[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Właściwie jestem tego całkowicie pewna.- Mówi pani: drugie ciało.Ale czyje?- No cóż, tę informację zatrzymam na razie dla siebie.- Domyśla się pani, gdzie ono jest?- Tak, tego też jestem pewna, ale potrzebuję trochę czasu, zanim będę mogła panu o tym powiedzieć.- Czy to ciało mężczyzny czy kobiety? Może dziecka albo dziewczyny?- Zaginęła jeszcze jedna dziewczyna - wyjaśniła panna Marple.- Nora Broad.Pewnego dnia zniknęła i nikt o niej więcej nie słyszał.Chyba znam miejsce, gdzie znajduje się jej ciało.Wanstead spojrzał na nią.- Wie pani, im dłużej pani słucham, tym mniej mam ochotę zostawić panią tutaj - stwierdził.- Ma pani tyle pomysłów, że może pani zrobić coś nierozsądnego albo.- przerwał.- Albo to wszystko, co mówię, jest pozbawione sensu?- Ależ nie to chciałem powiedzieć.Wie pani chyba za dużo i może się to okazać niebezpieczne.Lepiej jednak będzie, żebym został z panią.- Nie.Powinien pan jechać do Londynu i zająć się tymi sprawami.- Mówi pani tak, jakby wiedziała bardzo wiele.- To prawda.Muszę się jeszcze tylko upewnić.- Tak, ale to może być ostatnia rzecz, jaką pani zrobi.Nie chcemy mieć trzeciego nieboszczyka.- Och, nie obawiałabym się niczego takiego! - zawołała.- Jeśli któreś z pani przypuszczeń okaże się słuszne, grozi pani niebezpieczeństwo.Czy podejrzewa pani konkretną osobę?- Chyba tak.Ale trzeba to sprawdzić i dlatego muszę zostać.Zapytał mnie pan niedawno, czy gdzieś w pobliżu wyczuwam zło.Powiem więc, że czuję zło, a oprócz tego wielkie nieszczęście, strach czy jak pan woli, niebezpieczeństwo.Muszę coś z tym zrobić.Postaram się najlepiej jak potrafię, ale w moim wieku niewiele już można zdziałać.- Raz, dwa, trzy, cztery - zaczął liczyć pod nosem profesor.- Co pan liczy? - zapytała.- Osoby, które odjechały autokarem.Widzę, że nie interesują już pani, skoro pozwoliła im pani odjechać, a sama została tutaj.- Dlaczego miałbym się nimi interesować?- Sama pani powiedziała, że Rafiel wysłał panią na tę wycieczkę w jakimś konkretnym celu.Nie bez powodu znalazła się pani w Starym Dworze.Dobrze, ale może w śmierć Elisabeth Temple jest zaplątany jakiś uczestnik wycieczki.Pani jednak zostaje tutaj u trzech sióstr.- To niezupełnie tak.Obie sprawy mają rzeczywiście ze sobą związek.Chciałabym, aby ktoś mi wyjaśnił, na czym on polega.- Sądzi pani, że jest ktoś taki?- Możliwe.Spóźni się pan na pociąg, jeśli natychmiast nie wyruszy.- Proszę uważać na siebie - powiedział.- Dam sobie radę.Drzwi prowadzące z holu otworzyły się.Z hotelu wyszły dwie osoby - panny Cooke i Barrow.- Dzień dobry - rzekł Wanstead.- Myślałem, że pojechały panie z grupą.- Zmieniłyśmy zdanie w ostatniej chwili - oświadczyła panna Cooke z uśmiechem.- Właśnie odkryłyśmy kilka ładnych tras w okolicy i jedno lub dwa miejsca, które chciałybyśmy zobaczyć.Sześć, siedem kilometrów stąd, a więc można tam bez problemu dojechać autobusem, znajduje się na przykład kościół z zabytkową saksońską chrzcielnicą.Wie pan, na wycieczce oglądałyśmy tylko posiadłości i ogrody, a mnie bardzo interesuje architektura sakralna.- Mnie też - dorzuciła panna Barrow.- Niedaleko jest również Finley Park z ciekawą roślinnością.Stwierdziłyśmy, że znacznie przyjemniej będzie spędzić tutaj jeszcze kilka dni.- Zostają panie Pod Złotym Dzikiem?- Tak.Miałyśmy szczęście i dostałyśmy bardzo łacnt dwuosobowy pokój.Znacznie lepszy niż ten poprzedni.- Spóźni się pan na pociąg - przypomniała panna Manile.- Wolałbym, żeby pani.- zaczął Wanstead.- Poradzę sobie - powiedziała ponaglająco, a kiedy zniknął za rogiem, dodała: - Niezwykle miły człowiek.Tak się o mnie troszczy.A mogłabym być jego ciotką.- To był jednak dla wszystkich ogromny szok - zauważyła panna Cooke.- Może miałaby pani ochotę zwiedzie z nami St.Martins in the Grove - zaproponowała.- Bardzo panie uprzejme, ale nie czuję się dzisiaj na siłach.Może jutro.- W takim razie zostawiamy panią.Panna Marple uśmiechnęła się do nich i weszła do hotelu.ROZDZIAŁ DWUDZIESTYDOMYSŁY PANNY MARPLEPo lunchu panna Marple postanowiła wypić kawę na tarasie.Kończyła właśnie drugą filiżankę, kiedy jakaś wysoka, szczupła osoba wbiegła na schody, zbliżyła się do niej i przemówiła zdyszanym głosem.Okazało się, że to Anthea Bradbury-Scott.- Och, panno Marple! Usłyszałyśmy przed chwilą, że nie pojechała pani jednak z grupą.Nie miałyśmy pojęcia że pani zostaje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl