[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiedziała, czy Taylor przez całyczas siedziała na łóżku, czy może chodziła po pokoju.W końcu znalazła ramię na drugim końcupomieszczenia, za telewizorem, stale milczącym.Czy części ciała Taylor potrafiły same się poruszać?Brianna opowiadała, że Drake to potrafi: zebrać odcięte fragmenty swojego ciała z powrotem.Jakby żyływłasnym życiem.Czy Taylor należała teraz do tego samego gatunku, co Drake? Albo przynajmniej goprzypominała?Nie.Drake nadal wyglądał jak Drake.Taylor.hm.Ale może istniało jakieś podobieństwo.To dopierozagadka.Bardzo zagadkowa zagadka.Lana zaniosła ramię do łóżka - było lodowate - i przycisnęła je do kikuta.Skoncentrowała się, jak zwykleprzy leczeniu ran.Gdyby Taylor była istotą ludzką, moc Lany zapewne podziałałaby na nią.Ale próbazakończyła się porażką, podobnie jak wszystkie poprzednie.- Co ja mam z tobą zrobić? - zapytała Lana.- Czym ty jesteś? Bo człowiekiem nie jesteś.Ani nawetssakiem.Ani.Nagle uderzyła ją pewna myśl.Czy Taylor w ogóle jest zwierzęciem?I zaraz pojawiła się kolejna, trochę chora: a gdyby tak wyprowadzić Taylor na balkon, żeby pomachała dotych wszystkich gapiów?  Hej, kochani turyści, spójrzcie tylko! Oto pożywka dla waszych koszmarnychsnów!Zastanawiała się, co Sam, Caine, Edilio i Astrid myślą o tych gapiach, o tym, jak ci ludzie z zewnątrzwidzą ETAP.Tutejsza rzeczywistość była znacznie bardziej dziwaczna, niż potrafili to sobie wyobrazić.Niechodziło o to, że grupka dzieciaków została zamknięta w czymś w rodzaju bańki.To było wydarzenie bezprecedensu w historii planety Ziemia.Bariera nie stanowiła jedynie granicy, oddzielającej jakiś fragmentświata od całej reszty.Tu, w środku, działy się rzeczy, jakie po prostu nie mogłyby zdarzyć się na zewnątrz.Na przykład: dziewczyna, która potrafi uzdrawiać dotykiem.- Taa, lepiej nawet o tym nie myśleć - powiedziała do siebie.Spojrzała na Taylor, piękną dziewczynę omartwych oczach, złotej skórze i czarnych włosach, przypominających gumę.- Może jesteś bardziej rośliną?Zero odpowiedzi.- A może zrobiono cię z plasteliny?Rozległo się delikatne pukanie do drzwi.- Mogę wejść?- Nic nie stoi na przeszkodzie - odparła cierpko.Do środka wszedł Sanjit.- Jakieś zmiany?Lana potrząsnęła głową.- A jeśli ona nie jest zwierzęciem? Pomyśl, gdyby była rośliną.Co się robi, jeśli roślina się złamie i chcesię ją naprawić? Przynieś nóż.Ten duży i ostry.- Rośliną?Kiedy wykonał polecenie, powiedziała:- Teraz trzymaj kikut.Sanjit wzruszył ramionami.- Wiesz, Lano, to było jedno z tych zdań, bez których stanowczo mógłbym się obyć.-  Potrzymaj kikut.Wiele widział i przeżył w ETAP-ie, ale na widok Taylor ciarki chodziły mu po plecach.Mimo to podszedł dołóżka, robiąc krok ponad nogami Lany, i posłusznie ujął kikut w dłonie.Lana wzięła nóż do ręki i zaczęła odcinać z kikuta płaski kawałek.Taylor patrzyła, lecz nic niewskazywało na to, by odczuwała ból czy przykrość.Sanjit za to zrobił się zielony.Lana wzięła do ręki płaski odkrojony fragment, jakby to był plasterek mortadeli, uniosła go do światła iprzez chwilę przyglądała mu się krytycznie.Potem odłożyła na bok i odkroiła podobny kawałek zoderwanego ramienia.Potem przycisnęła mocno ramię do kikuta. - Przynieś mocną taśmę klejącą - powiedziała.- %7łe co?- Taśmę - powtórzyła niecierpliwie.- Albo zszywki.Cokolwiek.Po dwudziestu minutach Sanjit wrócił z rolką białego rzepu.- Jak niby mam to zrobić?- Po zewnętrznej stronie jest warstwa klejąca.Można użyć tego tak jak taśmy.Niczego innego niemogłem znalezć.Znalazłem zszywacz, ale to będzie lepsze.I mniej drastyczne.- Mięczak.Dawaj papierosa.Wyjął połówkę papierosa z kieszeni, wsadził jej do ust - Lana miała zajęte ręce, nadal przytrzymała ramięTaylor - i zapalił.Potem odwinął kawałek długości około trzydziestu centymetrów, odciął i starannie skleił obie częściramienia.Godzinę pózniej ostrożnie odwinęli taśmę.- Ha.Przykleja się - stwierdziła Lana.- Trochę, w każdym razie.Ha.No.Myślisz, że mógłbyś wybrać siędo miasta?- Po co? Chcesz skorzystać z mojej nieobecności i poszukać szlugów?- To też.Ale przede wszystkim zależy mi na tym, żebyś przyprowadził tu Sinder.Widziałam ją w mieście.Albo jest przy barierze i zabawia się machaniem do rodziców.Tak czy inaczej: przyprowadz ją.Ma rękę doroślin.- Nie czuję tego - powiedział Sam.Caine potrząsnął głową.- Ja też nie.Znajdowali się u wejścia do kopalni.Nawet nie musieli wcześniej o tym rozmawiać, obaj po prostuwiedzieli, że to będzie ich pierwszy przystanek.To tutaj, w głębi szybu, przez wiele lat mieszkał gaiaphage,ciągle rosnąc, przybierając na sile.To było gniazdo zła, jego dom.- Wchodzimy?- Nie - odparł Caine.- Byłem tam.Nie najlepiej się bawiłem.- Wyobrażam sobie.- Nie wyobrażasz sobie - powiedział Caine bezbarwnym głosem.Caine czuł, że Sam patrzy na niego, zniecierpliwiony, gotów wejść do wnętrza kopalni.Ale Cainewpatrywał się jak zahipnotyzowany w ciemny otwór.Niegdyś był on starannie wykończony ramą z drewna,lecz teraz przypominał raczej wyrwę w ziemi, wykrzywione usta o kamiennych zębach.Wspomnienie.Tamten strach pozostał w nim na zawsze.Ból.Osamotnienie.- Lana wie - powiedział w końcu Caine.- I Diana chyba też.- Ta myśl, fakt, który powinien był uświadomićsobie dawno temu, wstrząsnął nim.Kiedy wydostał się z tego strasznego miejsca i dotarł do domu, obłąkany, w stanie skrajnegowyczerpania, Diana mu pomogła.A kto pomógł Dianie?- Kiedy to dotknie twojego umysłu.- zaczął Caine - kiedy to naprawdę sięgnie w głąb ciebie, już nigdynie popuści.Nigdy nie znika.To coś jak rana, no wiesz, głębokie cięcie, które zaszyto, ale które nigdy dokońca się nie zagoi.- Lana to zwalczyła - zauważył Sam.- Ja też! - warknął Caine.Potem dodał spokojniejszym tonem: - Ja też.Nadal z tym walczę.To nadalsiedzi w mojej głowie.Czasami po mnie sięga.- Pokiwał głową, wyglądał, jakby zapomniał, że Sam jestobok.- Głód w ciemnościach.Tak, zwalczył to.Ale nie samodzielnie.Co jest? Nagle poczuł łzy pod powiekami.Próbował je powstrzymać.Diana karmiła go, opiekowała sięnim, myła go.A co on zrobił? Siedział w Perdido Beach, użalając się nad sobą, podczas gdy Diana tam była.Z tym.- To właśnie powiesz wszystkim, jeśli się stąd wydostaniemy? - spytał Sam.- Ze gaiaphage kazał ci torobić? Ja tego nie kupuję.Jeśli Sam spodziewał się agresywnej reakcji, to Caine musiał go rozczarować.Nie zamierzał wpaść wpułapkę.W tym momencie Sam w ogóle go nie obchodził. Zwiatło dnia gasło, na ziemi kładły się długie cienie.Musieli poszukać miejsca na nocleg.- Nie ma znaczenia, co powiem - odezwał się Caine miękkim głosem.- To nie ja opowiem tę historię,tylko jakaś setka dzieciaków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •  

     

    >
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agus74.htw.pl
  •