[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy mógł to być Bassington-ffrench? Nie wydaje się.Caymanowie bardziej odpowiadali jej wyobrażeniu o przemytnikach narkotyków.I jeszcze ta fotografia.Gdyby udało się wyjaśnić sprawę fotografii.Nicholsonów spodziewano się wieczorem na kolacji.Frankie kończyła się przebierać, gdy usłyszała samochód podjeżdżający pod frontowe wejście.Jej okno wychodziło właśnie na tę stronę.Wyjrzała.Zza kierownicy ciemnoniebieskiego talbota wysiadał wysoki mężczyzna.Frankie cofnęła się przezornie.Carstairs był Kanadyjczykiem.Doktor Nicholson także.A poza tym doktor Nicholson jest właścicielem ciemnoniebieskiego talbota.Budowanie czegokolwiek na tych przesłankach może się wydawać absurdalne, to jasne, ale czy troszkę nie za dużo tu zbiegów okoliczności?Doktor Nicholson był potężnie zbudowany, a jego zachowanie świadczyło o niewyczerpanych zasobach siły charakteru.Mówił powoli, w ogóle mówił niewiele, ale za to w taki sposób, że każde jego słowo zdawało się mieć wielką wagę.Nosił mocne szkła, a jego wyblakłe niebieskie oczy spoglądały spoza nich z rozwagą.Jego małżonka, szczupłe, dwudziestosiedmioletnie stworzenie, była rzeczywiście piękna.Wydawało się, że gorączkową paplaniną stara się pokryć lekkie zdenerwowanie.- Słyszałem, że miała pani wypadek, lady Frances - nawiązał rozmowę doktor Nicholson, zasiadając obok Frankie do stołu.Udzieliła wyczerpujących wyjaśnień.Zastanowiło ją własne wzrastające zaniepokojenie.Doktor był przecież po prostu życzliwie zainteresowany.Skąd to poczucie, że musi odpierać zarzuty, które nie zostały sformułowane? Niby dlaczego doktor miałby powątpiewać w jej słowa?- Tak, to musiało być przykre - rzekł, kiedy skończyła zbyt szczegółową relację.- Ale wygląda pani już doskonale.- Nie chcemy jej jeszcze uznać za całkiem zdrową.Zatrzymujemy ją u nas - rzekła Sylvia.Spojrzenie doktora przeniosło się na Sylvię.Coś jakby lekki uśmieszek pojawił się na jego wargach, ale znikł prawie natychmiast.- Bardzo słusznie.Powinna zostać u was jak najdłużej - rzekł poważnie.Frankie siedziała pomiędzy gospodarzem a doktorem Nicholsonem.Henry Bassington-ffrench był dziś w zdecydowanie kiepskim nastroju.Ręce mu drżały, nie wziął prawie nic do ust, a jego udział w konwersacji sprowadzał się do zera.Siedząca naprzeciwko niego pani Nicholson po paru bezowocnych próbach nawiązania rozmowy odwróciła się z widoczną ulgą do Rogera.Rozmowa potoczyła się dość swobodnie, ale Frankie zwróciła uwagę, że oczy pani Nicholson co rusz zwracały się ku mężowi.Doktor Nicholson opowiadał o życiu na wsi.- Czym, pani zdaniem, jest kultura, lady Frances?- Chodzi panu o wykształcenie? - spytała, mocno zaskoczona.- Nie.Mam na myśli kultury bakteryjne.Rosną i rozwijają się, wie pani, na specjalnych pożywkach.Podobnie jest na wsi.Tu jest przestrzeń i nieograniczone zasoby wolnego czasu, odpowiednie warunki do rozwoju, rozumie pani.- Ma pan na myśli jakieś złe rzeczy? - ciągle nie rozumiejąc, Pytała Frankie.- To zależy, lady Frances, od szczepu bakterii.Co za idiotyczna rozmowa, pomyślała Frankie.Ale dlaczego ciarki zaczynają chodzić mi po plecach, tego już nie umiem wytłumaczyć.Żartem powiedziała:- Czy mam rozumieć, że rozwijają się we mnie jakieś ciemne skłonności?Doktor Nicholson spojrzał na nią i odrzekł spokojnie:- Co to, to nie.Pani zawsze będzie po stronie prawa i porządku.Czy zdawało jej się, że położył lekki nacisk na słowie „prawo”?Wtem pani Nicholson odezwała się zza stołu:- Mój mąż chlubi się tym, że umie odgadywać ludzkie charaktery.Doktor Nicholson łagodnie pokiwał głową.- To prawda, Moiro.Interesują mnie szczególnie drobiazgi.- Ponownie zwrócił się do Frankie.- Słyszałem już przedtem o pani wypadku.W najwyższym stopniu zaintrygowała jedna rzecz.- Tak? - Frankie poczuła przyspieszone bicie serca.- Ten lekarz, który przejeżdżał, ten, który panią tu wadził.- Tak?- To musiał być dziwak.Żeby zawrócić samochód, rzucił się panią ratować.- Nie rozumiem.- A jak może pani rozumieć.Była pani nieprzytomna.Ale młody Reeves, goniec, który jechał ze Staverley na rowerze, mówi, że nie mijał go żaden samochód, a kiedy wyjechał zza zakrętu zobaczył kraksę i samochód doktora skierowany przodem w tę samą stronę, w którą i on jechał.Rozumie pani, o co chodzi? Lekarz nie przyjechał ze Staverley, bo nie mijał chłopaka, więc musiał przybyć z przeciwnej strony, z góry.Ale w takim razie samochód powinien być ustawiony przodem do Staverley, a nie był.To znaczy, że musiał zawrócić.- Mógł przyjechać wcześniej - powiedziała Frankie.- W takim razie zjeżdżając z góry musiałaby pani widzieć jego samochód.Był tam?Bladoniebieskie oczy przyglądały jej się badawczo zza grubych szkieł okularów.- Nie pamiętam.Chyba go nie było.- Zachowujesz się jak oficer śledczy, Jasperze - rzekła pani Nicholson.- Robisz z igły widły.- Interesują mnie drobiazgi.Zaczął rozmawiać z gospodynią.Frankie mogła odetchnąć z ulgą.Dlaczego ją tak przepytywał? Skąd tyle wiedział o wypadku? Powiedział, że interesują go drobiazgi.Czy tylko?Frankie pomyślała o ciemnoniebieskiej limuzynie marki Talbot i o kanadyjskim rodowodzie Carstairsa.Doktor Nicholson mógł być groźny.Schodziła mu z drogi po kolacji, trzymając się delikatnej i kruchej pani Nicholson.Zauważyła, że nie spuszcza męża z oczu.Zastanawiała się, czy to miłość, czy lęk.Nicholson zajął się Sylvią.O wpół do jedenastej, pochwyciwszy wzrok żony, zaczął się żegnać.- No i co myśli pani o doktorze Nicholsonie? - zapytał Roger, gdy wyszli.- Ma silną osobowość, prawda?- Podobnie jak Sylvia nie sądzę, żeby mi się podobał.Ona jest sympatyczniejsza.- Śliczna, ale głupiątko.Albo go ubóstwia, albo się go panicznie boi, trudno powiedzieć.- To samo przyszło mi na myśl - przytaknęła Frankie.- On mi się nie podoba, ale muszę przyznać, że ma w sobie jakąś siłę.Jestem przekonana, że leczy tych narkomanów skutecznie.Ludzie, których rodziny były w rozpaczy, przybywają do niego po ratunek i wychodzą uleczeni.To graniczy z cudem - rzekła Sylvia.- A czy wiesz - zawołał nagle Henry Bassington-ffrench - Co się tam u niego dzieje? Co wiesz o tych potwornych cierpieniach i mękach? Ktoś uzależniony od narkotyku zostaje nagle od niego odcięty, zupełnie odcięty, tak że dostaje szału i wali głową w mur [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl