[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szepnęła coś, ale nie do mnie, do siebie.Usłyszałem tylko te słowa:- To zbyt okrutne!Tak powiedziała.Przeszła potem obok mnie i zaczęła wchodzić schodami na górę, wciąż mnie nie widząc, niby ktoś zapatrzony w jakąś wizję.Przypuszczam (chociaż nie mam na to żadnego dowodu), że poszła na górę po truciznę.Wtedy właśnie postanowiła zrobić to, co zrobiła.W tej samej chwili zadzwonił telefon.W innych domach zaczekałbym, aż telefon odbierze ktoś ze służby, w Alderbury jednak byłem tak zadomowiony, że czułem się członkiem rodziny.Podniosłem słuchawkę.Usłyszałem głos brata.Meredith był ogromnie wzburzony.Powiedział, że był przed chwilą w laboratorium stwierdził, że butelka z cykutą jest do połowy pusta.Nie chcę jeszcze raz rozwodzić się nad tym, co - jak teraz wiem - powinienem był wówczas zrobić.Wiadomość ta tak mnie oszołomiła, że w najlepszy sposób straciłem głowę.Meredith aż dygotał po tamtej stronie drutu.Usłyszałem kroki na schodach, powiedziałem mu więc tylko, żeby czym prędzej przyszedł.Wyszedłem na jego spotkanie.Na wypadek, jeżeli się pan nie orientuje w topografii, powiem, że z jednej posiadłości do drugiej było najłatwiej dostać się łodzią przez małą zatoczkę.Zszedłem ścieżką w dół do niewielkiej przystani.Aby tam dojść, musiałem przejść pod murami “Baterii”.Słyszałem głosy Amyasa i Elzy.Brzmiały bardzo wesoło i beztrosko.Amyas powiedział, że jest okropny upał (istotnie, jak na wrzesień, dzień był bardzo gorący).Elza odrzekła, że gdy tak siedzi na balustradzie, czuje zimny wiatr od morza.A potem dodała:- Strasznie ścierpłam od tego pozowania.Nie pozwoliłbyś mi, kochanie, na chwileczkę odpoczynku? - Na co Amyas zawołał:- Za nic w świecie! Wytrzymaj trochę.Przecież z ciebie silna dziewczyna.A powiadam ci, że idzie mi świetnie!Elza powiedziała na to śmiejąc się:- Ty brutalu!Potem już nie słyszałem nie więcej, bo byłem za daleko.Meredith właśnie nadpływał z przeciwnego brzegu - zaczekałem więc na niego.Przywiązał łódkę i wszedł po schodach na górę.Był bardzo blady i zatroskany.- Jesteś mądrzejszy ode mnie, Filipie - powiedział.- Poradź mi, co mam robić.To bardzo niebezpieczna trucizna.- Czy jesteś tego pewien? - zapytałem, bo trzeba panu wiedzieć, że Meredith był zawsze dość roztargniony.Może dlatego nie potraktowałem sprawy tak poważnie, jak powinienem.Odpowiedział mi, że jest całkiem pewien.Wczoraj po południu butelka była pełna.- I nie masz pojęcia, kto ją mógł zwędzić?Odpowiedział, że nie ma absolutnie pojęcia, i spytał, co ja o tym myślę.Czyżby ktoś ze służby? Odpowiedziałem, że to możliwe, chociaż moim zdaniem mało prawdopodobne.Drzwi są przecież zawsze zamknięte na klucz, prawda? Powiedział, że zawsze zamyka drzwi, a potem zaczął coś pleść o tym, że jedno z okien było na parę cali uchylone.Ktoś mógł się tamtędy przedostać.- Jakiś przygodny złodziej? - zapytałem sceptycznie.- Mnie się zdaje, Merry, że mogą tu wchodzić w grę bardzo nieprzyjemne możliwości.Spytał wtedy, co mam właściwie na myśli.Ja zaś odpowiedziałem, że jeśli naprawdę jest pewien, że mu skradziono tę truciznę, to prawdopodobnie zabrała ją Karolina, żeby otruć Elzę.Albo odwrotnie, Elza, żeby pozbyć się Karoliny i utorować drogę prawdziwej miłości.Meredith obruszył się na to.Powiedział, że to bzdurne, melodramatyczne pomysły, zupełnie nieprawdopodobne.Ja zaś odpowiedziałem mu:- No, ale trucizna znikła.W jaki sposób możesz ten fakt wytłumaczyć?Rzecz prosta nie potrafił na to odpowiedzieć.W gruncie rzeczy na pewno myślał to samo, co ja, ale nie chciał się do tego przyznać.Zapytał znowu:- Co teraz zrobimy?Ja zaś, skończony dureń, odpowiedziałem:- Musimy się nad tym dobrze zastanowić.Albo powiesz o kradzieży otwarcie wobec wszystkich, albo może lepiej pogadasz o tym sam na sam z Karoliną.Jeżeli dojdziesz do przekonania, że nic z tym nie ma wspólnego, zastosuj taką samą taktykę wobec Elzy.Meredith odpowiedział:- Co? Taka dziewczyna! Nie, absolutnie nie mogła tego zrobić!Odparłem, że wcale nie byłbym taki pewien.Rozmawiając szliśmy pod górę wąską ścieżką w stronę domu.Po tej ostatniej mojej uwadze obaj jakiś czas nie zamieniliśmy słowa.Znowu znaleźliśmy się pod “Baterią” i wtedy usłyszałem głos Karoliny.W pierwszej chwili myślałem, że odbywa się tam kłótnia we troje, ale po chwili przekonałem się, że tematem rozmowy jest Angela.Karolina protestowała przeciwko czemuś.“Nie wolno tak z dziewczyną postępować” - mówiła, na co Amyas odpowiedział coś z irytacją.Furtka ogrodu otworzyła się właśnie, kiedy znaleźliśmy się przy niej.Amyas speszył się trochę, widząc nas.Karolina wychodziła z ogrodu.Powiedziała:- Jak się masz Meredith! Dyskutowaliśmy nad sprawą wysłania Angeli do szkoły.Nie jestem wcale pewna, czy to będzie dla niej dobre - a Amyas odpowiedział:- Nie rób tyle histerii z powodu tej dziewczyny! Nic jej się nie stanie.Przynajmniej się jej pozbędziemy! W tej właśnie chwili Elza nadbiegła dróżką od strony domu.W ręku trzymała czerwony sweter.Amyas mruknął:- Chodź wreszcie i upozuj się.Nie chcę tracić czasu!Odszedł do sztalug.Zauważyłem, że się lekko zatacza i podejrzewałem, że musiał trochę pić.Gotów go byłem usprawiedliwić, biorąc pod uwagę wszystkie te przykre sceny i awantury.- Piwo jest zupełnie ciepłe - burknął.- Dlaczego nie można tu trzymać trochę lodu? Na co Karolina Crale odpowiedziała:- Zaraz ci przyślę trochę piwa prosto z lodówki.Amyas mruknął:- Dziękuję!Karolina zamknęła furtkę “Baterii” i udała się razem z nami pod górę do domu.Usiedliśmy obaj na tarasie, a ona weszła do wewnątrz.Po jakichś pięciu minutach na taras wyszła Angela, niosąc tacę, na której stały dwie butelki piwa i kilka szklanek.Dzień był upalny, powitaliśmy więc ten poczęstunek z przyjemnością.Podczas gdy pociągaliśmy piwo, przeszła obok nas Karolina.Trzymała w ręku inną butelkę piwa.Powiedziała, że zaniesie ją sama do ogrodu.Meredith ofiarował się, że ją wyręczy, ale oświadczyła stanowczo, że pójdzie sama.Byłem wówczas taki głupi i myślałem, że to wszystko po prostu z zazdrości: nie może znieść myśli, że Amyas i Elza są tam w ogrodzie sami.Zazdrość również zaprowadziła ją tam przedtem pod pretekstem narady w sprawie wyjazdu Angeli.Szła na dół krętą ścieżką, a ja i Meredith odprowadzaliśmy ją spojrzeniem.Nie zdecydowaliśmy jeszcze, co mamy robić dalej, gdy tymczasem zjawiła się Angela, wołając, żebym poszedł się z nią kąpać.Nie było sposobu zostać sam na sam z Meredithem, powiedziałem mu więc tylko:- Po lunchu - na co on skinął głową.Poszedłem więc kąpać się z Angelą.Popływaliśmy jakiś czas, potem położyliśmy się na skalach, żeby się opalać.Angela była trochę milcząca, co mi bardzo odpowiadało.Postanowiłem, że zaraz po lunchu wezmę Karolinę na bok i oskarżę ją bez ogródek o kradzież trucizny.Nie było sensu powierzać sprawy Meredithowi, miał za słaby charakter.Nie, zaatakuję ją znienacka.Będzie musiała oddać truciznę, a jeżeli nawet nie odda, to nie ośmieli się jej użyć.Im dłużej się zastanawiałem, tym większego nabierałem przekonania, że to ona.Elza była zbyt rozsądna i trzeźwa, żeby ryzykować coś podobnego.Miała głowę na karku i bałaby się o własną skórę.Karolina była typem zupełnie odmiennym.Niezrównoważona, porywcza i zdecydowanie nerwowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl