[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy o tym serio nie myślałam, ale tego roku zaczęłam rozważać jego zamiary.nie na pewno.ale tak od niechcenia.Urwała, potrząsając głową.- Pewnie rzeczywiście zaniedbywałam teścia.Nie, żebym go naprawdę zaniedbywała, ale myślami i uczuciem nie byłam przy nim.Kiedy zauważyłam, że Ruby go bawi, byłam nawet zadowolona.Dzięki temu miałam sama więcej swobody i mogłam pójść własnymi ścieżkami.Nigdy mi oczywiście przez myśl nie przeszło, że ona go tak.tak omota!- A gdy pani zorientowała się w tym? - zapytała pani Bantry.- Jakbym dostała pałką po głowie.Zgłupiałam zupełnie.I, niestety, rozgniewałam się.- No, ja bym się na pewno także rozgniewała - zapewniła ją pani Bantry.- Myślałam o Piotrze.Cała przyszłość Piotra leży w ręku Jeffa.Zdawało mi się, że Jeff uważa go za rzeczywistego wnuka - chociaż nim nie był.W ogóle nie jest z nim spokrewniony.I pomyśleć, że mój Piotr miał być wydziedziczony! - Jej kształtne ręce drżały.- Wydziedziczony! I to dla kogo! Dla takiej ordynarnej, chciwej, głupiej.och!Byłabym ją zabiła!Urwała z przerażeniem.Jej piękne ciemne oczy wpiły się z lękiem w panią Bantry.Wyszeptała:- Boże, co ja powiedziałam!Bezszelestnym krokiem zjawił się za nimi Hugo McLean.- Co pani powiedziała?- Niech pan siada.Państwo się znają, prawda?McLean przywitał się już z panią Bantry.Dopytywał się z uporem:- Co pani powiedziała?- Że potrafiłabym zabić Ruby Keene.Hugo McLean zastanowił się chwilę.Potem orzekł:- Nie, nie powiedziałbym tego na miejscu pani.Może to być źle zrozumiane.Jego spokojne i zamyślone szare oczy spojrzały na nią znacząco.Powiedział:- Niech pani uważa na to, co pani mówi.Niech pani uważa, co pani robi.W jego głosie dźwięczała przestroga.IIIW chwilę później, kiedy panna Marple wyszła z hotelu i przysiadła się do pani Bantry, Hugo McLean i Adelajda udali się na plażę.- Zdaje się, że bardzo jest przywiązany do niej - zauważyła panna Marple.- Przywiązany od wielu lat! Takie już ma usposobienie.- Rozumiem.Jak major Bury.Dziesięć lat starał się o jakąś wdowę w koloniach.Był przedmiotem drwin jej przyjaciół.Wreszcie zgodziła się zostać jego żoną, ale tydzień przed ślubem uciekła, niestety, z szoferem.Była bardzo ładna i na ogół ogromnie opanowana.- Tak, tak, ludzie nieraz wyprawiają dziwne rzeczy - przyznała pani Bantry.- Żałuję, że cię nie było przed chwilą.Addie Jefferson opowiedziała mi swoje dzieje: że jej mąż roztrwonił cały majątek, że kryli się z tym przed teściem, że tego roku czuła się zupełnie inaczej niż zwykle.- Prawdopodobnie zbuntowała się, że nie będzie stale żyła przeszłością.Ostatecznie wszystko ma swój kres.Nie można wiecznie przesiadywać w domu o zamkniętych okiennicach.Zapewne uchyliła teraz okiennice, zdjęła wdowi welon i to nie spodobało się teściowi.Czuł się opuszczony, choć nie sądzę, żeby choć przez chwilę orientował się, co się z nią dzieje.Ale na pewno nie był z niej zadowolony.Wskutek tego doszło do tej całej historii.Tak jak u Badgerów, kiedy żona zaczęła się interesować spirytyzmem.Pierwsza lepsza jako tako ładna buzia, umiejąca uważnie słuchać, dopięłaby tego same go celu.- Czy myślisz - nalegała pani Bantry - że ta kuzynka umyślnie sprowadziła Ruby Keene? Że to był jakiś spisek rodzinny?Panna Marple zaprzeczyła.- Nie, w to nie wierzę.Nie wierzę, żeby Josie była zdolna przewidzieć, jak ktoś za reaguje na dane zjawisko.Pod tym względem jest dosyć ograniczona.Ma pewien praktyczny spryt, który jednak nie przewiduje przyszłości.Tym wydarzeniem została zaskoczona.- Zdaje się, że wszyscy zostali nim zaskoczeni.I Addie - a nawet Mark Gaskell.Panna Marple uśmiechnęła się.- Gaskell sam ma niejedno na sumieniu.Dziki człowiek o drapieżnych oczach! To nie jest typ człowieka, który wytrwałby latami w roli żałobnego wdowca, choćby nawet bardzo kochał żonę.Wyobrażam sobie, jak im musiał ciążyć kult przeszłości narzucony przez starego Jeffersona.Oczywiście mężczyźnie zawsze lżej - dodała cynicznie.IVZdanie panny Marple o Gaskellu potwierdziła w tej samej chwili rozmowa między Markiem a Clitheringiem.Ze znamienną dla siebie szczerością Mark przystąpił od razu do sedna sprawy.- Zaczynam sobie powoli zdawać sprawę z tego, że dla policji muszę być najbardziej podejrzanym osobnikiem - rozpoczął.- Odkryli moje kłopoty finansowe.Trzeba panu wiedzieć, że jestem bankrutem.Jeśli stary Jeff umrze planowo za dwa miesiące i podzielimy się z Addie jego majątkiem, wówczas wszystko w porządku.Szczerze mówiąc, mam mnóstwo długów.Jeśli dojdzie do bankructwa, będzie to bankructwo wielkie.Jeśli natomiast uda mi się go uniknąć, sytuacja zmieni się radykalnie: wtedy ja będę górą i w dodatku będę bogatym człowiekiem.- Pan lubi hazard - wtrącił sir Henry.- Zawsze go lubiłem! Wszystko postawić na jedną kartę - oto moje hasło! To na prawdę szczęście dla mnie, że ktoś inny zadusił to biedactwo.Ja jej nie udusiłem.Nie jestem dusicielem.Nie przypuszczam, żebym był w stanie kogoś zabić.Jestem na to za [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •