiąt metrów dalej natknęły się na podobny obrazek, z tym że krasnali byłoznacznie mniej.Dokładnie jedenaście, jak policzyła Jola.- Czyżby nocni rabusie wrócili do starych przyzwyczajeń? Znowu porywają zamiastniszczyć?- Po drugiej stronie ulicy to samo - zobacz.- Może szykuje się wielki exodus krasnali.- Może dostały wizy do Stanów i szykują się do wyjazdu - zachichotała Agatka.Zagadkę wyjaśniła dopiero pani Genowefa, emerytowana nauczycielka, którą Agatkapoznała na wyprzedaży w Domu pod Lwami.- A bo to ludzie już całkiem z tego strachu powariowali - oznajmiła staruszka.- Nikt niema ochoty czekać, żeby mu jakieś zbiry włóczyły się w nocy po ogrodzie.Strach z domu wyjść, strach psa wypuścić, a nie wiadomo, co się jeszcze może zdarzyć.To ludzie sobieradzą, jak potrafią.Jedni wyrzucają krasnale na ulicę, jak te tutaj, a inni przeciwnie, zabierajądo domu.Byle nie stały na zewnątrz i nie kusiły tych bandziorów.- A ci przestępcy co, nie idą na łatwiznę? - zdziwiła się Agatka.- Idą, idą.Niech pani się przejdzie na Słowackiego, to ta ulica za szkołą, potłukliwszystko w drobny mak.Na Dobrej też byli i na Młynarskiej.A do tych tutaj to jeszcze niezdążyli się dobrać, wystawili je dopiero dzisiaj rano.Zobaczymy jutro, co z nich zostanie.*Agatka miała pomysł.Przyszedł jej do głowy zaraz po rozmowie z panią Genowefą, alepotrzebowała trochę czasu, żeby przemyśleć to i owo.Tuż po obiedzie wyciągnęła Jolę doogrodu i zdradziła szczegóły planu.- Zastawimy pułapkę! - oznajmiła z błyskiem w oczach.- Wystawimy nasze krasnale zabramę i zaczaimy się na tych wandali.- A jak już chwycą przynętę, to będziemy ich łapały gołymi rękami, co? - zakpiła Jola.-Czterema, w tym jedną w gipsie.Zapomnij, ja się na to nie piszę.- Jola niespodziewaniestanęła okoniem.- Zaraz łapać - wzruszyła ramionami Agatka.- Przecież można się przyczaić,poobserwować, a przy odrobinie szczęścia pstryknąć jakąś fotkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •