[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Berenger uśmiechnął się gorzko. Wszyscy jesteśmy dziećmi  powiedział. Tylko udajemy mężczyzn.LRT Rozdział 7Saint-Gilles nad Rodanem, Zima roku 1208Wiatr wiejący w delcie Rodanu sprawił, że ten styczniowy wieczór był wy-jątkowo zimny.Raoul cieszył się, że ma na sobie płaszcz z ciepłą podszewką,sięgający wysokich butów.W sali zamku należącego do Marcela de Saliers, ku-zyna Raoula, słychać było gwar rozmów, śmiech i stukanie pucharów, ale Raoulsłyszał ukrywany pod nimi ton strachu, a w oczach otaczających go mężczyznwidział napięcie.Dwie mile stamtąd, w pałacu Saint-Gilles, hrabia Raymond z Tuluzy i Pierrede Castelnau, papieski legat, prowadzili rozmowy.Berenger, jako jeden z dorad-ców Raymonda, wyjechał na naradę przed świtem.Pojawiły się już pierwszegwiazdy, a oni wciąż nie mieli żadnych wieści.O świcie jest światłoMiłość promieniejeJa jestem tym w światłościMoja dama nosi srebrny pasLRT Lśniący niczym księżycMiłość promieniejeMy jesteśmy światłością.Raoul spojrzał na trubadura, śpiewającego dla otaczających go ludzi, wśródnich i Claire.Miała na sobie swoją jedwabną ślubną suknię i przezroczysty woal,przypięty srebrną zapinką.Jej kasztanowy warkocz, gruby jak sznur dzwonu,sięgał jej bioder.Wyobrażał sobie jej pachnące ziołami włosy rozrzucone na po-duszce albo przykrywające jej różowe piersi.Trubadur robił do niej słodkie oczy,a ona śmiała się, przykrywając usta dłonią jak mała dziewczynka.%7łołądek Ra-oula ścisnął się miłością, pożądaniem i odrobiną zazdrości.Ktoś dotknął jego ramienia.Odwrócił się i dostrzegł, że jego ojciec powróciłw towarzystwie młodego rycerza zakonu templariuszy.Ich wełniane płaszczeprzyniosły chłodny zapach zimy. Myślałem, że nigdy nie wrócisz  powiedział Raoul. Na zewnątrz jestjuż chyba zupełnie ciemno. Tak  powiedział Berenger. Ciemniej, niż ci się wydaje.Raoul,chciałbym przedstawić ci Luke a de Beziers z preceptorium w Bezu.Luke jestprzez swoją matkę spokrewniony z żoną Marcela, więc jest też naszym krew-nym. Mam pretekst, żeby prosić tu dziś o gościnę  powiedział Luke, podającRaoulowi rękę. Hrabia Raymond jest tak rozwścieczony, że wolałem nie no-cować w pałacu. Jego ciemne oczy objęły zgromadzenie z bystrością żbika. Były jakieś problemy?  spytał Raoul.Berenger zaśmiał się kwaśno. W porównaniu z nimi piekło wydaje się lodową pustynią! Zaczęło siędość spokojnie, ale wkrótce zaczęli się sobie rzucać do gardeł.Legat powiedział,że dla Raymonda nie będzie przebaczenia, jeśli nadal będzie hodować katarów naswym łonie oraz otwarcie zatrudniać %7łydów i wyznawców innych zle widzia-nych religii.Hrabia Raymond na początku próbował go udobruchać, obiecał na-wet pozbycie się siejących największy rozkład, ale legat nie chciał o tym słyszeć.LRT  W głosie Berengera słychać było teraz gniew. Oskarżył Raymonda o zła-manie przysięgi wierności.Raymond powiedział, że przyjechał po to, żeby prze-dyskutować problem, a nie po to, żeby go obrażano i zanim się zorientowaliśmy,warczeli już na siebie jak dwa kundle na ulicy! Raymond wyciągnął sztylet i zagroził, że zabije de Castelnau dodał Luke.Raoul spojrzał na niego z przerażeniem w oczach.Berenger machnął dłonią. To tylko takie machanie szabelką.Przemoc wobec papieskiego legata by-łaby dla Raymonda równoznaczna z podcięciem sobie gardła i zaproszeniemFrancuzów, żeby tarzali się w jego krwi.Raoul skrzywił się. Tak czy inaczej musiał być doprowadzony do ostateczności.Nigdy nietraci panowania nad sobą. No cóż, dzisiaj stracił  powiedział Berenger.Rozłożył ręce. De Castelnau wyszedł z pałacu trzaskając drzwiami, a hrabia Raymondposzedł w jego ślady [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •