X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
." i przypięte małe pla�kietki z nazwiskami kobiet, które chorują lub choro�wały na raka piersi: moja mama, moja profesorka zeszkoły średniej, kuzynka Tabithy - wszystkie jedopadła choroba.Bardzo dużo osób ma podobneplakietki.Zebrałyśmy mnóstwo pieniędzy.Ja dostałamsute datki od zespołu  Jogi na Co Dzień".Pode�jrzewam, że to z ich strony gest polityczny, ale co toma za znaczenie?Chciałabym opowiedzieć Monice o dzisiejszymdniu.Nie dlatego, żeby utrzeć jej nosa, ale to akuratcoś zgodnego z jej sposobem myślenia, co by napewno pochwaliła.Tłum zaczyna falować, zarazruszymy.Część z nas będzie biegła, część szła.Roseanne biegnie.Umawia się z nami na finiszui znika.My idziemy.- Gorąco - narzeka Tabitha, która zgodziła sięwziąć udział w marszu dopiero wtedy, kiedy 236 Ariella Papapowiedziałam, że jednym ze sponsorów jest jejukochane Krispy Kreme *.- Daj spokój, wieje wietrzyk, jest wspaniale.Idealny dzień na taką akcję.- O rany, popatrz.- Tabitha chwyta mnie zarękę.Kilka metrów od nas przebiegają Lacey i Wielka C,w markowych strojach do joggingu, pochłonięterozmową.- Lacey nic nie mówiła, że bierze udział w kweś�cie.Nie dała mi pieniędzy, ale zrzuciłam to na karbjej ogólnej zołzowatości.Jak myślisz, o czym mogągadać?- O diecie.Gratulują sobie nawzajem dobrejformy.To ich jedyna radość.Tabitha jest jak zwykle złośliwa, ale widzę, żeakcja robi na niej wrażenie.Mniej narzeka, zaczynasię nawet uśmiechać, ale musi zachować swój wize�runek.- Daleko jeszcze?- Niedaleko.- Mam nadzieję, że koniec będzie tak samodobry jak na AIDS Walk.- Nie wiedziałam, że brałaś udział w tym mar�szu.W tym roku też pójdziesz?- Może.- Regularnie bywasz filantropką.- Niech ci będzie.Jestem trochę rozczarowana, że marsz się koń�czy.Na finiszu czeka prasa, ludzie klaszczą i wiwa�tują, kiedy przechodzimy linię mety.Dołączam dotłumu, obserwuję napływających za nami uczest�ników, Tabitha tymczasem rozgląda się za Rose-* Sieć cukierni sprzedających pączki (przyp.tłum.). Koniec i początek 237anne.Jest sporo kobiet, biegnących i idących, którepojawiły się tutaj z myślą o sobie, nie tylko o innychchorych.Nie znam żadnej, ale jestem z nich dumna.Oklaskuję je zawzięcie.- Hej, Eve!Odwracam się, widzę Tab, Ro, a obok nich moichrodziców.O Jezu! Obydwoje są w strojach dojoggingu, mama ma na głowie jedną z chustek, którejej kupiłam.- Wy też biegliście?- A co myślisz? %7łe na darmo rzuciłem palenie? -Tata klepie się po trochę mniej wydatnym niżkiedyś brzuszku.- A ty jak się czujesz, mamo?- świetnie, skarbie.Mnóstwo kobiet z naszejgrupy rehabilitacyjnej bierze udział w biegu - po�myślałam, że to wspaniały pomysł.Nic ci niemówiłam, bo do końca nie byłam pewna, czy sięodważę.Obudziłam się dziś rano i wiedziałam, żemuszę.Zostawiłam ci wiadomość na sekretarce, alena pewno nie miałaś kiedy jej odsłuchać.Pora wyjąćkosz z różnymi pysznościami.Siadamy na trawie, jemy tartinki z serem, potemlody.Wyciągam się na trawniku i zasypiam.- Eve, kochanie.- Mama stoi nade mną.Wy�gląda znacznie młodziej bez długich włosów.Niemam pojęcia, jak długo spałam, mam wilgotnąpupę od trawy.- Tata i ja wracamy do domu.Podrzucić was podrodze na Chelsea?Siadam, rozglądam się.Tabitha i Roseanne niespały.Ciekawe, o czym rozmawiały z moimi rodzi�cami? Zbieramy się.Mama przypomina mi, że zadwa tygodnie są moje urodziny.Na szczęście todzień powszedni.Pojadę do domu, zjem kolację 238 Ariella Papaz rodzicami, weekend będę miała dla przyjaciół,jeśli, oczywiście, urządzą mi urodzinową imprezę.Rodzice żegnają się z nami.Roseanne gratulujemamie wspaniałego biegu (tak, mama biegła, a jaszłam), Tabitha dziękuje za smakołyki z piknikowe�go kosza.Potem siadamy na werandzie, Rosie robilemoniadę.- Coś czuję, że pójdę dzisiaj wcześniej spać- oznajmia Tabitha.- Upał ci dokuczył?- Dobrze się czujesz?- Zwietnie.Po prostu mam ochotę wrócić dodomu, wziąć kąpiel, wypróbować nową szminkę(dostałyśmy mnóstwo kosmetyków od sponsorów),może wypiję kieliszek koniaku.- Koniak? - wołamy chórem.- Tab, jest maj, lato za pasem.O tej porze rokupije się julep*.- Zadzwonię do was jutro, dziewczyny.Możezjemy razem tłusty lunch.Straciłam dzisiaj za dużokalorii.Nie mogę mieć kościstej pupy.Tab wychodzi.Patrzymy z werandy, jak za�trzymuje taksówkę.- Nie musi martwić się o swoją pupę.- O ile się założysz, że jedzie na spotkaniez facetem?- O ile się założysz, że najpierw wpadnie doKrispy Kreme na pączka?- Nie myślisz, że to dziwne, Eve? Kradnie naszenoszone majtki i sprzedaje przez Internet jakimśfetyszystom, a my uważamy to za zupełnie normal�ne?- Bardziej martwi mnie to, że pochodzi z jakiejś* Bourbon z miętą i cukrem na kruszonym lodzie (przyp.tłum.). Koniec i początek 239pipidówki w północnym Teksasie.- Roseanne pa�trzy na mnie zaszokowana.- Wygłupiam się, zupeł�nie mnie to nie obchodzi.Szkoda, że jej nie powie�działam, że mogłaby mi płacić procent od tychmajtek.Ale niech tam, jeśli dzięki Tabicie kilkupopaprańców będzie siedzieć w domu, zamiastwałęsać się po ulicach.- Chyba masz rację.Chcesz już iść spać?- Coś ty!W poniedziałek Tabitha zaczyna mnie męczyćpytaniami, w co się ubiorę na spotkanie z Prescottem.Próbuję o tym nie myśleć.Jeszcze mogę się wycofać.- Eve, specjalnie na tę okazję kupiłam ci nawyprzedaży kostium Maxa Mary.Idz! Zrób to dlamnie.Proszę.- Aha.Pamiętasz  Chłopców z ferajny"? Jacybyli podnieceni, kiedy Joe Pesci miał być przyjęty domafii? Oni mogli tylko o tym marzyć.A potem?Zgrabnie przylepiony do podłogi plastik - bum!!! -i po biednym Joem.Zroda przychodzi nie wiadomo kiedy.Przezupór Tabithy rujnuję się na sandałki za sto dolarów.Wyeksponuję w nich efekt pedicure, do którego teżmnie zmusiła.Twierdzi, że bez odpowiednich bu�tów i pomalowanych paznokci u stóp nie byłabymwiarygodna.- Nie sądzisz, że już nie jestem wiarygodna,biorąc pod uwagę, w jaki sposób dostałam się na tospotkanie?- Uspokój się, Eve, znowu zaczynasz histeryzo�wać.Tylko nie opowiadaj mi już filmów z pogmat�waną akcją.Wkładam kostium, który kupiła Tabitha.Wy�glądam w nim naprawdę niezle.Do pracy jadę 240 Ariella Papametrem.Kiedy powiew powietrza z tunelu roz�wiewa mi włosy, czuję się tak, jakbym zaczynałanowe życie.Kilka minut przed trzecią wsiadam do dyrektor�skiej windy.Nigdy nią nie jechałam.Przystaje poraz pierwszy dopiero na czterdziestym szóstympiętrze, ja muszę dotrzeć na sześćdziesiąte.Recepcjonistka taksuje mnie uważnie wzrokiem.- Jestem umówiona z Prescottem, to znaczyz Prescottem Nelsonem.- Proszę iść prosto.Mijam wielką kuchnię, salę konferencyjną i (ow�szem) siłownię.W końcu staję przed dobrze ubraną,niemłodą kobietą rezydującą za imponującym biur�kiem.- Witam.Jestem Colleen Brandes [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl


  • Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.