[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To nieważne, czy pamiętasz, czy nie.Wciążniewymownie mi przykro, że musiałeś przez to wszystko przechodzić.To dziwne, ale zrobiło mi się lżej na sercu.Sytuacja była absurdalna, ale& Choćrozumiałem, dlaczego Max tak panicznie reaguję na swoich najbliższych, oddałbym wszystko,byle tylko mieć rodziców.A niechby i pojawiali się niezapowiedziani i wtykali nos w nieswojesprawy.Babcia miała już swoje lata i swoją mądrość, choć nie wątpiłem, że gdyby była młodsza,chętnie zrobiłaby nalot ze dwa, trzy razy w roku. No dobra& to co się dzieje?Słysząc głos córki, pani M.wypuściła mnie z objęć.Max stała w korytarzu i gapiła się nanas zmrużonymi oczyma.Chyba jednak zrezygnowała z prysznica.Ubrała się w zakrywającycałe ciało i wszystkie tatuaże golf, a na głowie miała coś podejrzanie normalnego.Minus kolor, tennadal był wściekle czerwony.Nawet jej makijaż wyglądał inaczej.Delikatniej.Krótkomówiąc, Max nadal wyglądała z grubsza jak Max, ale na pół, a może nawet na ćwierć gwizdka.Już tęskniłem za mniej grzeczną wersją. Nic takiego, kochanie.Cade opowiadał mi właśnie o swoich rodzicach.Max posłała mi spłoszone spojrzenie. Tak, jasne, o rodzicach.No cóż, pora zmienić temat. Pani Miller, może mi pani powiedzieć, jaka była Max jako dziecko?  poprosiłemprzymilnie.Mama Max prawie podskoczyła z radości. Cudownie się składa! Mam ze sobą stare zdjęcia.Prawie nie rozstaję się z tym albumem powiedziała, nie kryjąc zachwytu.Max wyglądała, jakby miała ochotę krzyczeć.Gdyby spojrzenie mogło zabijać, byłbym bardzo zmaltretowanym trupem.Podeszła do mnie i usiadła na sąsiednim stołku. Tak, zdjęcia z dzieciństwa.Zwietny pomysł, misiaczku.Chwyciła moją dłoń i splotła nasze palce.Z zewnątrz pewnie wyglądało to, jak pieszczotazakochanych.Tak naprawdę Max wykorzystała to, by wbić mi w skórę długie pazurki.Zabolało.I odniosło skutek odwrotny do zamierzonego, bo przez chwilę mogłem myśleć jedynie o tym,jakby to było poczuć coś podobnego w zgoła innych okolicznościach.Uniosłem jej dłoń do ust i ucałowałem.Zamrugała pospiesznie.Oczy miała okrągłez zaskoczenia. Koteczku, nie możesz winić mnie za to, że chcę zobaczyć, jak wyglądałaś, gdy byłaśuroczym bobaskiem  wymruczałem.Kiedy jej mama poszła do pokoju poszukać albumu, Max pochyliła się do mniei wyszeptała mi do ucha: A żebyś wiedział, że mogę i będę, Rycerzyku.To się przestaje robić zabawne. Naprawdę? Myślałem, że bardzo& Pózniej, kiedy będziemy sami& O, podoba mi się twój tok myślenia!Max roześmiała się na użytek rodziców.Jak dla mnie, nie nabrałaby nawet ofiarylobotomii. Nie myśl, że cię nie ukatrupię, przystojniaku  zapowiedziała. Ej, poczekaj.Wcześniej byłem Rycerzykiem!Zaczerpnęła głęboko powietrza i mogłem sobie wyobrazić, jak liczy powoli, by sięuspokoić.Nie powinienem jej wnerwiać, ale nie mogłem się powstrzymać.Z zarumienionymi zezłości policzkami i oczyma, ciskającymi gromy, wyglądała nieodparcie kusząco. Przepraszam, przepraszam  powiedziałem wreszcie. Po prostu tak fajnie sięnakręcasz&  Serio chcesz się tak bawić?  zapytała groznie.Chętnie uściśliłbym zasady gry, ale w drzwiach pojawił się właśnie trzeci zawodnik, czylipani M. Proszę bardzo  oświadczyła z szerokim uśmiechem, kładąc przed nami gruby album.Rodzinne pamiątki.Pierwsze zdjęcie przedstawiało Max zaraz po tym, jak rodzice przyjechali z nią zeszpitala.Na ścianie w dziecinnym pokoju był napis MACKENZIE, a całe pomieszczenie tonęłow rozmaitych odcieniach różu.Max wyglądała tak, jak inne małe dzieci  mała, trochępomarszczona i łysa.Za to na głowie pani Miller piętrzyły się puchate blond-loki, któreupodobniały ją do bohaterki musicalu. Muszę powiedzieć, że wcale się pani nie zmieniła  rzuciłem kurtuazyjnie.Zachichotała jak spłoszona panienka. Och, proszę, daj spokój. No właśnie, daj spokój  syknęła Max, oswobadzając dłoń z mojego uścisku.Kiedy przejęła kontrolę nad albumem, straciłem szansę, by przyjrzeć się zdjęciomdokładnie.Przerzucała kolejne strony z prędkością światła i mało co zobaczyłem, ale zyskałempewność co do jednej rzeczy.Rodzice Max nigdy nie pozwalali jej być sobą.Ubierali ją w jakieśróżowe szmatki i nawet przypadkowy obserwator zauważyłby, że ich nie znosiła.Z ułożonymi w zgrabne loki jasnymi włosami wyglądała jak wyjątkowo nieszczęśliwa wróżka.Nachyliłem się w jej stronę i wyszeptałem jej do ucha: Jesteś naturalną blondynką? Z każdą chwilą coraz łatwiej mi wyobrazić cię sobiew stroju chirliderki.Jej spojrzenie podpowiadało mi, że niebawem znowu da mi po pysku.Na każdym zdjęciu Max wyglądała jak wycięta z katalogu reklamowego idealnej rodziny.Piękna jak lalka Barbie i tak samo sztuczna.I smutna.Przerazliwie smutna.Kiedy przerzuciła kolejnąstronę, zobaczyłem wreszcie chirliderkę Max w całej okazałości. No nie  mruknąłem cicho. I co teraz będę sobie wyobrażał? Tym razem nie zaszczyciła mnie spojrzeniem, ale kącik jej ust lekko się uniósł. Uprawiałeś jakiś sport?  zapytała pani Miller. Tak, futbol i koszykówkę.Max uniosła głowę. Naprawdę? Dorastałem w Teksasie  przypomniałem. No i byłem w tym niezły.Roześmiała się i pokręciła głową. Pewnie, że byłeś. A ty na pewno byłaś rewelacyjną chirliderką  skontrowałem. Rewelacyjną? Nie.Niebezpieczną dla otoczenia? Owszem.Potem zobaczyłem ją w różowej balowej kiecce i w todze.Zbliżaliśmy się do końca albumu i nie mogłem się doczekać, kiedy wreszcie zobaczęjakieś fotki nowej Max.Nie zobaczyłem.Zdjęcia urywały się nagle, zupełnie jakby ostatnich kilka latnigdy nie miało miejsca.Na twarzy Max malował się wyraz ulgi, gdy przerzucałaostatnie, puste strony.A potem szok, gdy spojrzała na wewnętrzną stronę tylnej okładki albumu idojrzała przyczepione tam zdjęcie.To był rodzinny portret.Miała na nim dwanaście, może trzynaście lat, taka typowawchodząca powoli w dojrzałość młodziutka dziewczyna.Tuż za nią stał facet, chyba jej brat.Ubrany w kurtkę pilotkę, miał takie same złociste włosy.Zamrugałem, patrząc na trzecią osobę.Dziewczyna wyglądała jak Max w nieco starszej wersji.Ale nie mogła być Max, bo Max stałaobok, czyli musiała być jej starszą siostrą. Twoje rodzeństwo?  zapytałem.Max poderwała się jak na sprężynie.Na jej twarzy pojawiły się przerażenie i gniew. Nie, nie będziemy tego powtarzać!  krzyknęła do matki, z hukiem zamykając album.Jeśli tylko po to tu przyjechaliście, możecie od razu wyjechać.Rozumiesz?Nie czekając na odpowiedz, pobiegła do sypialni i zatrzasnęła za sobą drzwi. Myślałem, że jej mama będzie zdziwiona, zmartwiona, może wściekła, ale ona po prostuspokojnie wzięła album i odłożyła go tam, skąd go wyjęła.Jak książkę na półkę, jakby zupełnie nicsię nie stało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •