X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musiał ją przed tym ustrzec.- Przygotujcie się do podróży - polecił Klarze.Aleksander był przerażony postanowieniem Klary, by towarzy�szyć Joannie.Znał już całą jej historię.- Nie przejdziesz tej próby - szepnął.- Gdy królowa pochwycicię w swoje szpony, będziesz dla nas stracona.Jak często sprowadza�ła cię z twojej drogi?- To prawda - przyznała Klara - ale zawsze działo się to z miło�ści.Blanka długo była najważniejszą osobą w moim życiu.Dawałami oparcie.Nieważne, co uczyniłam, kim się stałam; zawsze bezwa�runkowo mnie kochała i troszczyła się o mnie.Sama narażała się na- 327- niebezpieczeństwo tylko po to, by mnie uratować.Dała mi dom,który teraz czeka na Joannę.- Traktuje Joannę jak zastaw! - wtrącił ze wzburzeniem Aleksander.- Być może.Ale będzie jej dobrze u Blanki. Styczeń 1229Blanka była dumna ze swego syna.Ach, gdyby tylko jego ojciecmógł zobaczyć, z jak szlachetnym opanowaniem pozdrawia baro�nów, z których niemal każdy przyprowadził ze sobą dwóch rycerzy.Tylko dwóch rycerzy!Gdy baronowie jeden za drugim opuszczali komnatę, królowąogarnęła ślepa furia.Lecz jej syn skłaniał głowę przed każdym z takąłaskawością, jak gdyby wszyscy przywiedli ze sobą potężne wojska.Jej zaledwie czternastoletni syn zachował się w tej sytuacji lepiej, niż�by potrafiła to uczynić ona.Wiedział równie dobrze jak matka, jakąwiadomość przesłał im przez tych baronów Mauclerc - dotrzymaliprzysięgi, ale nigdzie nie jest napisane, czy wasal na wezwanie królama go wspomóc dwoma czy dwoma tysiącami ludzi.Wszyscy przy�byli popierali tego matacza Mauclerca, nieodwołalnie zdecydowa�nego usunąć z tronu dynastię Kapetyngów.Osiem setek rycerzy, które zaoferował hrabia Szampanii, niewystarczą aby rzucić na kolana Piotra Mauclerca.Mając do dyspo�zycji jedynie te wojska, królowa nie zdoła odnieść zwycięstwa nadBretanią.Zniechęcona Blanka poszła do sali rycerskiej, gdzie spożywanoposiłki, i opadła apatycznie na ławę.- Zaśpiewaj mi jakąś pieśń, Tybaldzie - poprosiła - taką, którapodniesie mnie na duchu! I pozwoli zapomnieć ten przeklętydzień, w którym jedynie ty, mój drogi przyjacielu, dochowałeś miwierności.- 3 2 9 - Hrabia Szampanii, który dopiero w południe przybył do Paryżawraz z oddziałami zbrojnymi ze swego miasta Meaux, zbliżył się dokrólowej.Blanka podała mu łaskawym gestem dłoń.Tybald ujął jądelikatnie i odważył się ucałować koniuszki palców.- Pani - powiedział lekko drżącym głosem - mam dobre wiado�mości.Chwycił lirę korbową i zaśpiewał:Z głębokiego południa na me ziemieprzybył wczoraj, śpiesząc ku mnie niestrudzenie,niegdyś mieniący się obrońcą kacerzy kuzyn,Rajmund, co szlachetnym hrabią jest z Tuluzy.- Hrabia Rajmund - przerwała mu zaskoczona Blanka.- Zupeł�nie o nim zapomniałam!Skinąwszy głową, Tybald śpiewał dalej:Pragnie ci w Meaux hołdy, pani, złożyć,odwiedz go tam, drogi warto nadłożyć;widok Klary zawsze radował cię wielce,córka hrabiego także skradnie twe sera.- Klara! - wykrzyknęła poruszona Blanka.- Czy ona rzeczywi�ście przybyła razem z nimi?Tybald odłożył lirę, usiadł przy stole, wziął wielki kawał gęsiejpiersi, wbił w nią zęby, po raz kolejny skinął głową i wymamrotałz pełnymi ustami, z których kapał tłuszcz: - Zobaczymy, czy znówją będę musiał ratować.- Jut r o wczesnym rankiem ruszamy do Meaux - zadecydowałaBlanka.- Aby najechać na Bretanię, potrzebujemy liczniejszychwojsk, więc po drodze zastanowimy się, jak moglibyśmy zebrać nowe- 330- siły zbrojne, kiedy zawiedli nas baronowie.A na razie nie chcę sły�szeć ani słowa więcej o tej przykrej sprawie! - Spojrzała na Tybaldaw zamyśleniu.- Pomówmy lepiej o wspaniałych perspektywach, ja�kie otwiera przed nami traktat z hrabią Rajmundem, o Francji, się�gającej aż po Morze Zródziemne!Jednak gdy następnego dnia stanęła naprzeciw hrabiego Rajmun�da w sali rycerskiej zamku w Meaux, nie myślała już o Morzu Zró�dziemnym.Nie myślała w ogóle o niczym.Jak somnambuliczkawstała z tronu, ustawionego przez Tybalda pośrodku sali, i podeszłado człowieka, któremu na jej widok krew odpłynęła z twarzy.Przeżyła coś podobnego niemal dokładnie co do dnia przeddwudziestu ośmiu laty.Jak wówczas śliczny, podobny do elfa Lu�dwik oczarował małą dziewczynkę, tak teraz postawny, śniadolicyRajmund dojrzałą kobietę.Dawno zapomniane uczucia, spotęgo�wane wspomnieniem radosnych chwil małżeńskich, owładnęły jąbez reszty.Lekki rumieniec zabarwił jej policzki, gdy ostrożnie sta�wiała kroki, bojąc się, by zatrważający zamęt w sercu nie przywiódłjej do upadku.Nie zważając na dworską etykietę, Rajmund postąpił w kierun�ku Blanki i ujął jej ramię.Nie tylko po to, by ją podtrzymać - onrównież potrzebował oparcia.Przed nim stała nie królowa, której chciał się poddać, lecz kobie�ta, której poddać się musiał.Obraz Lisette, prześladujący go bezu�stannie przez ostatnie miesiące, zblakł w blasku oryginału.Lisettebyła zapowiedzią obietnicy, której spełnienie ucieleśniała stojącaprzed nim kobieta.Najchętniej padłby na kolana i dziękował Boguza łaskę, że mógł ją ujrzeć.Nie śmiał nawet marzyć o tym, by do�tknąć jej ramienia, jej skóry, a właśnie to czynił.Nic by go nie obe�szło, gdyby za tę niestosowność miał paść trupem na miejscu i przezcałą wieczność smażyć się w piekle.To było warte tej chwili.- 331- Blanka uniosła rękę, tę, której nie trzymał.- Niech wszyscy wyjdą! - rozkazała.- Chciałabym porozmawiaćz hrabią Tuluzy w cztery oczy.- Pani.- zaczął Tybald.Zmierzyła go tak lodowatym spojrzeniem, że Tybalda przebiegłdreszcz.Jako jedyny od razu pojął, co się stało.I ona wiedziała o tym.W jednej chwili ogromna sympatia, jaką darzył Rajmunda, zmieni�ła się w równie wielką nienawiść.Jak ten przybłęda, nieudacznikz heretyckiej Langwedocji ma czelność wywierać na królowej wraże�nie, nad którym on, Tybald, od dziesiątków lat niestrudzenie praco�wał? Dla którego żył? Oto wchodzi ten przystojny, smukły mężczy�zna do sali, patrzy tylko na Blankę, a ona, ta nieprzystępna kobieta,z miejsca traci dla niego głowę? Topnieje jak sopel lodu w słonecz�nym żarze południa? Posyła mu spojrzenie, jakim do tej pory obda�rzała jedynie króla Ludwika! To niesłychane!Tybald spisał zupełnie inny pakt niż ten, który spojrzenia i ciałatych dwojga zawarły właśnie na oczach wszystkich! Cóż za porażka,cóż za zdrada! I to ich obojga!Mimo że wewnętrznie pienił się ze złości, nie dał nic po sobiepoznać i zagrał swoją ostatnią kartą.- Muszę pozostać, pani, gdyż tylko ja znam szczegóły porozu�mienia, z którego powodu zebraliśmy się tutaj i które teraz musimynegocjować. I ponieważ ten zamek należy do mnie - dodał gniewnie w du�chu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl


  • Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.