[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przekomarzał się ze mną.Moim najlepszym przyjacielem był mój brat, znałam się z jego kumplami — w tym byłam dobra.Przekomarzanki i przerzucanie się dowcipami z chłopakami.Potrafiłam to robić i nie wychodzić na idiotkę.Wtedy nie będę myśleć, jak wielką mam na niego ochotę… być może.Tylko że miał na sobie czarny garnitur — mój ulubiony — oraz ciemną koszulę bez krawata.Nigdy dotąd nie widziałam go bez krawata.Musiałam użyć nadludzkiej siły woli, by utrzymać spojrzenie na jego twarzy, a nie na kawałku szyi nad rozpiętym kołnierzykiem.Miał włosy na klacie; koniuszki palców zaswędziały mnie, żeby ich dotknąć.Ale on czekał na moją odpowiedź.— Masz szczęście, że nałożyłam chociaż to — odpowiedziałam mu.— Zwykle pożeram fritos na kanapie i bez spodni.Jego brwi lekko i uroczo drgnęły w rozbawieniu, podczas gdy reszta twarzy zachowała stoicki spokój.— No tak, chyba na opakowaniu są właśnie takie instrukcje.Niestety kawior to inna bajka.— Nie mówiąc już o batonach z ziaren — podrzuciłam.Roześmiał się.— Racja.Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na drzwi pokoju.— Chyba jednak wrócę do karty dań w pokoju.— Mam ochotę zaciągnąć cię do łóżka — odezwał się — i posuwać, aż dojdziesz.Poczułam, że oczy robią mi się wielkie jak spodki.— Co takiego?Wyraźnie zdezorientowany powtórzył powoli:— Wybieram się do baru, może zejdziesz ze mną?— Aha — odezwałam się, z trudem łapiąc oddech i znów wypuszczając powietrze.— Idziesz na kolację?— To twój pierwszy raz? — zaczął, a gdy oboje otworzyliśmy szerzej oczy, dodał pośpiesznie:— W Nowym Jorku.Pierwszy raz jesteś w Nowym Jorku?— Tak — odparłam i ciaśniej owinęłam się szlafrokiem.— Może chciałabyś… — zaczął Niall, lecz przerwał i sięgnął ręką, by poprawić krawat, którego nie miał.Opuścił ręce.— Umówiłem się z bratem.Mieszka tutaj z żoną, mamy zjeść kolację.Będzie jeszcze kilku jego wspólników z pracy.Może dołączysz?Jego brat tu mieszka? Zachowałam tę informację na później, razem z szaloną ochotą pójścia tam z nim — pewna, że później będę to sobie gorzko wyrzucać — i pokręciłam głową.Nie zamierzałam im przeszkadzać.— Chyba po prostu…— Właściwie to wyświadczyłabyś mi przysługę — przerwał szybko.— Mój brat Max to niezłyagent — znów przerwał, jakby się zastanawiał, po czym lekko pokręcił głową i dodał: — Będziesz miłą odmianą.Jasne, przecież biję rekordy w gafach i z uporem wprowadzam nagość lub zażenowanie w każde nasze spotkanie.Stałam tak bez słowa znacznie dłużej, niż wypada.— Oczywiście jeśli nie chcesz…— Nie, nie! Przepraszam.Ja… daj mi dziesięć minut, przebiorę się i… — Wskazałam nakatastrofę na swojej głowie.— Wystarczy ci dziesięć minut? — zapytał sceptycznie.Boże, znów się ze mną droczy.— Dziesięć — potwierdziłam z uśmieszkiem.— Lub dwanaście, jeśli nie chcesz widzieć mojej spódnicy w bieliźnie.Niall zarechotał krótko, ku naszemu obopólnemu zaskoczeniu, po czym odzyskał panowanie nad sobą.— No dobrze.Będę czekał na dole.Do zobaczenia za dziesięć minut.* * *Nikt w historii nie przebierał się szybciej ode mnie.Jak tylko zamknęły się za nim drzwi windy, już mnie nie było.Zrzuciłam szlafrok, z walizki wyszarpnęłam niebieską sukienkę z dżerseju i skoczyłam do łazienki.Przemyłam twarz, po czym rzuciłam się na poszukiwanie kosmetyków.Z prędkością światła nałożyłam krem, podkład i puder.Odrobina pianki na włosy i już włączałam suszarkę, by wygładzić włosy kosmyk po kosmyku.Żelazko nagrzało się w kilka sekund, przejechałam nim po sukience i wyłączywszy je, odstawiłam.Umyłam zęby, nałożyłam róż, przeciągnęłam mascarą po rzęsach, a błyszczykiem po ustach— i narzuciłam na siebie sukienkę pięć minut przed czasem.Niestety zapomniałam o majtkach, więc pozostały czas wykorzystałam na wyciągnięcie ich z walizki, znalezienie ładowarki do telefonu i włożenie odpowiednich szpilek.Sięgnęłam po torebkę, sprawdziłam, czy sukienka zakrywa wszystko, co powinna, zaczerpnęłam powietrza, posłałam do nieba krótką modlitwę i weszłam do windy.ROZDZIAŁ CZWARTYNiallWlepiałem wzrok w windę, z której wyszła, absolutnie oniemiały.W mniej niż dziesięć minut przebrała się i wyglądała… olśniewająco.Poczułem jednocześnie zachwyt, że jestem obok niej, i lekki żal, że ta komplikacja — obecność Ruby — zakłóca suchą, rutynową i komfortową delegację.Przełknąłem ślinę i gestem wskazałem wejście do „Knave” za moimi plecami.— Zjemy coś?— Chętnie.— Jej szeroki uśmiech i zarys sylwetki, z której emanowała radość, wypłoszyływszelkie resztki myśli z mojej głowy.— Mogłabym zjeść konia z kopytami.Mam nadzieję, że podają steki wielkości twojej klaty.Uniosłem brwi rozbawiony.Roześmiała się i zaczęła szukać czegoś w kopertówce, mrucząc do siebie:— Naprawdę zwykle jestem nieco bardziej rozgarnięta.Chciałem zaprotestować; dla mnie Ruby była pełna życia i spontaniczna.Powstrzymałem sięjednak, gdyż tym razem chyba nie przejmowała się własnym spostrzeżeniem.— Będzie tam mój brat — przypomniałem jej.— I jego koledzy.Mam nadzieję, że ci to nieprzeszkadza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl