[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mościński już nad wieczór napomknął oodjezdzie, ale szambelan oświadczył wręcz, iż na wsi gość co najmniej trzy dniprzesiedzieć musi, jeśli nie chce gospodarzy obrazić.Nie sprzeciwiano się jakośi pobyt w Brańsku się przedłużył.Drugiego dnia wymyślono przejażdżkę do Villety.Tak się zwał domek wiejskiw stylu włoskim, wystawiony w lasku o milę przez szambelana, za lepszychjeszcze czasów, opuszczony nieco, ale teraz naprędce wyporządzony.Piękneotaczające go drzewa, widok na dalekie łąki, lasy i wsie porozrzucane wokolicy, miejsce to czyniły bardzo właściwym do takiej chwilowej wycieczki.Mężnym sercem ks.Robert, nie okazując czego nie czuł, nie odgrywająckomedii miłosnej, był wszakże ciągle na usługach Alfonsyny, co jej pochlebiało.Nagradzała go wzrokiem bardzo obiecującym i ożywiła się pod wieczór do tegostopnia, iż się parę razy roześmiała.Baczne ojca oko dośledziło pożądanychsymptomów, i hrabia zacierał ręce w milczeniu, już prawie pewny, że księciamieć będzie zięciem.Generał, na ten raz dyplomatą się stawszy, potrafiłzupełnie ująć miss Burglife, którą prowadził do stołu i ze szczególnymi był dlaniej atencjami, tak że Angielka sama pierwsza szepnęła Alfonsynie uśmiechającsię, iż ją podejrzewa o skłonność dla pięknego Roberta.Alfonsyna zarumieniłasię mocno, chciała wypierać się i przeczyć, ale wykonała to tak niezręcznie, iżm.Burglife została przy swym przekonaniu.Trzeci dzień do reszty jakoś spoufalił i zbliżył harmonijnie towarzystwo.Stellapoprzyjazniła się z Alfonsyną, generał z hrabią wszedł w tajemnicze jakieśnarady, zaprosiwszy go do siebie na górę.Wszystko szło jak najlepiej, owyjezdzie nie było mowy i złożyło się tak dziwnie, iż ks.Robert właśnie miałjechać do Warszawy, a zatem mógł w drodze hrabiemu i hrabiance towarzyszyć.Wszyscy już o staraniu się księcia, o jego zakochaniu i układającym się związkuszeptali.Robert znajdował się prawdziwie heroicznie.Może baczniejsze okodostrzegłoby w jego postępowaniu rozpaczliwej jakiejś odwagi nienaturalnej,przymuszonego coś i gorączkowego; ale dla Alfonsyny, dla jej ojca, dla missBurglife, która dom książęcy wielbić zaczęła i pod niebiosa wynosić, było to ażnadto dostatecznym.Wprawdzie po każdym dniu takim wysiłku i kłamstwa,książę Robert powracał złamany do swego mieszkania i całe noce chodziłniespokojny, rzucając się, burząc, miotając, ale tego nikt ani widział, ani siędomyślał.Ilekroć brakło mu siły i męstwa, a twarz żółta Alfonsyny odpychałago wstrętem, którego przezwyciężyć nie mógł, spoglądał na siwe włosy ojca inabierał odwagi do dalszych zalotów, w których aż nadto miał szczęścia. Jeśli się to zakochaniem nazwać może, co w sercu ciasnym zrodzi fantazjachwilowa, połechtana próżność i ciekawość, można było powiedzieć iżhrabianka Alfonsyna była zakochaną.Robert nie mógł się jej nie podobać.Gdytrzeciego dnia wieczorem, po nowej z generałem naradzie cichej, ojciecprzyszedł do córki, aby się z nią rozmówić, za pierwszym słowem wyrzeczonymdostrzegł, iż Alfonsyna wyprzedziła jego tajemne życzenia.Spodziewał sięjakiegoś oporu, choćby dla ceremonii, a znalazł przez usta miss Burglifewyrażające się jak nagorętsze uwielbienie dla całego domu i dla ks.Roberta. Już nie ma co się z tym taić, rzekł stary po cichu, jawna rzecz że ks.Robertsię w tobie, moja Alfoniu, zakochał.Generał, który go zna najlepiej, oświadczyłmi że jeszcze go tak zajętym kobietą żadną nie widział, bo dla wszystkich jestzimny.Miałem sobie za obowiązek, moja duszo, szczerze się rozmówić z tobą.Niech mnie Bóg uchowa ażebym cię zmuszał, choćby do najpożądańszego dlamnie związku.Mów szczerze, niepodobna ich uwodzić i dawać nadzieje, jeśli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •