[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.widzieliśmy jak tenposłaniec jechał do dworku.A był zdrów jak ryba.tylko po swojemu smutny,bo wesołości już tak z przyrodzenia nie miał.Stara Jadwiga, kulawa jego gospodyni.która tam raz w raz na niego naglądała,bo mu i prażyła i służyła, kręciła się kiedy list odebrał.i postrzegła, żezałamawszy ręce, kląkł, modlić się zaczął i długo płakał jak dziecko.Dosiwychowanicy nie było w izbie, coś robiła na ogródku.aż Jadwiga znając, że jejsłówko u starego najlepiej pomoże, bo ją kochał gdyby własne, zaraz po niąpobiegła, i ściągnęła ją od kwiatków.Otóż nieboszczyk list ów schowawszy,posłańca bez odpowiedzi odprawił, tylko go opłacił, (bo on tu przychodziłpotem na piwo), a sam słyszę caluchną nockę oka nie zmrużył, jeno chodził alamentował.Dosia próżno się starała dowiedzieć nawet, co to było, tylko jejklęknąć kazał i zmówić anioł pański, nie wiem za czyją duszę.Tego dnia anispał, ani jadł, w sobotę pojechał z Dosią do kościoła i sprawił jakieśnabożeństwo za zmarłego, bardzo słyszę przystojne, a wieczór powróciwszy, taksię i położył w łóżko i obiegł.Nazajutrz ja latałam do dworku, myślę sobie, żesię albo co dowiem, albo poradzę, ale dostąpić go nie mogłam; Dosię tylko wełzach się rozpływającą widziałam.Posłali po doktora; ale jak przyjechał, tylkosłyszę głową kiwał, i zaraz powiedział, że z niego nic nie będzie.W tejnieszczęśliwej dziewczynie, bo to była gdyby rodzona córka, ducha prawie niestawało, tak ona go kochała.serce się krajało słuchając jej płaczu.że nieoszalała to łaska Boża, i teraz słyszę spokojniejsza.Już jak poszło na gorsze, toi przytomność stracił i siły, a co nasprowadzali znachorów, co robili, co radzili,nic nie pomagało.Otoż tak do wtorku się męczył biedaczysko i dopiero przedśmiercią odzyskał przytomność.a ze wtorku na środę Bogu ducha oddał. Jaka historya.rzekł Paweł pijąc powoli.Organista na którym przy znużeniu i gorąca poskutkowało piwo, szepnął mu wucho. Nikt, jako żywo prawdy nie wie!Piopinatorka mówiła dalej: Zostałaż się sierotą! ta nieszczęśliwa Dosia, jak palec! To musiała być krewna? spytał Paweł. Nie można wiedzieć.poczęła żywo propinatorka.bo. Otóż to jest, że nikt nic nie wie, z przyciskiem dorzucił organista. Dzieckiem maleńkiem ją tu przywiózł nieboszczyk i chował jak córkęrodzoną.a kochał.to się za nią rozpadał! Nie miał krewnych? zapytał ciekawy Paweł wysączając piwa ostatek. Kto ich wie! ale tu blizko nie słychać  ruszając ramionami ozwała sięszynkarka.posłali tam po kogoś. Cóś to się na długi rozhowor zabiera  przerwał organista  a tu,obowiązek, trzeba iść do ciała.więc żegnam pana Pawła.  Jakto! idziecie?  żywo zaprotestowała kobieta. Czy to mnie posiedzieć spokojnie! rozogniony marcem ozwał się organista.żywi i umarli wszyscy na mojej głowie, cała parafia.ksiądz próżnuje.chodzisię i modli się.a pan Jan musi być wszędzie.Juściż sami widzicie, że tak ciałanie mogę porzucić? Jest honor, jest, ale i kłopotu dosyć! westchnął kończąc iposuwistemi kroki schodząc powoli ze wschodków po summaryjnempożegnaniu z propinatorką i panem Pawłem.Szynkarka spojrzała nań gdy odchodził długo, z przekąsem jakimś i urazą, iodwróciła się do szlachcica, który siedząc w ganku przyglądał się nadchodzącejtuż tuż burzy. Widzicie go, kumy się słyszę, wstyda!.uważaliście! hę! też dobrego słowanie powiedział.głupi klecha! ! a! a! poczekajże, nie rychło cię drugi razpoczęstuję piwem.rychlej ci dam pomyjów.Ot to mi pan. At! dalibyście mu pokój, pani Balcerowa. pocieszył Paweł. aż to tamnie jedno mu na głowie, to się na politykę nie sadzi. Ale ja go znam. odparła szynkarka  całe życie dumna sztuka, górąnosa drze.a taki z chóru nie wylezie.Tożeśmy trzymali z nim dziecko uKarwowskich na Maleszowie.udaje, że nie poznał.a piwo wypił. I cicho już, darujcie mu  rzekł Paweł  co potem że na niego sięnawymyślacie. Tfu ! splunęła szynkarka.tak z nim jak bez niego.człek choć na szynku,ale czyściejszy może jak drugi przy kościele.Kiedyby serce wypatroszyć azobaczyć co w środku.Wtem burza nadchodząca spędziła ich z ganku do izby, a pan Paweł musiałkonia i wózek do stajni zaciągnąć.Chwilkę jeszcze trwały dąsy pani Balcerowej i zżymanie się na niewdzięcznegoorganistę, aż gdy zahuczał piorun i deszcz lunął jak z wiadra, troska o kopy, ozboże, o czeladkę wyprawioną z domu przerwała narzekanie.Nikt jeszcze z pola nie wracał, propinatorka się turbowała i z jednego oknazaglądała w drugie. Ależ leje! jak z rynny! pognoi dalipan, jak choć godzinę to potrwa.bylejeszcze Bóg chronił przypadku, bo pioruny siarczyste.Poczciwe serce kobiety zwróciło się do dworku, gdy nań spojrzała. A ta nieszczęśliwa Dosia sama tam jedna przy nieboszczyku.jak towytrzymuje.trzeci dzień! %7łeby nie kulawa Jadwiga nie byłoby komu słowa doniej przemówić.a i ta sobie w kącie płacze.Wtem, powóz dosyć porządny zatoczył się przed gospodę i zoczywszy go paniBalcerowa, zapomniała już o burzy, o deszczu, nieboszczyku i Dosi, a wracającdo gorliwego spełniania obowiązków swoich, wyleciała do sieni, żeby osobnąstancyę przybyłemu pokazać.Trzeba wiedzieć że ten pokój niby gościnny, jak we wszystkich niemal nie natrakcie stojących karczemkach, rzadko komu potrzebny, trochę sobie paniBalcerowa przywłaszczała, ale jako kobieta oględna i z jutrem żyjąca, na wypadek zawsze była gotowa do wystąpienia z niego.Stało w nim łóżkozasłane, kufer, beczka i tapczanik wakujący, było trochę worków z różnemizapasami, ale sam szynk czynny naprzeciwko się mieścił. Proszę pana! proszę!  zawołała sięgając do kluczów gosposia i otwierającdrzwi stancyjki  jest osóbna kwatera.i nie chwaląc się porządna.Przybyły, okryty płaszczem, suchy, ospowaty, blady, przykrej twarzymężczyzna, nic nie odpowiedział, i szparko wszedł do pokoju rozglądając się dokoła.Balcerowa przypatrywała mu się z wytężoną ciekawością, dzieciom iwieśniakom właściwą  on jej wzrokiem jakimś badawczym iprzeszywającym.Był to człowiek lat czterdziestu kilku, znać z powozu i ubioruzamożny obywatel, ale dziwnie nie miłej i wstrętliwej fizjognomii, i nic niemający w sobie szlachetniejszego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •